Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dobraczyński w lekturach szkolnych

Treść

Gdy minister edukacji narodowej, premier Roman Giertych zaproponował, by do lektur szkolnych wprowadzić powieści Jana Dobaczyńskiego w środowiskach lewicowych i liberalnych zawrzały negatywne emocje, odezwały się antykatolickie fobie. Całkowicie zabrakło jednak jakichkolwiek racjonalnych argumentów.

Argumenty jednak musiały się znaleźć i się znalazły, co prawda nieracjonalne i, trzeba powiedzieć, zabawne, głównie w swych skutkach. Stwierdzono mianowicie, że dzieci i młodzież nie mogą zapoznawać się z twórczością Dobraczyńskiego, bo on... kolaborował z komunistami. Wielcy obrońcy autonomii sztuki, ludzie, którzy powtarzali latami aż do totalnego znudzenia, że nie może ona podlegać żadnym pozaartystycznym ocenom, w tym ocenom z punktu widzenia moralności i religii, ujawnili teraz, że reprezentują najbardziej prymitywną opcję moralno-światopoglądową - opcję Kalego ("Kalemu ukraść krowy to źle, Kali ukraść krowy to dobrze"). Poza tym używając tu określenia młodzieży "wpuścili się w kanał". Jeśli mielibyśmy usuwać z lektur szkolnych teksty wszystkich tych, którzy kolaborowali z komunistami, to trzeba by usunąć, i to w pierwszym rzędzie, teksty takich gloryfikowanych przez te środowiska autorów jak: pierwsza piewczyni samego Stalina - Wisława Szymborska, jak Ryszard Kapuściński (warto przy tej okazji przypomnieć choćby następującą jego wypowiedź: "Chciałbym całym sobą, jako członek Partii służyć nieśmiertelnej idei Stalina"), Czesław Miłosz (Łysiak dużo pisze o jego "agenturalnej prostytucji"), nie mówiąc już o tak zasłużonych dla reżimu komunistycznego twórcach, jak: Julian Tuwim, Konstanty I. Gałczyński, Jan Brzechwa czy Tadeusz Konwicki.
Kilka lat temu pisałem w "Naszym Dzienniku" o świetnej artystycznie, bardzo patriotycznej i bardzo katolickiej powieści Jana Dobraczyńskiego dla młodzieży pt. "Marcin powraca z daleka". Jej szczególna dziś aktualność wprost uderza. Kościół, mówi pisarz, jest jeden - powszechny, ale narody to dar od Boga. Ubogacają Kościół realizując swoje powołania. Nie można opuszczać swego narodu, odcinać się od niego. Emigracja jest tragedią. To jak wyrwanie rośliny z korzeniami. Główny bohater książki nastolatek Marcin powraca do polskości z daleka, powraca z Niemiec, których już czuł się integralną częścią. Jan Dobraczyński, niezależnie od tego jak jego czyny oceni historia, był wielkim polskim i katolickim pisarzem. Potwierdzają ten fakt dziesiątki jego książek. Nie tylko warto, ale trzeba po nie sięgać. Warto by jego książki znalazły się w lekturze. Stawiam na powieść "Marcin powraca z daleka".
Stanisław Krajski

"Nasz Dziennik" 05.07.07

Autor: aw