Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dramat Violetty

Treść

Prezentowana w tym nagraniu inscenizacja "Traviaty" została zrealizowana na festiwalu w Salzburgu w 2005 roku przez Braiana Large, stając się głośną sensacją o międzynarodowym zasięgu. Na czarnym rynku bilety na to przedstawienie osiągały wręcz astronomiczne ceny. Wszystko to za sprawą zupełnie innego spojrzenia na starą, poczciwą i ograną "Traviatę", której na dodatek zapewniono znakomitą obsadę.

Przedstawienie rozgrywane jest na niemal pustej scenie, której nadano specjalny kształt. Najważniejszy rekwizyt to potężny zegar, symbol czasu, jaki pozostał głównej bohaterce. W drugim akcie, kiedy bohaterowie przeżywają pełnię miłosnych uniesień, ginie on pod wzorzystą tkaniną. Ściągnie ją sama Violetta w chwili, kiedy zawali się w gruzy jej szczęście. W trzecim akcie zegar zostaje zniesiony ze sceny przez karnawałowy korowód - to już wyraźna zapowiedź tragicznego finału. Klamrą spinającą całą inscenizację jest stary doktor Grenvil. To on wręczy Violetcie kwiat białej kamei, stając się też niemym świadkiem jej tragedii i śmierci.
Przedstawienie zostało skonstruowane bardziej jako dramat muzyczny niż tradycyjna opera. Wszystko: pusta, pozbawiona zwyczajowych rekwizytów scena, współczesne kostiumy, oświetlenie (czasami wręcz upiorne), buduje konsekwentnie klimat nieuchronnego dramatu. Jednak największy ciężar kreowania tego przedstawienia spoczywa na solistach, którzy - jak mniemam - zostali przez reżysera zmuszeni do zupełnego wymazania z pamięci swoich dotychczasowych kontaktów z tą popularną operą Verdiego i budowania kreacji w zupełnie nowy sposób. Tu nie ma miejsca na koturnowych bohaterów opery, tutaj są ludzie z krwi i kości przeżywający największy w życiu dramat. Obie sceny zbiorowe, kluczowe dla całej akcji, poprowadzone bardzo dynamicznie, ale zupełnie inaczej niż każe tradycja, wręcz porażają swoim dramatyzmem.
Gwiazdą świetnej obsady jest bez wątpienia Anna Netrebko, budująca swoją kreację świetnym aktorstwem i równie pięknym głosem. Jej Violetta zachwyca nie tylko wspaniałe brzmiącym, bogatym w alikwoty głosem i kapitalną techniką, ale również naturalną swobodą jego prowadzenia. Ona nie epatuje widza żadnymi tanimi sztuczkami, ona daje prawdziwy, a zarazem subtelny obraz kobiety, która bezgranicznie kocha i gotowa jest w imię tej miłości na każde poświęcenie. Towarzyszy jej równie wspaniały, tak wokalnie, jak i aktorsko, Rolando Villazón. Przez lata mogliśmy tylko marzyć o takim Alfredzie, który w najbardziej naturalny sposób wydobędzie z tej partii cały jej dramatyzm, nie popadając ani na chwilę w przerysowaną ekspresję. Trzecią gwiazdą obsady jest znakomity pod każdym względem Thomas Hampson, który wycyzelował każdy szczegół tak kreacji wokalnej, jak i aktorskiej. Jego wielki duet z Violettą w II akcie to prawdziwa perła zarówno pod względem wokalnym, jak i aktorskim. W takiej sytuacji pozostali wykonawcy mogli już tylko usiłować dorównać głównym bohaterom, co sprawiło, że przedstawienie wciąga i fascynuje od pierwszej do ostatniej sceny. Oczywiście truizmem będzie wspominanie o pięknej grze i wspaniałym brzmieniu słynnych Wiedeńskich Filharmoników prowadzonych kompetentnie przez Carlo Rizziego, który również poszedł za założeniem reżysera i zrealizował całość bardziej jako muzyczny dramat niż typową operę, nie tracąc przy tym nic z uroku verdiowskiej melodyki. Gorąco polecam.
Adam Czopek
"Nasz Dziennik" 2006-12-07

Autor: wa