Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dokonali niemożliwego

Treść

Polscy piłkarze ręczni po nieprawdopodobnym pojedynku zremisowali ze Szwecją 29:29 w meczu grupy pierwszej odbywających się w Serbii mistrzostw Europy. Zremisowali, choć do przerwy przegrywali różnicą jedenastu bramek, a schodzący do szatni rywale śmiali im się w twarz. - Ja już nie rozumiem szczypiorniaka - przyznał po wszystkim trener Bogdan Wenta.

Podobnego meczu, z podobnym scenariuszem i zwrotem akcji, chyba nikt nie pamięta, przynajmniej na wielkiej imprezie. Po pierwszej połowie jego losy zdawały się rozstrzygnięte. Skandynawowie naszych deklasowali, a ilością błędów popełnianych przez Biało-Czerwonych można by obdzielić kilka innych potyczek. Polakom nie wychodziło nic, w przeciwieństwie do grających niemal doskonale rywali. Szwedzi błyskawicznie objęli prowadzenie 4:0, w 7. minucie strzelecką niemoc przełamał Patryk Kuchczyński, ale po chwili przeciwnicy wygrywali już 7:1. Co gorsza, nie wydarzyło się nic, co dawałoby nadzieję na zwrot akcji. W szwedzkiej bramce popisowo bronił Andreas Palicka, dla którego niestraszne były rzuty karne czy sytuacje sam na sam. Drugim bohaterem był Henrik Lundstroem, który do przerwy oddał sześć strzałów i zdobył sześć goli. Bezradni, bezsilni Polacy wyglądali na kompletnie zagubionych i pogodzonych ze swoim losem. Schodzących do szatni Szwedzi mijali z ironicznymi uśmieszkami. Tymczasem Biało-Czerwoni nie zwątpili. Po raz kolejny na tych mistrzostwach zebrali się w sobie w beznadziejnej sytuacji i podjęli walkę. Wrócili na boisko zdeterminowani i pełni wiary, że mogą dokonać niemożliwego. I rozpoczęli pościg, wspaniały, porywający, niesamowity, a z każdym kolejnym strzelonym golem odbierali rywalom pewność siebie. W bramce niesamowitych rzeczy zaczął dokonywać Marcin Wichary, gola za golem zdobywał Bartłomiej Jaszka. W 56. minucie, po trafieniu Michała Jureckiego, nasi zmniejszyli stratę do dwóch ledwie bramek (26:28) i stało się jasne, że jeszcze wszystko może się zdarzyć. Półtorej minuty przed końcem Polacy po doskonałej akcji Adama Wiśniewskiego przegrywali już tylko jednym golem (28:29). Szwedzi nie wiedzieli, co się dzieje, i Biało-Czerwoni to wykorzystali. Na 30 sekund przed ostatnią syreną do wyrównania doprowadził Wiśniewski i pewnie gdyby mecz potrwał jeszcze z minutę, to Polacy by go wygrali. Zakończył się jednak remisem, który przeciwników powalił na kolana, a naszych umocnił w wierze, że nie ma rzeczy niemożliwych. - Czegoś podobnego jeszcze nie przeżyłem. Z finału się cieszymy, ale tak naprawdę wszyscy jesteśmy na siebie wściekli za pierwszą połowę. Ja już nie rozumiem piłki ręcznej po tym, co wydarzyło się z Duńczykami i dziś ze Szwedami. Nie potrafię tego wytłumaczyć - przyznał Wenta. - W przerwie różne myśli krążyły nam po głowach, ale skoro można tyle bramek w pierwszej części stracić, to tyle samo można w drugiej strzelić - dodał Jaszka.
Dziś Polacy zagrają z Macedonią, w środę z Niemcami. Jeśli w obu meczach zwyciężą, awansują do półfinału mistrzostw.

Piotr Skrobisz

Nasz Dziennik Poniedziałek, 23 stycznia 2012, Nr 18 (4253)

Autor: au