Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Doradcy mądrzejsi od lekarzy

Treść

Lekarze zatrudnieni w poradniach rehabilitacyjnych skarżą się, że Narodowy Fundusz Zdrowia nie konsultuje ze specjalistami przepisów, które ma zamiar wprowadzić w formie rozporządzeń. Tak było m.in. w przypadku rozporządzenia nr 17/2009, w którym oprócz zapisu o każdorazowym dostarczaniu przez pacjenta skierowania do lekarza rehabilitacji od lekarza pierwszego kontaktu jest jeszcze zapis o tzw. terapulsie. - To zarządzenie jest niepoważne. Terapulsu nie produkuje się od 12 lat - mówi w rozmowie z nami Rafał Olczyk z poradni rehabilitacyjnej REH MED w Ostrowie Wielkopolskim.

s"Pechowe" rozporządzenie nr 17 prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia weszło w życie 1 marca tego roku. W sprawie jego zapisów ponad dwa tygodnie temu interweniowało Polskie Towarzystwo Fizjoterapii, wysyłając do centrali NFZ pisma z apelami i argumentami wskazującymi na wady zapisów. Lekarze i rehabilitanci podkreślali, iż większość nowoczesnych gabinetów fizjoterapii i zakładów rehabilitacji nie posiada urządzenia określanego w zarządzeniu nazwą "terapuls". Gdyby nawet chciały go zainstalować, to i tak tego nie zrobią, bo nie jest on produkowany. A jeśli nawet gabinet dostałby gdzieś używany aparat, to musiałyby jeszcze wydać spore pieniądze na przeprowadzenie dodatkowych badań związanych ze szkodliwością emitowanego promieniowania elektromagnetycznego oraz na przystosowanie pomieszczeń.

- Kiedy się zorientowano i zauważono w NFZ nasze protesty, to dorzucono do rozporządzenia "łatkę", że "terapuls" ma być rozumiany jako impulsowe pole wysokiej częstotliwości. Ale nikt nie konsultował tego, ile jest skierowań na takie zabiegi, czy w ogóle to się stosuje. A prawda jest taka, że urządzeń typu "terapuls" się dziś już praktycznie nie stosuje, zaś NFZ nakazuje nam zakupienie sprzętu, który średnio kosztuje 25 tys. złotych. I dodatkowo trzeba dostosować do tego budynek, ponadto niektóre zakłady mogą nie mieć możliwości dostosowania się, bo tu chodzi o pole zagrożenia, ściany muszą być wykładane specjalnymi płytami. I oczywiście nikt nas nie zapytał, tylko jacyś doradcy w NFZ, którzy kompletnie się na tych sprawach nie znają, podpowiadają takie pomysły. To jest główna przyczyna problemów - podkreśla w rozmowie z nami Rafał Olczyk.

Wątpliwości lekarzy wzbudziła także forma wprowadzenia zarządzenia niezawierająca okresu przejściowego, co wiąże się z możliwością rozwiązania umów zawartych przez NFZ z wieloma gabinetami niespełniającymi stawianego w omawianym zarządzeniu wymogu. - Obawy te potwierdzają liczne uwagi napływające od fizjoterapeutów świadczących usługi z zakresu fizjoterapii i rehabilitacji. Dlatego zwracamy się z prośbą o rozważenie zasadności umieszczania opisanego urządzenia w zarządzeniu prezesa NFZ, co związane byłoby z wprowadzaniem nazwy własnej aparatu i sugerowaniem zakupu oraz powieleniem wyszczególnionego już działania w zestawie do magnetoterapii - pisali członkowie zarządu PTF, w tym prof. Zbigniew Śliwiński, konsultant krajowy w dziedzinie fizjoterapii.

NFZ poprawi zarządzenie?

Lekarze z różnych poradni rehabilitacyjnych wskazują w rozmowach z nami na wiele zjawisk, które pojawiły się po wejściu w życie rozporządzenia nr 17. Najwięcej emocji wzbudza wciąż zapis mówiący o każdorazowym posiadaniu przez pacjenta skierowania do lekarza rehabilitacji. - Jeżeli pacjent jest prowadzony przez poradnię rehabilitacyjną na stawy kolanowe, to bez sensu, żeby za każdym razem na wizytę musiał mieć skierowanie. To tworzy dodatkowe kolejki. Poza tym wywołuje tzw. załatwianie skierowań na zapas. Nie dość że doszło do tego, iż człowiek musi przewidzieć chorobę, to jeszcze musi mieć skierowanie z dużym wyprzedzeniem. Ludzie już w styczniu idą po skierowania, mimo że ich nic nie boli, bo wiedzą, że inaczej się zapiszą na luty lub marzec. W ten sposób powstają sztuczne kolejki. Później tacy ludzie albo nie przychodzą, albo przychodzą i chcą leczyć się w poradni na coś innego, niż mają skierowanie - podkreśla Olczyk. - Są kolejki. Jest część pacjentów, którzy przychodzą i mówią, że lekarz pierwszego kontaktu nie chce im wydać skierowania na rehabilitację. Jest część pacjentów, którzy na rehabilitację przychodzą w celach towarzyskich, i to przez cały rok. A ci, co potrzebują, nie mogą się dostać - powiedziano nam z kolei w poradni przy szpitalu na warszawskim Bródnie.

Konieczność weryfikacji przez lekarza efektów rehabilitacji jest - zdaniem NFZ - konieczna. - Kontrola lekarska pozwala nie tylko śledzić efekty terapii, ale również modyfikować rehabilitację w zależności od stanu pacjenta, a także przerwać ją, jeśli nie przynosi pożądanych efektów lub wywiera negatywny wpływ na stan zdrowia pacjenta, co również się zdarza, szczególnie u starszych pacjentów. Centrala NFZ współpracuje z nadzorem specjalistycznym nad modyfikacjami w zarządzeniu dotyczącym rehabilitacji - powiedziała nam rzecznik NFZ Edyta Grabowska-Woźniak.

- Jeśli NFZ miał takie przemyślenia, aby zlikwidować kolejki, wyciągnąć z tych kolejek ludzi, którzy aż tak bardzo rehabilitacji nie potrzebują lub naciągają NFZ (a jest to spotykane - mamy pacjentów, którzy idą do pięciu różnych lekarzy, mają pięć różnych skierowań i chodzą do pięciu różnych zakładów rehabilitacyjnych), to już NFZ wprowadził wcześniej pozytywne rozwiązanie. Chodzi o wykonywanie pięciu zabiegów dziennie, czyli likwidację tzw. maratonów - komentuje Olczyk.

Jednak i ten zapis ma dwie strony medalu. Problem mają osoby, które rzeczywiście potrzebują zabiegów, bo przykładowo, pacjent, który ma skierowanie na laseroterapię, krioterapię i ultradźwięki na stawy kolanowe, to lekarze rehabilitacji rozumieją to jako jeden zabieg, a NFZ jako sześć zabiegów. - Więc taki pacjent, który powinien chodzić na te zabiegi 2 tygodnie, przez takie rozwiązanie będzie na nie chodził dłużej, 4 tygodnie. Mam takie wrażenie, że doradcy w NFZ są, ale nie znają się na tym, nad czym pracują - podsumowuje Rafał Olczyk.

Izabela Borańska

"Nasz Dziennik" 2009-05-12

Autor: wa