Doktryna Obamy: aborcja na całym globie
Treść
Izba Reprezentantów Stanów Zjednoczonych zatwierdziła projekt ustawy, który powołuje w ramach Departamentu Stanu nową instytucję - Urząd do spraw Kobiet. Demokratyczna większość jest przekonana, że ustawa będzie promować prawa kobiet na całym świecie. Jednak zdaniem republikańskiego kongresmana Chrisa Smitha z New Jersey, nowy urząd jest częścią zakulisowej polityki administracji Baracka Obamy mającej na celu promocję aborcji za granicą. Ma się tym zająć Melanne Verveer, którą na szefową urzędu powołała sekretarz stanu Hillary Clinton.
- Kto nadaje się lepiej na to stanowisko, nowe stanowisko ambasadora "globalnych spraw kobiet", jak nie jedyna i tylko jedyna Melanne Verveer - powiedziała patetycznie Hillary Clinton. Jak poinformowała, Verveer będzie "istotnym głosem, aby upewnić się, że problemy kobiet i dziewcząt pozostały centralnym elementem amerykańskiej polityki zagranicznej". - Teraz jesteśmy administracją, która chroni prawa kobiet, włączając ich prawa do zdrowia reprodukcyjnego - przyznała Clinton podczas posiedzenia członków Komisji Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów, zaznaczając, że... "zdrowie reprodukcyjne to także dostęp do aborcji".
Veerver jako zwolenniczka zabijania poczętych dzieci pełniła funkcję szefa sztabu Hillary Clinton, gdy ta była jeszcze pierwszą damą. Verveer i była amerykańska ambasador przy ONZ Madeline Albright są również założycielkami grupy Vital Voices, bardzo aktywnej choćby podczas konferencji ONZ w Pekinie w 1995 roku, gdzie jej działaczki akcentowały prawo do aborcji jako jedno z podstawowych "praw kobiet". W 2005 r., w dziesiątą rocznicę pekińskiego spotkania, senator Clinton uczestniczyła w spotkaniu grupy Melanne Verveer, gdzie także akcentowano potrzebę większej dbałości o "interesy kobiet". Wtedy to Clinton umiejscowiła zwiększenie dostępności do aborcji w krajach Trzeciego Świata na szczycie listy tych interesów.
Marie Smith, dyrektor Parliamentary Network for Critical Issues (Parlamentarnej Sieci Zarządzania Kryzysowego), poinformowała, że utworzenie tego stanowiska i zatrudnienie Verveer oznacza promowanie przez USA zabijania dzieci poczętych na skalę globalną. Zdaniem Marie Smith, plany Obamy i Clinton zmierzają do obalenia wśród innych narodów zasady bezwzględnego respektowania prawa do życia, które jest głęboko zakorzenione w ich kulturze i religii. - Jest to rażące lekceważenie suwerennego prawa i polityki narodów, które szanują nieodłączną wartość i godność życia ludzkiego i które traktują nienarodzone dzieci jak cennych członków rodziny - powiedziała Marie Smith. Zarzuciła prezydentowi Barackowi Obamie promocję aborcji, podczas gdy kobiety potrzebują prawdziwej pomocy, począwszy od wsparcia finansowego w celu poprawy opieki zdrowotnej i edukacji.
- W kontekście tego, co administracja Obamy zrobiła dotychczas, myślę, że jest to całkiem jasne - powiedział z kolei kongresman Chris Smith, cytowany przez Catholic News Agency (CNA).
Republikanin zaproponował poprawki do ustawy, które mogłyby ograniczyć działalność nowego urzędu do niesienia rzeczywistej pomocy kobietom, ale bez promowania aborcji. Według Smitha, jego poprawki mogłyby stworzyć ustawę dotyczącą "faktycznych praw człowieka, a nie służącą zamaskowanym naciskom na aborcję za granicą". - Administracja Obamy "pracowała agresywnie" w celu promocji aborcji na całym świecie - zarzucił rządowi republikański polityk. Oskarżył też Demokratów o hipokryzję, bo obiecywali, że ustawa nie będzie prowadzić do promocji aborcji poza granicami USA, co było "podstępnym krokiem, by wprowadzić w błąd obrońców życia w Kongresie".
Potwierdzeniem jego słów mają być liczne przypadki nacisków proaborcyjnych administracji Obamy. Kluczowym przykładem jest choćby zniesienie przez prezydenta, od razu, na początku urzędowania, zakazu wydawania pieniędzy amerykańskich podatników na promowanie, lobbowanie lub przeprowadzanie aborcji poza granicami USA. Tym samym prezydent Obama zezwolił proaborcyjnym organizacjom na to, aby "setki milionów dolarów rocznie służyły przepychaniu aborcji na całym świecie". Stało się tak, choć aż dwie trzecie Amerykanów jest przeciwnych wydawaniu pieniędzy publicznych na takie cele. Chris Smith dodaje, że mimo niedawnego sondażu, który wskazał, że większość Amerykanów uważa się za obrońców życia, w administracji Obamy roi się od proaborcyjnych działaczy, wliczając Wendy Sherman, szefową Amerykańskiej Agencji ds. Rozwoju Międzynarodowego. Tymczasem każdy dolar amerykańskiej pomocy zagranicznej przechodzi przez ręce Sherman, która niegdyś była dyrektorem stowarzyszenia EMILY'S List. Prowadziło ono lobbing na rzecz zatrudniania w administracji publicznej kobiet opowiadających się za "prawem do wyboru".
Amerykańscy kongresmani krytykujący aborcyjną politykę obecnego prezydenta obawiają się, że oświadczenie sekretarz stanu Hillary Clinton, które zmienia definicję terminu "zdrowie reprodukcyjne", włączając w to zabijanie poczętych dzieci, jest kolejnym sposobem na to, by aborcja została objęta ubezpieczeniem zdrowotnym, przez co byłaby bardziej dostępna dla Amerykanek.
- Jesteśmy postrzegani przez ogromną większość Afrykanów i Latynosów jako kulturowi imperialiści - powiedział Chris Smith. Zauważył, że wiele z tych krajów było wiernych silnym wartościom rodzinnym, sprzeciwiały się one także zabijaniu nienarodzonych dzieci, dopóki Ameryka nie zaczęła promować aborcji. A ta kampania jest prowadzona bardzo skutecznie, niczym kampania reklamowa mająca na celu podniesienie sprzedaży danego produktu. Z tym że w tym przypadku "specjalistom" chodzi o zwiększenie liczby przypadków zabijania dzieci w łonach matek. - Ich celem są kobiety, które z powodu ciężkiej sytuacji są bardziej narażone na oszustwa - tłumaczył Chris Smith.
Wojciech Kobryń
"Nasz Dziennik" 2009-06-17
Autor: wa