Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dlaczego tak martwimy się o liczbę zbawionych, o statystykę?

Treść

Co zrobić, żeby pomóc w zbawieniu wielu? Tylu bowiem jest niewierzących! Jak temu zaradzić?! Takie pytania stawia się i dzisiaj bardzo często. Ale jednocześnie zapomina się o najważniejszym pytaniu – o własne zbawienie.

XXI Niedziela Zwykła
Iz 66,18–21; Hbr 12,5–7.11–13; Łk 13,22–30

Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni? (Łk 13,23).

Co zrobić, żeby pomóc w zbawieniu wielu? Tylu bowiem jest niewierzących! Jak temu zaradzić?! Takie pytania stawia się i dzisiaj bardzo często. Ale jednocześnie zapomina się o najważniejszym pytaniu – o własne zbawienie. Nic mi nie da nawet ogromna liczba zbawionych, jeżeli mnie w niej nie będzie. To, czy będzie to liczba większa, czy mniejsza, będzie wówczas dla mnie bez znaczenia. Dlaczego jednak tak martwimy się o liczbę zbawionych, o statystykę? Myślę, że u podstaw tego pytania leży zwodnicza nadzieja: może jakoś mi się uda? Im większa liczba zbawionych, tym większe prawdopodobieństwo, że i mnie się uda „załapać”. Jeżeli ta liczba jest mała, to pojawia się paraliżujący lęk, bo prawdopodobieństwo zbawienia jest małe.

Ale takie myślenie statystyczno-socjologiczne jest obce Bożemu myśleniu. Bóg nie chce z nami omawiać spraw ogólnych, nie chce mówić o swojej polityce „społecznej”. On pragnie mówić wprost ze mną, mówić do mnie, a także do nas jako wspólnoty. Pragnie, bym ja stawał się Jego synem, a my Jego wzajemnie kochającą się rodziną. Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi (Łk 13,24) – to wezwanie jest skierowane do każdego z nas. To ja mam się starać wejść przez ciasne drzwi, ty masz starać się z całych sił wejść do królestwa Bożego. I w zależności od tego, czy ja i ty podejmiemy prawdziwie słowo Boże i będziemy według niego żyli, czy też w życiu będziemy to słowo ignorowali, będzie wyglądało twoje i moje zbawienie, czyli wejście do królestwa Bożego.

Często niestety troska o „zbawienie wielu” staje się ucieczką od prawdziwego, osobistego podjęcia Bożego wezwania. Można nawet być bardzo gorliwym religijnie, zaangażowanym w rozmaite dzieła, w nawracanie innych, często chodzić do kościoła… pozostając całkowicie nietkniętym przez Boże słowo. I dzisiaj w Ewangelii Pan Jezus mówi nam o takiej sytuacji wprost:

(…) wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie będą mogli. Skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie, wówczas stojąc na dworze, zaczniecie kołatać do drzwi i wołać: „Panie, otwórz nam”; lecz On wam odpowie: „Nie wiem, skąd jesteście”. Wtedy zaczniecie mówić: „Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś”. Lecz On rzecze: „Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy dopuszczający się niesprawiedliwości” (Łk 13,24–27).

Można „kręcić” się bardzo blisko Pana Boga, ale Go w istocie zupełnie nie przyjmować do swojego serca. Przyjęcie Boga do serca zawsze ma konkretny wyraz w postaci sprawiedliwości, co znaczy, że przyjmujemy Jego przykazania i według nich żyjemy, a one streszczają się w podwójnym przykazaniu miłości.

Jak nas poucza autor Listu do Hebrajczyków, nasze życie tutaj jest szkołą. Bóg jest naszym Ojcem i wychowuje nas do dojrzałości. Odnosi się to do nas wszystkich, nie tylko do dzieci. Każdy z nas jest dzieckiem dla Boga i jak dziecko jest wychowywany: Bóg obchodzi się z wami jak z dziećmi (Hbr 12,7) – czytamy w Liście do Hebrajczyków. Wszystko, co nas spotyka na świecie, należy do tego procesu wychowawczego. W szczególności trudne sytuacje, nawet cierpienia i doznane krzywdy. One wszystkie są szczególną okazją do poznania tego, co prawdziwie nosimy w swoim sercu. Ujrzenie tego i poddanie się Bożemu wychowaniu jest dla nas najważniejsze, bo prowadzi do życia. Co z tego, że uda się nam jakoś stłumić wyrzuty sumienia, zataić przed innymi swoje złe postępowanie, ukryć złe myśli i żądze, jeżeli przez to nie dochodzimy do życia prawdziwego!? Cóż nam daje zatajenie, kiedy tracimy to, co najważniejsze: własne życie! Właśnie najczęściej lęk przed ujawnieniem naszej słabości i zła każe szukać nadziei w bezosobowym: „jakoś tam będzie”, „może załapię się do królestwa Bożego?”, „może mi się uda?”. Otóż u Boga nie ma „jakoś”, ale jest zawsze konkretne spotkanie i wezwanie: „chodź za Mną!”

Dlatego prawdziwym skarbem jest odkrycie Bożej pedagogii we własnym życiu. Czasem jest to trudna pedagogia, ale drugie czytanie nas pociesza: Bo tego Pan miłuje, kogo karze, chłoszcze każdego, którego za syna przyjmuje (Hbr 12,6). Bóg pragnie oczyścić nasze serce, abyśmy mogli się z Nim w tym sercu spotkać. I to spotkanie otwiera zamknięte drzwi, o jakich Pan Jezus wspomina w Ewangelii w odniesieniu do ludzi, którzy liczą na to, że „jakoś tam będzie”.

Skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie, wówczas stojąc na dworze, zaczniecie kołatać do drzwi i wołać: „Panie, otwórz nam” (Łk 13,25).

Kiedy otwieramy się na prawdziwe spotkanie z Bogiem, kiedy pozwalamy, by razem z Nim wejrzeć we własne serce, jesteśmy już po drugiej stronie owych drzwi. Wtedy wypełnia się to, co zapowiada prorok Izajasz:

Z wszelkich narodów przyprowadzą w ofierze dla Pana wszystkich waszych braci, na koniach, na wozach, w lektykach, na mułach i na dromaderach, na moją Świętą Górę w Jerozolimie, mówi Pan, podobnie jak Izraelici przynoszą ofiarę z pokarmów w czystych naczyniach do świątyni Pana (Iz 66,20).

Świątynia jest tutaj symbolem domu Bożego, jest miejscem wspólnego przebywania z Bogiem we wspólnocie braci, tych wszystkich, którzy otworzyli swoje serca przed Bogiem, by stać się Jego dziećmi. Sam Bóg przyprowadza, a nawet przynosi tych wszystkich do swojego domu. Ta nadzieja obejmuje ludzi ze wszystkich narodów.

Zobaczmy, jak zupełnie inaczej wygląda perspektywa dla człowieka zalęknionego o zbawienie, który pyta: czy tylko nieliczni będą zbawieni? (Łk 13,23). I perspektywa, jaką nam daje Pan: przyprowadzę ze wszystkich narodów! Dla ciasnego serca perspektywa jest ciasna, dla serca otwartego jest szeroka. Ciasne drzwi stają się szerokie, kiedy otwiera się ludzkie serce w odpowiedzi na Boże wezwanie do posłuszeństwa Jego słowu.

Przystępując do Eucharystii, przyjmujemy Jezusa, który się całkowicie nam oddał. Ale prawdziwe przyjęcie Eucharystii oznacza jednocześnie otwarcie naszego serca. To potwierdzamy naszym „Amen”, gdy przyjmujemy Komunię. „Niech się tak stanie, niech tak będzie w naszym życiu!”

Fragment książki Rozważania liturgiczne na każdy dzień. T. 4: Okres zwykły 12-23 tydzień

Włodzimierz Zatorski OSB – urodził się w Czechowicach-Dziedzicach. Do klasztoru wstąpił w roku 1980 po ukończeniu fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pierwsze śluby złożył w 1981 r., święcenia kapłańskie przyjął w 1987 r. Założyciel i do roku 2007 dyrektor wydawnictwa Tyniec. W latach 2005–2009 przeor klasztoru, od roku 2002 prefekt oblatów świeckich przy opactwie. Autor książek o tematyce duchowej, między innymi: “Przebaczenie”, “Otworzyć serce”, “Dar sumienia”, “Milczeć, aby usłyszeć”, “Droga człowieka”, “Osiem duchów zła”, “Po owocach poznacie”. Od kwietnia 2009 do kwietnia 2010 przebywał w pustelni na Mazurach oraz w klasztorze benedyktyńskim Dormitio w Jerozolimie. Od 2010 do 2013 był mistrzem nowicjatu w Tyńcu. W latach 2013-2015 podprzeor. Pełnił funkcję asystenta Fundacji Opcja Benedykta. Zmarł 28 grudnia 2020 r.

 

Żródło: cspb.pl,

Autor: mj