Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dramat Biało-Czerwonych

Treść

Dramat reprezentacji Polski! Podopieczni Leo Beenhakkera zremisowali wczoraj w Wiedniu z Austrią 1:1, tracąc bramkę w trzeciej minucie doliczonego czasu gry z kontrowersyjnego rzutu karnego, podyktowanego, a raczej podarowanego gospodarzom przez angielskiego sędziego Howarda Webba. W takich okolicznościach nasi praktycznie stracili szansę awansu do ćwierćfinału Euro 2008. Dla obu drużyn był to mecz o wszystko - pokonany tracił bezpowrotnie szanse awansu, remis ograniczał je do minimum. Nic dziwnego, że i Polacy, i Austriacy zapowiadali walkę na całego, przez pełne 90 minut. Dzień rozpoczął się nieszczególnie dla naszej reprezentacji - rano okazało się, że Leo Beenhakker nie będzie mógł skorzystać z usług kontuzjowanego Łukasza Piszczka. I choć dynamiczny pomocnik Herthy Berlin nie był przewidziany do podstawowego składu - kolejny uraz w kadrze musiał dotknąć całą naszą ekipę. Wcześniej kontuzje wyeliminowały z mistrzostw Jakuba Błaszczykowskiego, Tomasza Kuszczaka i Macieja Żurawskiego. Na szczęście do zdrowia wrócił Mariusz Lewandowski i Leo mógł odetchnąć. Absencja walecznego pomocnika byłaby ogromnym osłabieniem. Absencje i słabsza forma niektórych kadrowiczów wymusiły zmiany - na boisku, w porównaniu z pojedynkiem z Niemcami, pojawili się Mariusz Jop (na środku obrony, na lewą stronę za Pawła Golańskiego przesunięty został Michał Żewłakow), Marek Saganowski (zastąpił Wojciecha Łobodzińskiego) oraz Roger Guerreiro (za Żurawskiego). Pierwsze minuty meczu były dość wyrównane, ale z biegiem czasu coraz większą przewagę zyskiwali Austriacy. Sygnał do ataku dał w 10. minucie Andreas Ivanschitz, który próbował zaskoczyć Artura Boruca strzałem z rzutu wolnego z ponad 30 metrów. Polski bramkarz pewnie obronił i była to pierwsza z szeregu jego fantastycznych interwencji. Przez kolejne minuty nasi obrońcy wystawiali bowiem swego kolegę na ciężką próbę, mnożyły się proste błędy, które musiał naprawiać idol kibiców Legii Warszawa i Celticu Glasgow. W 11. minucie bezradny i wolny jak żółw Mariusz Jop dał się wyprzedzić Rolandowi Linzowi, Austriak znalazł się sam na sam z Borucem, ale nasz bramkarz kapitalnie obronił. Po chwili Artur dokonał rzeczy jeszcze bardziej niesamowitej, odbijając nogami uderzenie z pięciu metrów Martina Harnika. Było groźnie, było gorąco, było źle. W 16. minucie wydawało się, że gol wreszcie musi paść - Christoph Leitgeb pognał na pojedynek z Borucem prawie od połowy boiska, ale znów go przegrał. Niesamowite! Kilka chwil później w świetnej sytuacji znalazł się Gyorgy Garics, ponownie rewelacyjnie interweniował nasz bramkarz. To było kilka minut, które mogło wstrząsnąć polską drużyną i praktycznie rozstrzygnąć losy meczu. Tak się na szczęście nie stało tylko i wyłącznie dzięki niesamowitemu Borucowi. Jeśli dotychczas ktoś miał jeszcze wątpliwości, czy nasz reprezentant należy do grona najlepszych bramkarzy świata - ostatecznie musiał się przekonać. Postawa Boruca oczywiście cieszyła i była powodem do dumy, gorzej, że gra jego kolegów wyglądała fatalnie. Austriacy całkowicie zdominowali boiskowe wydarzenia, byli lepsi pod każdym względem, szybsi, bardziej motywowani. Nasi wyglądali przy nich jak bezradni juniorzy. Takiego scenariusza chyba nikt się nie spodziewał. I kiedy wydawało się, że gol dla gospodarzy musi paść, pierwszą akcję przeprowadzili Polacy - Euzebiusz Smolarek dokładnym, długim podaniem uruchomił na prawej stronie Marka Saganowskiego, ten ograł obrońcę i płasko strzelił - Juergen Macho odbił piłkę, tuż przed linią bramkową dopadł do niej Roger Guerreiro i po chwili Polska objęła prowadzenie. 1:0 - i raz jeszcze okazało się, jak niezwykłym sportem jest piłka nożna. Austriacy atakowali, dominowali, mieli mnóstwo szans, a gola zdobyli nasi. Do przerwy wynik się już nie zmienił, szczęśliwie, bo kolejne błędy Jopa mogły przyprawić o zawał serca. Na drugą połowę obrońca FK Moskwa już nie wyszedł, zastąpił go Paweł Golański. Kilka minut po wznowieniu gry Austriacy domagali się rzutu karnego za faul Golańskiego na Ivanschitzu - sędzia pozostał niewzruszony i chyba miał rację. W 51. min powinno być 2:0. Roger wyśmienicie zagrał do Smolarka, ten ograł obrońcę i znalazł się w sytuacji sam na sam z Juergenem Macho - niestety, przegrał ten pojedynek. Po chwili z ponad 20 m uderzał Dariusz Dudka - wysoko ponad poprzeczką. Gra Polaków wyglądała o klasę lepiej niż do przerwy, wreszcie walczyli, grali ofiarnie i - co najważniejsze - nie pozwalali rozwinąć skrzydeł rywalowi. W 62. min Biało-Czerwoni mieli kolejną szansę - po rzucie rożnym strzelał Jacek Bąk, dobijał Lewandowski - za każdym razem bronił Macho. Po chwili znów był górą, po "bombie" Jacka Krzynówka z rzutu wolnego. Do 93. minuty wynik się nie zmieniał. W tym momencie gospodarze wykonywali rzut wolny, jeden z nich wrzucił piłkę w pole karne, a sędzia uznał, że Lewandowski trzymał za koszulkę Sebastiana Proedla. Podyktował rzut karny, choć w meczu podobnych starć są zawsze dziesiątki. Polska - Austria 1:1 (0:1). Roger Guerreiro (30.) - Ivica Vastic (93. - karny). Żółte kartki: Marcin Wasilewski, Jacek Krzynówek, Jacek Bąk - Umit Korkmaz. Sędziował: Howard Webb (Anglia). Polska: Boruc - Wasilewski, Bąk, Jop (46. Golański), Żewłakow - Saganowski (83. Łobodziński), Dudka, Lewandowski, Roger (85. Murawski), Krzynówek - Smolarek. Austria: Macho - Garics, Proedl, Stranzl, Pogatetz - Leitgeb, Aufhauser, Ivanschitz (64. Vastic), Korkmaz - Harnik, Linz (64. Kienast). Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-06-13

Autor: wa