Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dobry początek, najważniejsze przed nami

Treść

Upłynęło sto dni rządu Kazimierza Marcinkiewicza, co tradycyjnie już stanowi okazję do formułowania ocen. Przede wszystkim trzeba powiedzieć jedno: ten rząd zaskoczył wszystkich - zarówno zwolenników, jak i przeciwników. Jest w nim to, czego nie potrafiły pokazać poprzednie rządy prawicowo-liberalne i lewicowo-liberalne, a co można by określić najkrócej jako "zgodność słów i czynów". Sprawa ma niebagatelne znaczenie, ponieważ krótka historia III RP naznaczona została ciągiem zdrad obietnic wyborczych ze strony kolejnych ekip. Na początku tego łańcucha legły gruba kreska premiera Tadeusza Mazowieckiego i sprzeniewierzenie się przez prezydenta Lecha Wałęsę obietnicy "puszczenia złodziei w skarpetkach". Kłamstwo, wszechobecne odtąd w życiu publicznym, doprowadziło z biegiem lat do masowej absencji przy urnach wyborczych i kryzysu młodej demokracji. Dlatego wart jest podkreślenia wysiłek obecnego rządu, aby dotrzymać złożonych obietnic.
- Są rzeczy, które nie mają ceny. Interesu narodowego nie wolno wystawiać na przetarg - powiedział Kazimierz Marcinkiewicz w sejmowym exposé. To nie pierwszy polityk, z którego ust padły podobne słowa. Mając jeszcze w pamięci puste obietnice lidera byłej AWS, mało kto przewidywał, że będzie to autentyczne credo rządu. Drugi ważny passus exposé zapowiadał "odejście od logiki księgowego", co również - po doświadczeniach 15 lat - wydawało się nieprawdopodobne. I wreszcie zapowiedź oczyszczenia Polski z układów, które krępują rozwój, i traktowania polityki w całkiem odmienny niż dotąd sposób, jako służby dobru wspólnemu.
Jak rząd wywiązywał się z tych obietnic?

Polska przede wszystkim
Zmiana optyki dała o sobie znać w sposób najbardziej spektakularny podczas negocjacji nad budżetem UE. Po raz pierwszy polski premier wykazał tak twardą postawę na forum UE, kierując się interesem kraju, ale wiążąc go umiejętnie z interesem Wspólnoty. Dzięki temu nie tylko odzyskał dla Polski fundusze, które mieliśmy stracić, lecz także dodatkowo ożywił zamrożone od pewnego czasu relacje Polski z Francją i Niemcami. Ważnym posunięciem jest zainicjowanie po noworocznym szantażu gazowym ze strony Rosji dyskusji na forum UE nad opracowaniem wspólnej strategii energetycznej. Na korzyść rządu przemawia ponowne nawiązanie dialogu w ramach Grupy Wyszehradzkiej, które umacnia rolę Polski w Europie Środkowowschodniej. Decyzja o pozostawieniu jeszcze na rok polskiego kontyngentu w Iraku, aczkolwiek przyjmowana z mieszanymi uczuciami, jest także elementem aktualnej strategii "wsparcia polityki zagranicznej na wielu filarach". Rząd jest przy tym zdeterminowany, aby uzyskać dla kraju wymierne efekty irackiej ekspedycji - w postaci zleceń dla polskich firm, a nawet uzyskania dostępu do eksploatacji pól naftowych. Liczy też na konkretne "dowody sympatii" ze strony Amerykanów.
Racjonalna i zdecydowana polityka zagraniczna wobec Zachodu przynosi pierwsze efekty także w stosunkach na Wschodzie, a więc w obszarze, który uchodził za najsłabszy punkt obecnej ekipy. Ostatnie wypowiedzi prezydenta Władimira Putina wyraźnie wskazują na lekkie ocieplenie klimatu. A trzeba pamiętać, że ze strony Rosji mieliśmy w poprzednich miesiącach do czynienia z szeregiem nieprzyjaznych kroków. To właśnie Moskwa "na dzień dobry" zafundowała rządowi embargo na dostawy mięsa i produktów roślinnych na Wschód, a sprawa ta do dzisiaj nie znalazła rozwiązania. Nie udało się też zapobiec podpisaniu umowy rosyjsko-niemieckiej na budowę rurociągu pod dnem Bałtyku, co należy zapisać na konto porażek raczkującego jeszcze wtedy rządu.
Trzeba natomiast docenić odwagę premiera i szefa MSZ, którzy zdecydowali się na dość radykalne przewietrzenie szeregów postpeerelowskiej dyplomacji.

Taktyka szybkiej reakcji
Charakterystyczne dla tego gabinetu jest błyskawiczne i zgodne z odczuciem społecznym reagowanie na pojawiające się problemy, co stanowi absolutne novum na tle praktyki poprzednich ekip, które latami nie potrafiły załatwić najprostszych spraw. Wystarczy przypomnieć, jak szybko premier uporał się ze spiralą wzrostu cen paliw: wystarczyło kilka spotkań z szefami państwowych koncernów paliwowych, aby ceny benzyny spadły o kilkadziesiąt groszy na litrze. Decyzja o ogłoszeniu Polski strefą wolną od GMO, o którą od lat zabiegali samorządowcy i ekolodzy, a którą blokowały środowiska uzależnione od wielkich koncernów, ogłoszona została przez Marcinkiewicza już w ramach exposé. Reakcja premiera i szefa MSZ na opublikowanie przez dziennik "Rzeczpospolita" rysunków obrażających muzułmanów była natychmiastowa - jeszcze tego samego dnia obaj w imieniu Polski przeprosili wyznawców islamu, a informację o tym otrzymały ambasady krajów arabskich, zanim gazeta z karykaturą proroka rozeszła się wśród czytelników. Dzięki temu udało się - miejmy nadzieję - odwrócić niebezpieczeństwo, jakie wskutek prowokacji zawisło nad polskim społeczeństwem i żołnierzami w Iraku.
Równie szybko potrafił zareagować prokurator generalny Zbigniew Ziobro, gdy pod koniec ubiegłego roku zaczęły się mnożyć przypadki pobić dzieci: minister bez zbędnej zwłoki zaostrzył politykę karną, zapowiadając, że sprawcy mają odpowiadać nie za pobicie, lecz za usiłowanie zabójstwa. Ten sam minister postawił tamę praktyce stosowanej przez izby adwokackie, polegającej na pobieraniu "zaporowych opłat" za aplikacje. Opłaty spadły z ponad 5 tys. do 3 tys. zł. W resorcie sprawiedliwości badane są możliwości cofnięcia wysokich emerytur zbrodniarzom stalinowskim - prokurator Helenie Wolińskiej i Salomonowi Morelowi. Szczególną umiejętność pochylenia się nad problemami zwykłych ludzi zademonstrował też prof. Zbigniew Religa, szef resortu zdrowia - przyjemnie było słuchać jego rozmowy ze słuchaczami na antenie Radia Maryja, podczas której wiele spraw zobowiązał się załatwić osobiście. Z ministerstwa oświaty dochodzą sygnały, że resort poszukuje rozwiązania uciążliwego problemu drogich i zbyt zróżnicowanych podręczników szkolnych. Tych kilka przykładów doskonale ilustruje to, co premier określił jako "postawę służby".

Przestawianie zwrotnic
Oczywiście, można zarzucać rządowi, jak to czyni opozycja, że wykonuje gesty na pokaz, a nie rozwiązuje prawdziwych problemów. Nie jest to jednak opinia sprawiedliwa. Przede wszystkim jest grubo przedwczesna, gdyż przestawienie Polski na nowe tory po piętnastu latach polityki antynarodowej wymaga czasu. Poza tym jakości rządzenia nie mierzy się ilością nowych ustaw i papierowych programów, lecz umiejętnością realnego działania na rzecz społeczeństwa.
Skoro jednak mowa o tym, czego rząd nie zrobił, trzeba odnotować, że jak dotąd nie ma planu dywersyfikacji dostaw paliw i strategii dla sektora energetyki, którą zapowiadano na początek roku. Ogłoszony w poniedziałek program wsparcia budownictwa mieszkaniowego wydaje się dalece niewystarczający na tle zapowiedzi wyborczych, ale dobrze, że już coś jest. Niestety, nie można tego samego powiedzieć o planach wprowadzenia obowiązku edukacji dla pięciolatków - tego programu lepiej żeby nie było. Pomysł "wyrywania" małych dzieci z naturalnego środowiska rodziny jest z gruntu lewicowy i w żaden sposób nie przystaje do prorodzinnych koncepcji PiS.
Areną sporu o Polskę solidarną stał się przede wszystkim budżet państwa. Tę partię szachów - po początkowych zawirowaniach - rząd zakończył sukcesem, przede wszystkim dzięki skutecznej taktyce ze strony prezesa PiS. Znalazły się środki w budżecie na: becikowe, przedłużenie urlopów macierzyńskich, dożywianie dzieci, dopłaty do paliwa rolniczego, rewaloryzację rent i emerytur, a jednocześnie udało się uspokoić środowiska biznesowe przez założenie tzw. kotwicy budżetowej, czyli stałego deficytu przez 4 lata na poziomie 30 mln zł. Dopuszczenie strumienia pieniędzy do grup najuboższych ma nie tylko walor humanitarny, lecz także gospodarczy, ponieważ stanowi impuls popytowy na rynku dóbr konsumpcyjnych.

Trudny teren
Pierwsze starcie rządu z prywatyzacją nie wypadło dobrze - skończyło się konfliktem wokół sprzedaży Zakładów Energetycznych Dolna Odra, awanturą wokół prywatyzacji Jelfy, a wreszcie - odwołaniem ministra. Wydaje się, że zanim rząd ponownie wkroczy na ścieżkę prywatyzacji, musi dysponować przygotowaną w najdrobniejszych szczegółach strategią "umeblowania" polskiego rynku. Nie wolno dopuścić do monopolizacji pewnych dziedzin ani też do utraty kontroli państwa nad sektorami strategicznymi.
Bardzo ważne będą decyzje dotyczące sektora finansów, opanowanego przez kapitał zagraniczny. Na plus można zapisać rządowi przejęcie przez państwo Banku Ochrony Środowiska i zdecydowaną postawę resortu skarbu w sporze z włoskim UniCredito o wykonanie umowy prywatyzacyjnej Pekao SA. Nieczytelne są natomiast rządowe zamiary wobec PZU. Z jednej strony minister skarbu zaskarżył korzystny dla Eureko wyrok sądu arbitrażowego i nie zgadza się na zawarcie ugody z holenderską spółką, z drugiej - nie kwapi się z wystąpieniem do sądu o stwierdzenie nieważności umowy prywatyzacyjnej PZU, o co wnioskowała komisja śledcza.
Na koniec - trudno pominąć niezmiernie charakterystyczny rys rządu Marcinkiewicza: chodzi o odwagę przekraczania podziałów podyktowanych poprawnością polityczną. Premier i jego ministrowie równie dobrze radzą sobie przed kamerami TV TRWAM i mikrofonami Radia Maryja, jak w mediach komercyjnych, na spotkaniach BCC czy w warszawskiej giełdzie. Przełamanie podziałów, które od lat uniemożliwiały w Polsce samodzielne sprawowanie władzy przez obóz patriotyczny, sprawia, że pozycja rządu i wspierającej go koalicji pozostanie długo niezagrożona. Marcinkiewicz posiada przy tym niewątpliwy talent dyplomaty: potrafi zręcznie odpowiadać na trudne pytania, dzięki czemu unika wikłania rządu w medialne awantury.
W sumie - rząd Marcinkiewicza na tle wszystkich poprzednich gabinetów wypada znakomicie i nic dziwnego, że cieszy się niesłabnącym poparciem społecznym. Najważniejsze jednak dopiero przed nim - za rok będzie rozliczany z tempa wzrostu gospodarczego, poziomu bezrobocia, przebudowy struktur państwa i sposobu wyjaśnienia afer.
Małgorzata Goss

"Nasz Dziennik" 2006-02-08

Autor: ab