Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dostaniemy po kieszeni

Treść

Podstawowymi celami realizowanymi w uchwalonym w piątek przez Sejm budżecie państwa na ten rok są: bezpieczeństwo finansowe państwa oraz ochrona polskiego społeczeństwa przed zubożeniem - tyle możemy przeczytać na stronie internetowej Ministerstwa Finansów. Co się kryje za tym "bezpieczeństwem i ochroną"? Od lutego przedsiębiorcy zapłacą wyższy podatek za zatrudnianie pracowników, utrzyma się stopa bezrobocia na poziomie rekordowym od kilku lat. W górę, także w wyniku podwyżki akcyzy, szybują już ceny paliw, a przy przewidywanej inflacji w wysokości 2,8 proc. emerytom i rencistom będzie musiało wystarczyć 71 złotych podwyżki świadczeń.

2012 - jak wynika z przewidywań rządu - ma być rokiem spowolnienia wzrostu gospodarczego. Jeszcze we wrześniu, na kilka dni przed wyborami, rząd Donalda Tuska obiecywał, wyrażając to w projekcie skierowanego do Sejmu budżetu państwa, 4-procentowy wzrost gospodarczy. Po wyborach założenia odnośnie do tempa wzrostu produktu krajowego brutto znacznie zredukowano - do 2,5 procent. To oznacza, iż w tym roku faktycznie możemy odczuć spowolnienie gospodarki, zwłaszcza że ostatnie szacunkowe dane Głównego Urzędu Statystycznego wskazują, iż w roku ubiegłym nasza gospodarka wzrosła o 4,3 proc. - to więcej niż 3,5 proc., które przewidywał rząd na 2011 rok.
Uchwalony w piątek przez Sejm budżet państwa na ten rok przewiduje deficyt budżetowy w wysokości 35 miliardów złotych. To więcej niż wyniesie dziura w budżecie za rok ubiegły. Minister finansów Jacek Rostowski ogłosił, iż ubiegłoroczny deficyt budżetowy zamknie się w kwocie 25-26 miliardów, choć w budżecie na rok 2011 zakładano, że deficyt wyniesie 40,2 miliarda złotych. Skubanie obywateli przez rząd z kolejnych miliardów nie jest przypadkowe. Komisja Europejska zobowiązała nasz kraj, abyśmy na koniec tego roku ograniczyli relację deficytu sektora finansów publicznych w stosunku do PKB do poziomu poniżej 3 procent. Choć sam rząd Donalda Tuska chwali się, że w porównaniu do sytuacji wielu innych państw Unii Europejskiej ta naszego kraju nie jest wcale najgorsza, karnie, jak przystało na "prawdziwych Europejczyków", praktycznie nie bacząc na konsekwencje - dla konsumentów i przedsiębiorców, skrupulatnie spełnia żądania eurokratów. Realizowana konsekwentnie przez ekipę Donalda Tuska polityka podnoszenia z roku na rok obciążeń podatkowych i parapodatkowych Polaków przynieść ma efekty w postaci osiągnięcia celu samego w sobie - spełnienia norm unijnych, czyli zejścia z deficytem poniżej 3 proc. PKB. Deficyt, który w 2010 r. wyniósł 7,8 proc., za rok ubiegły osiągnąć ma 5,6 proc., a w roku bieżącym - zgodnie z oczekiwaniami Komisji Europejskiej - 2,97 proc. PKB. Choć według wyliczeń KE będzie on jednak w tym roku wyższy - 3,3 proc. PKB.

Rząd da, rząd zabierze
Aby podczas prac nad ustawą budżetową rządząca koalicja miała jakiekolwiek argumenty, by przekonywać, iż cokolwiek dobrego jest w tym budżecie dla przeciętnego obywatela naszego kraju, rząd obiecał podwyżki. Praktycznie każda z tych obietnic zawiera jednak jakiś kruczek, sprawiając, iż nie jest aż tak atrakcyjna, jak wyglądała.
W tym roku na innych zasadach odbędzie się waloryzacja rent i emerytur. Świadczenia nie będą waloryzowane, jak zwykle procentowo, lecz kwotowo. Na takiej operacji mają zyskać emeryci i renciści, którzy pobierają najniższe świadczenia, poszkodowani mogą się za to czuć zwłaszcza ci, którzy otrzymywali emerytury w wysokości zdecydowanie powyżej przeciętnej. W rezultacie świadczeniobiorca otrzymać ma od marca 71 złotych podwyżki. Rząd przekonuje, iż to pewna forma pomocy dla najniżej uposażonych.
Warto nadmienić, że premier Donald Tusk w exposé obiecał - w wyniku czego zapewne zyskał punkty u najuboższych emerytów i rencistów - iż waloryzacja kwotowa będzie następować w kolejnych czterech latach. Rząd już jednak postanowił, biorąc pod uwagę wątpliwości co do konstytucyjności waloryzacji kwotowej, że nastąpi ona jedynie w 2012 roku. Wygłaszając exposé, premier Tusk o wątpliwościach co do zgodności z Konstytucją proponowanych przepisów zdawał sobie jednak sprawę.
W budżecie zapisano także podwyżki dla nauczycieli. Pensje nauczycielskie mają wzrosnąć o 3,8 proc., ale dopiero od września, a podwyżek nie da rząd, lecz samorządy. To problemem władz samorządowych stanie się takie zagospodarowanie rządowej subwencji oświatowej - której zwiększenie niekoniecznie idzie w parze z potrzebami wynikającymi ze wzrostu kosztów - by i na podwyżki pensji starczyło. Reakcją samorządów na nieotrzymywanie na edukację adekwatnych środków wspomagane demograficznym niżem jest coraz częściej zamykanie kolejnych szkół.
Premier obiecał też podwyżki pensji dla żołnierzy i policjantów - o 300 złotych dla każdego. Aby nie nadwątlić budżetu - dopiero od lipca. O podwyżki upomnieli się także inni pracownicy mundurówki, którzy poczuli się przez rząd pominięci. W ostatniej chwili przyjęto do budżetu poprawkę Platformy Obywatelskiej o przeznaczeniu 76 milionów złotych na podwyżki dla funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu, Służby Więziennej, Państwowej Straży Pożarnej i Straży Granicznej. Przy tym zastosowano jeszcze inny chwyt propagandowy - podwyżka będzie, ale od października, i to w dodatku wirtualna - tylko jeśli te 76 milionów nie zostanie w trakcie roku spożytkowane na zwalczanie skutków klęsk żywiołowych. Ostatecznie gniew mundurowych może rząd starać się skierować na poszkodowanego powodzianina czy też hodowcę papryki. Przez kolejny rok rząd postanowił natomiast utrzymać zamrożenie płac w sferze budżetowej.
To, co rząd obiecuje włożyć do kieszeni obywateli, w żaden sposób nie może się jednak równać z tym, ile chce z nich wyjąć. Tylko 7 miliardów złotych ekipa Donalda Tuska zamierza pozyskać na dodatkowym opodatkowaniu pracy. A to w wyniku podniesienia - od lutego - składki rentowej płaconej przez przedsiębiorców. Z 4,5 proc. do 6,5 proc. podstawy wymiaru wzrośnie składka rentowa płacona przez przedsiębiorców za zatrudnianych pracowników, a z 6 proc. do 8 proc. - płacona przez przedsiębiorców prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą. Przy tym w założeniach tegorocznego budżetu przyjęto utrzymywanie się rekordowo wysokiej stopy bezrobocia - 12,3 procent. Dla porównania w listopadzie ubiegłego roku wynosiła ona - 12,1 proc., na koniec 2010 r. - 12,4 proc., 2009 r. - 12,1 proc., 2008 r. - 9,5 proc. i 2007 r. - 11,2 procent. Od początku roku obserwujemy wzrost cen paliw, który bez wątpienia przełoży się na wyższe ceny podstawowych produktów. Na ten rok w budżecie założono inflację w wysokości 2,8 procent. Wyższe ceny paliwa - spowodowane m.in. wzrostem cen ropy - które już dały się we znaki aż tak, że mieliśmy do czynienia z zorganizowaną akcją protestacyjną kierowców, wspomaga rząd, podwyższając opodatkowanie paliw. Od 1 stycznia podwyższył akcyzę m.in. na olej napędowy. Ta operacja tłumaczona jest społeczeństwu koniecznością dostosowania wysokości akcyzy do wymogów unijnych. Mniej jednak eksponowana jest możliwość wystąpienia rządu do Komisji Europejskiej o czasowe ograniczenie opodatkowania paliw. Co w obecnej sytuacji - wysokich cen ropy na rynkach światowych - może być jak najbardziej uzasadnione. Nie chodzi jednak o to, by społeczeństwu w trudnym okresie ulżyć, ale aby wydrenować nasze kieszenie. Dokonana podwyżka akcyzy na paliwa przynieść ma w tym roku do budżetu 2,2 miliarda złotych.
Kolejne 380 milionów ma zostać pozyskane na podwyższeniu akcyzy na wyroby tytoniowe.
W zeszłym roku Donald Tusk ratował swój budżet podwyżką stawek podatku VAT. Od tego roku, choć jeszcze rząd nie podjął decyzji, iż ponownie podniesie stawki - pozwala już na to rządowi uchwalona w zeszłym roku przez Sejm ustawa - to jednak rośnie VAT na ubranka i obuwie dziecięce z 8 proc. na 23 proc. - to kolejne 160 milionów złotych do budżetu. Lepiej nie będą mieli też ci, którzy zechcą coś zaoszczędzić w bankach. Ekipa Platformy, która kiedyś szła do wyborów z hasłem likwidacji podatku od zysków z lokat bankowych, tym razem nie tylko nie zniosła podatku Belki, lecz także postanowiła od tego roku uszczelnić system tak, by niemożliwe stało się zakładanie lokat pomagających uniknąć zapłacenia podatku - operację oceniono na 380 milionów przychodów do budżetu.
Ogółem wydatki budżetu państwa mają zamknąć się w kwocie nie większej niż 328,7 miliarda złotych, a dochody 293,7 miliarda.

Artur Kowalski

Nasz Dziennik Wtorek, 31 stycznia 2012, Nr 25 (4260)

Autor: au