Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dr W. Repetowicz: Jedyną drogą do zniszczenia Hamasu jest uznanie Palestyny

Treść

Działania Izraela nie tylko nie zmierzają do trwałej eliminacji Hamasu, ale wręcz go wzmacniają, więc są kontrskuteczne. Jedyną drogą do zniszczenia Hamasu jest implementacja rozwiązania dwupaństwowego, czyli uznanie Palestyny (co nie jest zagrożeniem dla bytu Izraela). Natomiast cała polityka Netanjahu była obliczona na zniszczenie, skompromitowanie rozwiązania dwupaństwowego – mówił w poniedziałkowych „Aktualnościach dnia” na antenie Radia Maryja dr Witold Repetowicz, wykładowca Akademii Sztuki Wojennej.

Równo rok temu Hamas dokonał zmasowanego ataku na Izrael, rozpętując krwawą wojnę na Bliskim Wschodzie. Odpowiedzi Izraela są równie brutalne co działania terrorystów. Przez rok zginęły dziesiątki tysięcy osób. Jeszcze więcej straciło dach nad głową i zostało wysiedlonych. Strefa Gazy zmieniła się w strefę wojny, a teraz konflikt rozlał się na terytorium Libanu, na terenie którego funkcjonuje Hezbollah – islamska organizacja terrorystyczna działająca ramię w ramię z Hamasem i wspierana przez Iran. Teheran również włączył się do wojny, 1 października wystrzeliwując w stronę Izraela prawie 200 pocisków rakietowych.

– Zbrodnia Hamasu sprzed roku była i jest godna potępienia bez względu na to, jak oceniamy działania Izraela, które nastąpiły później, a te działania również trudno ocenić pozytywnie ze względu na gigantyczną liczbę ofiar cywilnych i (…) rozszerzanie tej wojny o Strefę Gazy, Zachodni Brzeg, i ostatnio Liban. W tej chwili cały czas czekamy na zapowiedzianą odpowiedź Izraela wobec Iranu – zwrócił uwagę dr Witold Repetowicz.

Po ataku z 7 października 2023 r. władze Izraela oznajmiły, że ich celem jest wyeliminowanie Hamasu i uwolnienie wszystkich zakładników.

– Izrael nie osiągnął żadnego z tych celów w Strefie Gazy, a osiągnął to, że obrócił w gruzy i niemalże zrównał z ziemią Strefę Gazy. Jest tam gigantyczna katastrofa humanitarna. Zginęło prawie 50 tys. osób, a Hamas cały czas jest w Strefie Gazy. (…) Działania Izraela nie tylko nie zmierzają do trwałej eliminacji Hamasu, ale wręcz wzmacniają Hamas jako ideologię, więc są kontrskuteczne. Jedyną drogą do zniszczenia Hamasu jest implementacja rozwiązania dwupaństwowego, czyli uznanie Palestyny (co nie jest zagrożeniem dla bytu Izraela). Natomiast cała polityka Netanjahu, (który zresztą prowadzi teraz wojnę również ze względów osobistych, ponieważ grozi mu więzienie), była obliczona na zniszczenie, skompromitowanie rozwiązania dwupaństwowego. To on pozwalał na pompowanie przez Katar pieniędzy do Hamasu i nadal nie chce się zgodzić na jakiekolwiek rozmowy na temat rozwiązania dwupaństwowego, chociaż – jak powiedziałem – jest to jedyna droga do zniszczenia Hamasu – mówił ekspert.

Z kolei jedynym sposobem na uwolnienie reszty zakładników z niewoli Hamasu było porozumienie o zawieszeniu broni, które odrzucił premier Izraela.

– Wkrótce prawdopodobnie problem sam się rozwiąże (…) w ten sposób, że ci ludzie stracą życie w niewoli (…). Oczywiście za to w pierwszej kolejności odpowiada Hamas, który ich porwał, który jest organizacją terrorystyczną (…), ale z drugiej strony odpowiada za to również Netanjahu, który zablokował drogę do ich uwolnienia. Netanjahu najwyraźniej nie jest zainteresowany zakończeniem tej wojny, bo otwiera kolejne fronty – podkreślił gość „Aktualności dnia”.

Rozmówca Radia Maryja zauważył, że Izraelczycy przez rok nie wyszli z traumy w którą wpadli po ataku z 7 października, ale cały czas się w niej „nakręcali”, co doprowadziło do „antymuzułmańskiego, antyarabskiego amoku” potęgowanego przez izraelskie media. Jak wskazał dr Witold Repetowicz, sieją one nienawiść do „Arabów w ogóle, a Palestyńczyków w szczególności” i dehumanizują ich w swoich przekazach.

– Nie mówię w tym momencie wyłącznie o Hamasie czy Hezbollahu, ale ogólnie o Palestyńczykach, Libańczykach, muzułmanach czy Arabach – podkreślił ekspert.

Spiralę nienawiści nakręcają też ostatnie działania Izraela w Libanie. Niszczą one ten kraj, i tak zmagający się przez ostatnie lata z poważnym kryzysem. Zdaniem gościa „Aktualności dnia”, Hezbollahu – podobnie jak Hamasu – nie da się całkowicie zniszczyć. Wskutek walk z islamistami najbardziej ucierpią libańscy cywile – tak samo jak ma to miejsce w Strefie Gazy.

W sytuację na Bliskim Wschodzie jest zaangażowana również Turcja. Z jednej strony stara się ona odgrywać patrona Palestyńczyków, co wynika z islamistycznej proweniencji partii prezydenta Recepa Erdogana, ale z drugiej strony nie ograniczyła ona w najmniejszym stopniu współpracy gospodarczej z Izraelem.

– Tutaj był pewien kontrast, który był coraz bardziej widoczny. W ostatnich wyborach samorządowych było to podnoszone przez partię islamistyczną konkurencyjną wobec partii Erdogana i przez to partia Erdogana straciła bardzo dużo punktów procentowych w wyborach, dlatego też w ostatnich miesiącach Turcja ogłosiła, że zrywa współpracę gospodarczą z Izraelem, ale wiele wskazuje na to, że nie do końca tak jest. Erdogan bardzo lubi zarzucać państwom arabskim (również tym, które nie mają stosunków dyplomatycznych z Izraelem), że wspierają Izrael, podczas gdy Turcja cały czas ma te relacje i raczej trudno sobie wyobrazić, by je zerwała (…). Ponadto warto zwrócić uwagę, że jeden z najbliższych sojuszników Turcji, czyli Azerbejdżan, jest jednocześnie bardzo bliskim sojusznikiem Izraela. Izrael wspierał Azerbejdżan w czasie wojny z Armenią w Górskim Karabachu, a Azerbejdżan jest głównym źródłem dostaw ropy naftowej do Izraela, która to ropa płynie przez Turcję. Turcja nie blokuje tego przepływu – wyjaśnił dr Witold Repetowicz.

W poniedziałek Recep Erdogan bardzo ostro wypowiedział się na temat Benjamina Netanjahu. Zdaniem tureckiego prezydenta, premier Izraela zostanie powstrzymany „tak samo, jak powstrzymano Hitlera”.

Mimo takich słów – zdaniem eksperta – Turcja nie w wesprze reżimu teherańskiego w ewentualnej wojnie irańsko-izraelskiej.

– Natomiast może wykorzystać sytuację i starać się wymusić na Stanach Zjednoczonych zgodę na rozprawę z Kurdami w Syrii czy też zgodę na to, żeby Azerbejdżan uderzył na Armenię i zajął prowincję Sjunik, która oddziela Turcję od Azerbejdżanu – zwrócił uwagę wykładowca Akademii Sztuki Wojennej.

Starcia na Bliskim Wschodzie mogą w każdej chwili przerodzić się w pełnoskalową wojnę. Dla mieszkańców Zachodu motywy walk nie są jednak do końca zrozumiałe. Nie jest to stricte wojna religijna, choć na pewno trwający konflikt charakteryzuje wykorzystanie religii jako broni przez fundamentalistów religijnych po obu stronach. Celem Hezbollahu jest przekształcenie Libanu w republikę islamską (czyli de facto teokrację) na wzór irański, Hamas wchodzi w skład Bractwa Muzułmańskiego, za to w Izraelu część polityków (w tym Itamar Ben-Gwir i Becalel Smotricz) reprezentuje fundamentalistyczny syjonizm związany z nurtem kahanistów, uznawanym do niedawna przez USA oraz Izrael za organizację terrorystyczną.

– Oni wierzą w zbudowanie Wielkiego Izraela w granicach określonych według nich w Księdze Rodzaju przez Boga. Ich wizja jest całkowicie irracjonalna – wyjaśnił rozmówca Radia Maryja.

Władze Izraela z kolei starają się przedstawiać prowadzoną przez siebie wojnę jako obronę cywilizacji zachodniej przed islamem.

– Co jest generalnie absurdem, bo fundamentaliści spod znaku Itamara Ben-Gwira i Becalela Smotricza nie mają nic wspólnego z cywilizacją zachodnią. Jest to więc tylko i wyłącznie propaganda izraelska – zwrócił uwagę ekspert.

Można zatem powiedzieć, że konflikt na Bliskim Wschodzie jest bardziej wojną fundamentalizmów niż wojną religijną.

Całość rozmowy z dr. Witoldem Repetowiczem jest dostępna [tutaj].

radiomaryja.pl

źródło: radiomaryja.pl, 7 października 2024

Autor: dj