Domingo w wagnerowskim repertuarze
Treść
Od dawna wiadomo, że artyzm i różnorodność repertuarowa Placido Domingo wymyka się wszelkiej klasyfikacji i porównaniom. Śpiewa w zasadzie cały repertuar tenorowy w operach włoskich, niemieckich i francuskich. Równie chętnie występuje w hiszpańskich zarzuelach. Ma w repertuarze 121 partii, w tym wiele wagnerowskich.
Domingo po raz pierwszy dał się namówić dyrekcji Opery w Hamburgu na zaśpiewanie partii tytułowego Lohengrina już w 1967 r. jako młody i niedoświadczony artysta. 14 marca odbyło się to debiutanckie przedstawienie "Lohengrina". Nie obyło się jednak bez drobnych kłopotów: Domingo opuścił kilka wersów w finałowym "Mein lieber Schwan", ale publiczność i krytycy przyjęli ten debiut bardzo gorąco. Niestety, konieczność szybkiego nauczenia się partii, kłopoty językowe pogłębiające intensywność przygotowań oraz trudności z przestawieniem się na zupełnie inny sposób śpiewania sprawiły, że pojawiły się problemy z głosem. Musiały być one poważne, gdyż Domingo zaczął się bać o dalszy rozwój swojej kariery. Na szczęście po czterech miesiącach głos wrócił do normy. Wszystko to sprawiło, że młody śpiewak na długie lata zawiesił zupełnie swoje kontakty z twórczością Wagnera.
Drugi raz na zaśpiewanie partii Lohengrina dał się namówić dopiero w 1984 roku. Stało się to 25 września podczas inauguracji 101. sezonu w nowojorskiej Metropolitan Opera. Jego partnerką w partii Elzy była Anna Tomowa-Sintow. Kreacja, jaką wtedy stworzył, okazała się wielkim wydarzeniem. Kilka miesięcy później, w styczniu 1985 r., Domingo pojawia się w partii Lohengrina na scenie Wiener Staatsoper, odnosząc swój kolejny wielki sukces. Publiczność dała temu dowód gorącą owacją, a wymagająca wiedeńska krytyka z zachwytem wyrażała się nie tylko o pięknym śpiewie, ale również o znakomitej kreacji aktorskiej. "Domingo pewnie budował dźwięki, prowadząc frazę w sposób odpowiedni dla sztuki Wagnera i własnej niezwykłej muzykalności... Jego czyste belcanto, nie traktowane jako sztuka dla sztuki, ale poparte artystyczną osobowością pozwala mu na kreślenie w pełni przekonywającej kreacji" - napisał jeden z wiedeńskich krytyków. Obecny na tej premierze Wolfgang Wagner, wnuk kompozytora i dyrektor Festiwalu w Bayreuth, gratulując artyście sukcesu, powiedział: "Myślę, że właśnie tak mój dziad wyobrażał sobie swojego Lohengrina". Czyż trzeba wyższej i bardziej rzeczowej oceny? Już miesiąc później Domingo powtórzył sukces na scenie MET. W 1990 r. wrócił do Wiednia jako Lohengrin i jak dotychczas był to jego ostatni występ w tej partii.
Skończywszy swoją przygodę z romantycznym Lohengrinem, podjął się zadania znacznie trudniejszego, partii tytułowego Parsifala w wielkim wagnerowskim misterium scenicznym. Debiutuje w tej roli 14 marca 1991 r. na scenie MET pod batutą Jamesa Levine'a, mając za partnerkę Jessye Norman. Nikt nie ma wątpliwości, że tego dnia Placido Domingo zapisał na swoim artystycznym koncie kolejny sukces, który zresztą już we wrześniu powtarza w Wiedniu, mając u boku Waltraud Meier. Miesiąc później, 7 grudnia, podczas inauguracji sezonu, podziwia go publiczność mediolańskiej La Scali, gdzie śpiewa Parsifala również z Meier pod batutą Riccardo Mutiego. "On jest po prostu doskonały" - pisała włoska prasa. Wreszcie 17 sierpnia 1992 r. staje po raz pierwszy na scenie w Bayreuth. Dyrektor Festiwalu Wagnerowskiego Wolfgang Wagner nie krył swojej wielkiej satysfakcji z faktu pozyskania tego artysty. Domingo, wspólnie z Waltraud Meier pod batutą Jamesa Levine'a, śpiewał dwa ostatnie festiwalowe przedstawienia. Jego obecność budziła zrozumiałą sensację wśród publiczności, która z tabliczkami "Suche Karte" szczelnie wypełniła pobocza prowadzącej na "Zielone wzgórze" alei Zygfryda Wagnera. Pierwsze przedstawienie zakończyło się blisko godzinną owacją. Na czarnym rynku za bilet na "Parsifala" z Domingo oferowano nawet 2500 marek. "Śpiewałem już Parsifala w MET, Wiener Staatsoper i La Scali, ale Bayreuth to zupełnie co innego, coś specjalnego. Znalazłem tu cudowną atmosferę i jestem szczęśliwy, że teraz już należę do tego zespołu. Specjalnie mi zależało na tym, by debiutować tutaj już tego lata i śpiewać wspólnie z Waltraud Meier, z pewnością jedną z najlepszych Kundry wszechczasów" - powiedział Domingo po występach w Bayreuth dziennikarzowi "Nordbayerischer Kurier". W 1993 r. i dwa lata później publiczność tego festiwalu mogła podziwiać ponownie wspaniałą kreację "czystego prostaczka". "Domingo jest wspaniałym Parsifalem, z barytonowym ciepłem głosu wznosi się na wyżyny belcanta, gdzie jego niemieccy koledzy zachowują się raczej ostrożnie i z rezerwą" - napisano w "Nürnberg Nachrichten" w 1993 r. "Domingo triumfował w Bayreuth jako Parsifal. Szybko przekonał nas tenorowy blask jego głosu, inteligencja i serdeczne uczucie tego artysty wyjątkowej klasy" - to zdanie "Süddeutsche Zeitung" z 1995 roku.
Rok 1998 to występy na scenie Rovello oraz w koncertowych wykonaniach "Parsifala" w londyńskim Royal Festiwal Holl, Operze Rzymskiej i Salzburger Festspiele. Z kolei 2001 rok to sukcesy na scenach Waszyngtonu, Paryża, Madrytu i MET. Na tej ostatniej scenie jest od 1991 r. czołowym wykonawcą tej partii.
Rok po nowojorskim debiucie w "Parsifalu" Domingo decyduje się zaśpiewać Zygmunta w "Walkirii". 19 grudnia 1992 r. pod batutą Christopha Dohnany'a debiutuje tą partią w Wiener Staatsoper. Jego partnerką jest Waltraud Meier, która również pierwszy raz śpiewała partię Zyglindy. "Domingo w partii Zygmunta był jak sen o nie odkrytych pokładach wagnerowskiego belcanta, kusząco lekkiego i pełnego olśniewających fraz, doskonale zharmonizowanego z tekstem" - to fragment jednej z recenzji. Po wiedeńskim sukcesie oczywiście spływają kolejne propozycje występów w tej partii: Wiedeń 1993 rok, 1994 La Scala (na otwarcie sezonu). Od 1996 r. pojawia się regularnie na scenie MET. Ponadto występy w Berlinie, Londynie (1996), Monachium (2000). W tym samym roku debiutuje jako Zygmunt na Festiwalu w Bayreuth w nowej inscenizacji Jürgena Flimma. "Czy jest jakiś inny tenor, który skończywszy sześćdziesiątkę, zdecydowałby się na debiut w tej trudnej roli? Odpowiedź na to pytanie pokazuje wielkość Placido Domingo, zapewne największego tenora stulecia, z którym żaden ze współczesnych nie może się równać. Muzyka R. Wagnera nie jest jego domeną, a jednak podjął kolejne ryzyko artystyczne. Wagnerowskie role wymagają od tenora śpiewania w tzw. wysokiej średnicy, co zawsze było mocną stroną Hiszpana. Ale ważniejsze jest to, że jego głos ma blask, świeżość i dźwięczność, jakby upływający czas nie odgrywał żadnej roli... Wizualnie i aktorsko to wprost wymarzony i nieustraszony Zygmunt, który ginie nie z powodu własnej słabości, lecz z woli bogów" - napisał po tym występie Jacek Marczyński w "Rzeczpospolitej". "Domingo wnosi cenną włoską jakość do wagnerowskiego stylu - giętkość głosu i liryzm, przekształcający bohatera w postać obdarzoną emocjonalną głębią" - napisano po występie w nowojorskiej Metropolitan. W maju 2001 r. podziwiano go jako Zygmunta w St. Petersburgu pod batutą V. Giergieva.
Jak Placido Domingo śpiewa wagnerowskie partie, będziemy się mogli przekonać już dziś, 22 października. Tego dnia wystąpi na scenie stołecznej Opery Narodowej - Teatru Wielkiego w partii Zygmunta w koncertowym wykonaniu "Walkirii".
Adam Czopek
"Nasz Dziennik" 22-23 października 2005
Autor: mj