Dorsza znowu jest mało?
Treść
Zdjęcie: M.Borawski/ Nasz Dziennik
Międzynarodowa Rada Badań Morza (ICES) rekomenduje drastyczne ograniczenie w przyszłym roku połowów dorszy w Morzu Bałtyckim. Decyzję w tej sprawie mogą podjąć w październiku ministrowie rolnictwa i rybołówstwa krajów UE.
Obniżenie limitów połowowych miałoby przekraczać 50 proc. Dla Polski miałoby to też dalekosiężne skutki, gdyż w tym roku nasi rybacy mają prawo do wyłowienia około 20 tys. ton tych ryb, a gdyby państwa UE podzieliły stanowisko ICES, wtedy polskie kutry mogłyby wyłowić w 2015 roku mniej niż 10 tys. ton tych ryb. Gdyby tak się stało, to trzeba się liczyć z tym, że znowu część armatorów będzie zmuszona zamknąć swoją działalność, gdyż dorsz jest dla nich głównym źródłem dochodów.
Międzynarodowa Rada Badań Morza przekonuje, że cięcia są konieczne, gdyż stan ryb jest zły, zwłaszcza na wschodnim łowisku bałtyckim, czyli tam, gdzie głównie łowią polskie kutry. Co prawda populacja tych ryb odnowiła się po tym, jak przez kilka lat realizowano program ochrony dorsza (także w postaci ostrych redukcji limitów połowowych), ale ryby są w słabej kondycji. Ich bałtyckie stado składa się głównie z małych, wolno rosnących osobników. Dlatego organizacje ekologiczne i część naukowców wzywa UE do ochrony dorsza.
– To najwyższy czas, by politycy wreszcie się obudzili i zaczęli działać, by ocalić nasze morze – stwierdziła Hanna Paulomäki z międzynarodowej fundacji Oceana, zajmującej się badaniami morskimi.
Ochronie dorsza ma też sprzyjać ograniczenie połowów śledzia i szprota na tych łowiskach, które są naturalnymi żerowiskami dla tych drapieżnych ryb – dorsz bałtycki żywi się głównie szprotami.
Ale co ciekawe, naukowcy nie są w stanie precyzyjnie określić, jakie są przyczyny pogorszenia kondycji dorsza żyjącego w Bałtyku. Niektórzy twierdzą, że doszło do ograniczenia możliwości żerowania, gdyż duża część populacji szprotów i śledzi przeniosła się w inne rejony Morza Bałtyckiego. Ale też trudno jest wyjaśnić, dlaczego dorsz nie „wyemigrował”, podążając za swoim pożywieniem. Być może wpływ na to mają zmiany klimatyczne lub hydrologiczne. Ministerstwo rolnictwa w tamtym roku wydało komunikat, w którym podano, że „nastąpiło pewnego rodzaju terytorialne rozdzielenie zasobów dorsza stada wschodniego od jego naturalnego pokarmu, jakim są zasoby szprota i ograniczenie żerowania na nim”. Resort tłumaczył, że dorsz ze stada wschodniego zajmuje stanowiska na południowym Bałtyku, czyli w rejonie naszych łowisk, a zasoby szprota wzrosły w północnych łowiskach.
Nie wiadomo, jakie będą limity połowowe w przyszłym roku, ale wiadomo, że wejdą też w 2015 roku przepisy przeciwdziałające odrzutom w rybołówstwie. Teraz obowiązują regulacje, że rybacy muszą wyrzucać z powrotem do wody te dorsze, które mają mniej niż 38 cm długości. Niestety, takie sztuki i tak giną, a skala marnotrawstwa przekracza już 10 proc. połowów. Dlatego padła też propozycja zmniejszenia wymiaru ochrony dorsza do 35 cm. Mniejszych ryb i tak rybacy nie będą mogli wyrzucać, bo zostaną one przeznaczone na pasze. Z ich wykorzystaniem nie będzie problemu, gdyż mączki rybne są dodawane do pasz dla zwierząt gospodarskich.
Tymczasem część ekspertów ma wątpliwości co do tego projektu. Obawiają się bowiem, że rybacy wyłapią także młode sztuki i będziemy mieli potem duże kłopoty z odbudową populacji dorsza. Z drugiej jednak strony są też analizy wskazujące na to, że w Bałtyku mamy wielką populację tych ryb o rozmiarze do 40 cm, gdyż dorsz szybko rośnie do trzydziestu kilku centymetrów, a potem jego wzrost gwałtownie hamuje – tak więc dorosłe osobniki też są stosunkowo małe.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik, 3 czerwca 2014
Autor: mj