Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dobrego żołnierza Polska miała...

Treść

Niedzielne popołudnie: młodzież, harcerze, kombatanci, mieszkańcy sześciotysięcznego Luzina na Kaszubach i okolicznych miejscowości biorą udział w uroczystościach zorganizowanych w rocznicę haniebnego mordu na gen. Auguście Emilu Fieldorfie "Nilu". - Bardzo się cieszę, że jestem na Kaszubach. Chociaż jest to smutna rocznica, ale jestem zbudowana tym, co tutaj zastałam. Czuje się w tym miejscu patriotyzm. Jestem tym zbudowana, jakby wstąpił we mnie nowy duch - powiedziała obecna na uroczystościach, zorganizowanych przez Instytut Pamięci Narodowej, córka generała Maria Fieldorf-Czarska (na zdjęciu). Uroczysty apel poległych poprzedził wykład Piotra Szubarczyka z gdańskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. - August Emil Fieldorf "Nil" 24 lutego 1953 r. został zamordowany w więzieniu mokotowskim w Warszawie - na podstawie wyroku sądu komunistycznego - przypomniał licznie zebranym w słowie wstępnym historyk. - Ten wyrok i tę haniebną egzekucję przez powieszenie Instytut Pamięci Narodowej uważa za komunistyczny mord sądowy dokonany na człowieku, który miał wielkie zasługi dla Polski - podkreślił Piotr Szubarczyk. Zebranym w Luzinie zostały przypomniane dwie szczególne cechy generała: miłość do Ojczyzny i niezłomność w jej realizacji. - Wybijają się na czoło jego niezłomne cechy. Nazwijmy to może patriotyzmem, chociaż to raczej miłość. Miłość ta przewyższała wszystkie inne uczucia - wspominała przed laty żona generała Janina Fieldorf. Wczoraj słowa te ponownie zabrzmiały podczas przywoływania sylwetki bohaterskiego generała. Postać gen. Fieldorfa przypomniał Piotr Szubarczyk. - Były szef Kedywu Armii Krajowej i zastępca ostatniego dowódcy Armii Krajowej, Kawaler Orderu Virtuti Militari, wybitny żołnierz Rzeczypospolitej Polskiej. Najwybitniejszy i najwyższy rangą z tych, których komuniści zamordowali nam po wojnie w kraju - mówił Szubarczyk. II wojna światowa W kampanii wrześniowej Fieldorf jako dowódca 51. Pułku Piechoty Strzelców Kresowych przeszedł cały szlak bojowy 12. Dywizji Piechoty. Po jej rozbiciu w bitwie pod Iłżą przedostał się w cywilnym ubraniu do rodzinnego Krakowa. Następnie próbował wyjechać stamtąd do Francji. Zatrzymany i internowany kilka tygodni później zbiegł z obozu i przez Węgry udał się na Zachód, gdzie zgłosił się do tworzącej się polskiej armii. We Francji po ukończeniu kursów sztabowych i awansie na pułkownika w maju jako pierwszy emisariusz został przerzucony do kraju. Początkowo działał w warszawskim Związku Walki Zbrojnej, później w Wilnie, z którym był związany, i w Białymstoku. W sierpniu 1942 r. mianowany dowódcą Kedywu KG AK. - Prowadził dalej pracę dywersyjną jako szef Kedywu, a więc zamachy, np. na Kutscherę, na Krügera, bomby, wysadzanie mostów, torów. Jak mi sam opowiadał, jego praca była możliwa z takimi jak jego podkomendnymi, harcerzami z "Parasola" i "Zośki". "Dobrych żołnierzy [miałem] - i tylu ich zginęło". Głos mu drżał ze wzruszenia, kiedy mówił o nich - wspominała męża Janina Fieldorf. Dwa lata później mianowany zastępcą dowódcy Armii Krajowej, gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego. Na krótko przed upadkiem Powstania Warszawskiego rozkazem naczelnego wodza Kazimierza Sosnkowskiego awansowany na stopień generała brygady i mianowany naczelnym komendantem organizacji NIE przygotowanej do działalności konspiracyjnej w warunkach sowieckiej okupacji. Lata powojenne 7 marca 1945 r. generał Fieldorf został aresztowany przez NKWD. Dzięki fałszywym dokumentom uniknął dekonspiracji, jednak z powodu posiadanych przy sobie dolarów oskarżony o handel walutą. To wystarczyło Sowietom do wywiezienia generała w bydlęcych wagonach do Swierdłowska do pracy w kopalni węgla. Przebył kolejno trzy łagry na Uralu, niezwykle ciężkie warunki wpłynęły na pogorszenie jego stanu zdrowia. Po dwóch i pół roku powrócił do Polski. Mimo że wystawiono mu dokumenty na używane już wcześniej fałszywe nazwisko, w 1948 r. generał August Emil Fieldorf ujawnił się sam władzom komunistycznym. Nie skorzystał z pośrednictwa Komisji Likwidacyjnej AK utworzonej przez komunistów pod kierownictwem płk. Jana Mazurkiewicza "Radosława", przy pomocy której oszukano dziesiątki tysięcy żołnierzy AK. "Zdawałam sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie mu grozi w kraju, gdzie szaleje bezpieka, a byli AK-owcy są tropieni, aresztowani, przeważnie likwidowani. Błagałam, żeby się starał przedostać za granicę. Nie chciał, choć jak sam twierdził, przejście granicy było dla niego drobnostką. 'Moje miejsce w kraju - twierdził - tutaj są moi harcerze, moi ludzie, nikt nie powie, że uciekałem przed niebezpieczeństwem'" - czytamy we wspomnieniach Janiny Fieldorf. Wiedział o wyroku - W końcu jednak, 10 listopada 1950 roku, zostaje aresztowany w Łodzi na ulicy. Na próżno czekałam na niego tego dnia, a w nocy zjawili się ubowcy, przeprowadzili rewizję, siedzieli przez cały tydzień. Nic podejrzanego nie znaleźli - tak o aresztowaniu męża mówiła pani Janina. Przewieziony do Warszawy i osadzony w areszcie śledczym MBP przy ul. Koszykowej. Później przewieziony do więzienia przy ul. Rakowieckiej. "Dnia drugiego lutego w [19] 53 roku ostatni raz widziałam Emila. Był smutny, serce mi pękało z bólu i rozpaczy. Wiedział o wyroku. Przyprowadził go jakiś starszy, bardziej ludzki, strażnik. Wprowadził Emila przed kraty, spojrzał na mnie wymownie i odszedł. Po raz pierwszy zostaliśmy sami. Wtedy Emil powiedział: 'Czy wiesz, dlaczego mnie skazali? - Bo odmówiłem współpracy z nimi. Pamiętaj, żebyś nie prosiła ich o łaskę! Zabraniam tego'. Powiedziałam: 'Domyślam się, ale ja nie tracę nadziei, walczę o ciebie jeszcze'. Rozpytywał potem o wszystkich, zwłaszcza interesował się Zosią. Opowiadałam mu, jak sobie radzimy. Potem przyszedł strażnik, oświadczył, że widzenie skończone, Emil wyszedł. Głowę miał pochyloną, ręce w kieszeniach i ani się obejrzał na mnie" - tak przed laty zamordowanego męża wspominała żona Janina. Wczoraj obchodziliśmy 55. rocznicę mordu na gen. Fieldorfie. - Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy oddaje życie za swoich przyjaciół - przypomniał w kazaniu ks. Henryk Szydłowski. - My składamy dzisiaj im hołd przez to, co mamy najważniejszego i najskuteczniejszego - przez Eucharystię. Chociaż wierzymy, że dziś jest w Niebie - mówił. Podczas uroczystego apelu poległych w świątyni zapanowała podniosła atmosfera. Gdy po każdym wezwaniu bohaterów przez ppor. Daniela Krefta żołnierze marynarki wojennej odpowiadali gromkim: "Chwała bohaterom", niejednemu z zebranych zakręciła się w oku łza... Organizatorem uroczystości rocznicowych poświęconych gen. Nilowi był Piotr Dybowski - młody prawnik z Luzina. Jak mówił, impulsem do organizacji przedsięwzięcia była audycja na antenie Radia Maryja z udziałem pani Marii Fieldorf-Czarskiej oraz chęć przybliżenia współczesnym tak wielkich ludzi, jak gen. August Emil Fieldorf "Nil". Grzegorz Lipka, Luzino "Nasz Dziennik" 2008-02-25

Autor: wa