Dotacje tylko dla "Europejczyka"
Treść
Jak Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej śmiała wystąpić o dofinansowanie swoich inwestycji z funduszy unijnych?! Przecież to taka "antyeuropejska" instytucja! - tak w skrócie można określić treść komentarzy, jakie ukazywały się w większości mediów po podaniu informacji, że Ministerstwo Rozwoju Regionalnego wpisało na listę projektów kluczowych rozbudowę bazy studiów inżynierskich w WSKSiM. Można było odnieść wrażenie, że nie ma w kraju większej afery.
W ten scenariusz wpisuje się też, niestety, unijna komisarz Danuta Huebner. Od tak wysokiego urzędnika mamy prawo wymagać roztropności, obiektywizmu, rozważnego dobierania słów, czego w jej piśmie, niestety, zabrakło. Bo z jednej strony Danuta Huebner zauważa, że nie zapadły jeszcze decyzje o kształcie programu "Infrastruktura i środowisko" i nie wiadomo, jakie projekty będą z niego finansowane. Ale z drugiej ostrzega, że "do Komisji docierają wypowiedzi renomowanych instytucji i międzynarodowych autorytetów, które kwestionują przestrzeganie przez Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej w jej działaniach statutowych podstawowych zasad europejskich". Huebner nie kryje, że są to "poważne zarzuty", a "Komisja nie może pozwolić na wykorzystanie funduszy europejskich na pośrednie lub bezpośrednie wsparcie działań niezgodnych z podstawowymi zasadami europejskimi, obejmującymi poszanowanie praw podstawowych". Ale jakie to są zasady? - tego pani komisarz już nie sprecyzowała. Szkoda, bo przeciętny Polak też nie wie, jakież to są te "prawa podstawowe" i na czym ma polegać ich łamanie przez WSKSiM. Łatwo się jednak domyślić, że różnym krajowym i unijnym ideologiom i urzędnikom przeszkadza profil uczelni, która chce nie tylko kształcić, ale i wychowywać młodych ludzi w duchu katolickim - to przecież jest jej podstawowe przesłanie. A coś takiego na pewno nie może się podobać lewicowym unijnym decydentom, dążącym do zupełnego wyrugowania z publicznego życia chrześcijaństwa i wartości, jakie ono niesie. I jak zawsze można jeszcze dorzucić argumenty o szerzeniu nietolerancji i fundamentalizmu religijnego, a przecież Unia jest "hipertolerancyjna" i "antyfundamentalistyczna". Najwyraźniej toruńska uczelnia oblała jakiś tajny europejski test, nie wiedząc jednak, jaki był skład komisji i zadawane pytania. Bo chyba żadnego sądu kapturowego nie było? W UE to przecież niemożliwe i takie nieeuropejskie.
Przy okazji powtarza się też inne "mocne argumenty", że WSKSiM występuje o dotacje unijne, a była przeciwko wstąpieniu Polski do UE. Ciekawa logika, bo skąd "autorytety" wiedzą, jak głosowali studenci i profesorowie? A poza tym, gdyby być konsekwentnym, trzeba by pozbawić dopłat bezpośrednich co trzeciego rolnika, który też w referendum głosował przeciw. Tylko jak wszystkich znaleźć, skoro głosowanie było tajne?
Tak samo należałoby odciąć od funduszy gminy, gdzie wskaźnik przeciwników UE podczas referendum był wyższy od średniej krajowej. Przecież jakieś konsekwencje za takie nieodpowiedzialne działania muszą być! Czekamy więc, kiedy KE ogłosi listę osób i instytucji niegodnych otrzymywania unijnych pieniędzy. Wtedy przynajmniej wszystko będzie wiadomo i nikt nie będzie tracił czasu i pieniędzy, aby przygotować wniosek o dotację.
Krzysztof Losz
"Nasz Dziennik" 2007-12-11
Autor: wa