Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dobry krok w kierunku jawności

Treść

Z profesorem Januszem Kurtyką, prezesem IPN, rozmawiają Wojciech Wybranowski i Marcin Austyn

Panie Profesorze, prezydent Lech Kaczyński podpisał ustawę o udostępnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa komunistycznego. Jak Pan ocenia tę ustawę?
- Podpisanie ustawy to wielki krok w kierunku jawności życia publicznego. Mam nadzieję, że realizacja tej ustawy spowoduje, iż świadomość tego, czym była dyktatura komunistyczna, stanie się elementem świadomości społecznej. Tak jak świadomość tego, czym była dyktatura nazistowska, stała się elementem świadomości społecznej Niemców.

Prezydent Lech Kaczyński, podpisując ustawę lustracyjną, wskazał na jego zdaniem poważne uchybienia, które wymagać będą poprawy poprzez nowelę do ustawy. Zdaniem prezydenta, istnieją obawy, że za OZI - osobowe źródła informacji - mogą zostać uznane osoby, które z SB nie współpracowały. Tymczasem dr Filip Musiał z krakowskiego IPN w swojej najnowszej publikacji dokładnie rozprawia się z mitem "nieświadomych informatorów SB".
- Ja także mogę tylko potwierdzić, że nasze dotychczasowe badania wskazują, iż OZI - obojętnie, jakiej kategorii - to osoba w pełni świadoma kontaktów ze Służbą Bezpieczeństwa. Problem leży nie w tym, że ktoś był nieświadomy swoich kontaktów z SB, ale w tym, co działo się po werbunku. Byli bowiem tacy współpracownicy, którzy po zwerbowaniu próbowali dawać materiały mało wiarygodne bądź też odmawiali współpracy. I tutaj też moim zdaniem powinien być położony główny punkt ciężkości w dyskusji o ustawie. Mogę tylko zwrócić uwagę, że zaświadczenie wydawane przez IPN pozwala jasno pokazać takie przypadki. Na zaświadczeniu, jakie IPN w myśl nowej ustawy będzie zobligowany wystawić, fakt odmowy współpracy z SB będzie odnotowany.

Prezydent zapowiedział już nowelizację ustawy. Zastanawiam się, czy jest szansa, że zanim ustawa nowelizująca tę nową ustawę lustracyjną zostanie przygotowana, dojdzie do sytuacji, w której nowa lustracja "obroni się w praniu". A więc jej funkcjonowanie zaprzeczy zarzutom o krzywdzących osądach, nieścisłościach czy niewydolności organizacyjnej IPN...
- Zgodnie z prawem ustawa powinna zacząć funkcjonować po trzech miesiącach, czyli po okresie vacatio legis. Co do zarzutu rzekomego krzywdzenia ludzi zaświadczeniami IPN - myślę, że tajny współpracownik, który zostanie zdemaskowany, zawsze będzie miał poczucie krzywdy, więc trudno tutaj powiedzieć, że realizacja tej ustawy poczucie krzywdy wyeliminuje. Natomiast jeśli chodzi o kwestie organizacyjne i techniczne, to doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że ustawa nakłada na IPN duże zadanie organizacyjne, które będzie wymagało wielkiej mobilizacji, które będzie wymagało dodatkowych pieniędzy z budżetu państwa w przyszłym roku. Będziemy oczekiwali, że państwo, nałożywszy na Instytut tak wielkie zadania, zabezpieczy ich realizację. Mogę tylko zadeklarować, że świadomość powagi tego zadania na pewno w Instytucie istnieje.

Przeciwnicy ustawy lustracyjnej mówili, że IPN nie będzie w stanie przygotować w terminie zaświadczeń dla wszystkich osób kandydujących w wyborach czy to parlamentarnych, czy to samorządowych. Pan niedawno w wywiadzie dla "Naszego Dziennika" mówił o liczbie 40 tysięcy zaświadczeń, jakie IPN jest w stanie przygotować w ciągu roku...
- Liczba 40 tysięcy jest liczbą podawaną na podstawie obecnej szacunkowej przepustowości naszego archiwum. Jeżeli chodzi o wybory, to chciałbym zwrócić uwagę na to, że w ustawie jest paragraf przewidujący, iż wybory, które będą odbywały się w roku 2006 i 2007, nie będą musiały być obsłużone w ramach tej ustawy, kandydaci będą mogli przedstawić tylko zaświadczenie, że wystąpili do IPN o informacje na swój temat, a weryfikowani będą tylko ci, którzy zostali wybrani. Nie ma więc obawy, że osoby chcące kandydować w wyborach w 2006 czy w 2007 roku zostaną takiej możliwości pozbawione z powodu braku zaświadczeń.

W IPN mogą znajdować się fałszywe dokumenty?
- Żaden historyk nie da za nic głowy. Musimy liczyć się ze stanem faktycznym oraz z tym, jakie są wyniki dotychczasowych badań. Mogę tylko powiedzieć, że wedle najnowszych badań, w IPN są dokumenty prawdziwe, wytworzone przez bezpiekę, które zawierają informacje o różnym stopniu prawdziwości, a więc jest to stan typowy dla każdego archiwum służb specjalnych. Archiwum bezpieki komunistycznej to archiwum służb specjalnych wytworzone w ramach państwa totalitarnego, a więc w ramach samowoli, czy wielkiej władzy tych służb. Niezależnie od tego, mamy też do czynienia ze zjawiskiem, co do prawdziwości którego wątpliwości nie powinniśmy mieć, że bezpieka niezależnie od zdobywanych informacji - co do rozpoznania pewnych zjawisk mogły być wątpliwości - nie oszukiwała sama siebie. Byłby to ewenement w skali światowej. Informacja o tym, że ktoś został zarejestrowany jako agent, czy też był traktowany jako tajny współpracownik, jest to informacja pewna. Bezpieka wiedziała, że traktuje daną osobą jako TW i starała się ją wykorzystywać.

Dokumenty, które posiada IPN, choć niekompletne, pozwalają ustalić to, czy ktoś był agentem czy też nim nie był.
- Dokumenty, które obecnie posiada IPN, to źródła o różnym charakterze. Myślę, że z prawdopodobieństwem bliskim pewności możemy ustalić stan sieci agenturalnej, a więc stan osób zwerbowanych. Co nie oznacza, że każda osoba zwerbowana później aktywnie współpracowała. Istniało również takie zjawisko, że zwerbowane osobowe źródła informacji albo unikały współpracy, albo jej odmawiały. To jest zjawisko bardzo skomplikowane i kiedy mówimy o tajnej współpracy, bądź pomocnictwie przy operacyjnym zdobywaniu informacji, powinniśmy zawsze pamiętać, że pojęcia werbunku i współpracy są awersem i rewersem tego samego zjawiska.

Dziękujemy za rozmowę.

"Nasz Dziennik" 2006-11-15

Autor: wa