Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Donald Tusk ucieka od odpowiedzialności

Treść

Senator Platformy Obywatelskiej Tomasz Misiak nie czuje, że w jakikolwiek sposób naruszył jakieś normy prawne bądź moralne. Firma, której senator jest udziałowcem, zgodnie z przyjętą przez parlament obecnej kadencji stoczniową specustawą doradza zwalnianym stoczniowcom w wyszukiwaniu ofert pracy. Podobnie jak w ostatnich przypadkach Waldemara Pawlaka czy Janusza Palikota, tak i w tej sprawie zabrania głosu unika premier Donald Tusk. A jeszcze niedawno zapewniał, że nie będzie tolerował w swojej partii i rządzie zachowań wskazujących na wystąpienie konfliktu interesów.

Senator Tomasz Misiak tłumaczył się wczoraj z zarabiania przez jego firmę na doradzaniu zwalnianym z pracy stoczniowcom. Firma Work Service, w której senator Platformy Obywatelskiej ma 30 proc. udziałów, została wybrana przez Agencję Rozwoju Przemysłu, aby doradzać zwalnianym w wyszukiwaniu ofert pracy czy szkoleniach. Na taką operację pozwoliła przygotowana przez rząd PO i PSL specustawa stoczniowa. Misiak wyjaśniał, że ustawy nie pisał i nie zostały też przyjęte żadne jego poprawki. Senator PO postanowił natomiast zrezygnować z zasiadania w radzie nadzorczej firmy. Obiecał również, iż sprzeda w niej swoje udziały "w najlepszym możliwym czasie", ale dopiero gdy skończy się kryzys gospodarczy. - Nie czuję, że naruszyłem jakieś normy prawne i moralne - zapewniał Misiak. Zaznaczył, iż oddaje się do dyspozycji władz partii. Dzisiaj o sprawie rozmawiać ma zarząd Platformy. Tomasz Misiak został niedawno, w miejsce Pawła Grasia obejmującego stanowisko rzecznika rządu, koordynatorem kampanii wyborczej PO do Parlamentu Europejskiego.
Choć przypadek senatora Misiaka wyszedł na jaw już przed kilkoma dniami, to do tej pory głosu w sprawie nie zabrał Donald Tusk. Szefowi rządu trudno się dziwić. Nie dość że Platforma Obywatelska naszych stoczni nie uratowała, to jeszcze teraz człowiek PO zarabia na ich upadku. To jednak nie pierwszy raz, kiedy premier nie wypowiada się o nieprzyjemnych dla siebie, rządu i Platformy Obywatelskiej sprawach. Wciąż bowiem Donald Tusk nie odniósł się do zarzutów stawianych w mediach wicepremierowi Waldemarowi Pawlakowi czy też do kolejnej sprawy Janusza Palikota - wyszedł na jaw następny przypadek, iż jedną z ustaw dla komisji "Przyjazne państwo", którą kierował, pomagał pisać lobbysta, który sam na ustawie mógł zarobić. Niewątpliwie takie chowanie głowy w piasek przez premiera to efekt podszeptów specjalistów dbających o dobry wizerunek szefa rządu. Premier, nie zabierając głosu w tak niewygodnych sprawach, kreuje się na osobę, której te nieprzyjemne rzeczy po prostu nie dotyczą. W wyniku uciekania od odpowiedzialności Donald Tusk znalazł się pod obstrzałem opozycji. - Przypomnę, że premier Tusk mówił, iż będzie potępiał najmniejsze odstępstwa od zasady bezinteresowności. W tym wypadku mamy do czynienia z ewidentnym konfliktem interesów. Czekam na reakcje premiera - powiedział Mariusz Błaszczak (PiS). Przywołał przy tym przykład Zyty Gilowskiej, która została wyrzucona z Platformy za znacznie lżejszą sprawę. Gilowska zatrudniała w swoim biurze poselskim synową, a właściwie kobietę, która została synową Gilowskiej w czasie, gdy pracowała w jej biurze poselskim.
W ostrych słowach zachowanie Tuska, które na pewno nie zasługuje na miano postawy męża stanu, ocenił szef SLD Grzegorz Napieralski. "Wszyscy rozumiemy ciężką pracę agencji PR, która dba o premiera i zakazuje mu pokazywania się przy okazji informacji innych, niż dobre, ale teraz to spora przesada. Mamy senatora i szefa komisji gospodarki, który napisał pod siebie ustawę, a później bez przetargu wziął ciężkie miliony złotych od upadającej stoczni. Mamy też Palikota, któremu napisał ustawę lobbysta, a ten ekspresowo przepchnął ją przez swoją komisję. Co na to premier? (...) Panie premierze, niech Pan będzie mężczyzną i powie Polakom, jak Pan zamierza zatrzymać tę lawinę błota, którą sami uruchomiliście naciągając, łamiąc i ośmieszając prawo" - napisał Napieralski na swoim internetowym blogu.
Artur Kowalski
"Nasz Dziennik" 2009-03-17

Autor: wa