Do widzenia, Pete
Treść
Pete Sampras - jeden z największych, najwspanialszych, najbardziej eleganckich tenisistów w historii - oficjalnie zakończył karierę. Pożegnanie znakomitego sportowca i zarazem nieprzeciętnego człowieka odbyło się na głównej arenie turnieju US Open. Dzięki temu historia zatoczyła koło. Bo właśnie tutaj przed trzynastu laty 19-letni wówczas Pete sięgnął po swój pierwszy tytuł wielkoszlemowy. Wczoraj powiedział "do widzenia".
Pożegnanie Samprasa odbyło się niemal rok po tym, jak rozegrał ostatni mecz w karierze. Mecz wspaniały, niezapomniany, jeden z najpiękniejszych w historii tenisa. Mowa oczywiście o zeszłorocznym "finale marzeń" US Open, w którym pokonał swego rodaka Andre Agassiego. - Rok temu przyjechałem tu szalenie zmotywowany, by wygrać jeszcze chociaż raz, i to mi się udało. Tamten sukces był jednym z najwspanialszych w mojej karierze po fatalnym półtorarocznym okresie bez turniejowego zwycięstwa. To, co wtedy mnie spotkało, bardzo trudno ująć w słowa. W jednej chwili poczułem się, jakbym wzniósł się ponad góry, i byłem szczęśliwy jak nigdy dotąd - powiedział wczoraj Sampras. Po zwycięstwie wrócił do swego domu w Kalifornii, gdzie wraz z małżonką Bridgette Wilson oczekiwał narodzin ich pierwszego dziecka. Kiedy synek przyszedł na świat, Amerykaninowi coraz trudniej było podjąć decyzję o powrocie na korty. Coraz głośniej natomiast zaczęto mówić, że to już nie nastąpi w ogóle. W pewnym momencie zaczął jednak przygotowywać się do występu w Wimbledonie, ale szybko z tych planów zrezygnował. Jak sam mówi, "serce zaczęło się buntować". - Teraz najważniejsze w moim życiu jest bycie z Bridgette i Christianem Charlesem. Za nic nie chciałbym przegapić tego, jak będzie rósł. Pewnie dlatego to pożegnanie nie jest dla mnie przykre, choć trudno mi kryć emocje. Po prostu doszedłem do miejsca, w którym muszę zamknąć ważny rozdział życia, by móc się realizować jako mąż i ojciec - to słowa godne nie tylko wielkiego sportowca.
Pete Sampras był jednym z największych, a dla wielu największym tenisistą w historii. W trwającej 15 lat karierze wygrał 64 turnieje, w tym 14 zaliczanych do Wielkiego Szlema (7 razy triumfował w Wimbledonie, 5 - w US Open, a 2 - w Australian Open) - co nikomu się nie udało; przez rekordową liczbę 286 tygodni prowadził w rankingu ATP, kończąc sześć kolejnych sezonów na czele klasyfikacji tenisistów (1993-1998).
Nie udało mu się zwyciężyć jedynie na kortach Rolanda Garrosa. Ale teraz to już nie jest ważne.
oprac. Pisk
Nasz Dziennik 27-08-2003
Autor: DW