Dlaczego ,,Reguła" św. Benedykta jest lekturą na czas wojenny i z czego to wynika? (1)
Treść
Studium, praca, szacunek i gościnność. To są rady, które Benedykt daje na czas wojny. I pomyślmy sobie, że właśnie nie napisał ich człowiek, który siedział za biurkiem…
Po pierwsze, myślę, że to jest Reguła, która w czasie wojennym powstała. I nie była to taka wojna, która trwała rok czy dziesięć lat, ale w pewnym sensie tak można powiedzieć, że Benedykt urodził się, żył i umarł w czasie wojennym. Te tradycyjne daty życia mu przypisywane, czyli 480 – ok. 540, czyli przełom piątego i szóstego wieku to dla Italii, bo oczywiście nie mówimy o Włoszech, był to czas ze wszech miar trudny. Cztery lata przed urodzeniem św. Benedykta został usunięty z tronu (jak mówi się dzisiaj) ostatni cesarz zachodniorzymski, który też, o ironio, nosił imiona założyciela miasta – Romulus – i imię pierwszego imperatora Augusta: Augustulus, czyli Romulus „Auguścik”, ponieważ był jeszcze chłopcem. I wtedy przejęli władzę Germanie, wtedy tak oficjalnie Odoaker, ale za chwilę przybiegli Ostrogoci razem z Teodorykiem Wielkim. I Teodoryk zniszczył to państwo Odoakera, założył własne. A potem, kiedy Odoaker zmarł, zaczęła się wojna pomiędzy Ostrogotami, i do tego jeszcze wkroczyli Bizantyjczycy, czego zresztą ślady też mamy w Dialogach, więc czas był zaiste wojenny (przynajmniej na płaszczyźnie czysto polityczno-militarnej).
Po drugie, wojna też toczyła się także, by tak rzec, w sensie wyznaniowym. Nie dlatego, żeby były jakieś straszliwe prześladowania w jedną albo w drugą stronę, ale dlatego, że ludzie patrzyli na siebie pod kątem wyznania. Z jednej strony rządzili Ostrogoci, którzy byli wyznania ariańskiego, a z drugiej strony autochtoni byli wyznania katolickiego – jak moglibyśmy ich dzisiaj nazwać – byli ortodoksami.
Po trzecie, w dalszym ciągu istniała instytucja niewolnictwa; rysowały się olbrzymie, a wręcz coraz mocniejsze podziały pomiędzy bogatych i biednych; bardzo głęboko rosła polaryzacja społeczeństwa właśnie pod względem etnicznym, religijnym, gospodarczym, pod względem bogactwa i biedy. Społeczeństwo coraz bardziej się atomizowało. Takim symbolem procesów, o których teraz mówię, jest znana nam postać filozofa, Boecjusza. Pełnił on ważne funkcje na dworze, ale ostatecznie został oskarżony o zdradę i ścięty. W więzieniu napisał książkę o pocieszeniu, które daje filozofia. Jest też czczony jako święty Kościoła Katolickiego. Ale to postać symboliczna dla napięć i niepokojów, które towarzyszyły ówczesnej Italii przełomu piątego i szóstego wieku.
Więc ze wszech miar był to czas wielkiego niepokoju. W środku tego całego zamieszania urodził się młody człowiek, który, kiedy dorósł i ukończył pobieranie swojej edukacji w mieście Nursji, postanowił uczyć się w samym środku tego całego zamieszania. Udał się do Rzymu, żeby tam studiować sztuki wyzwolone, jak nam o tym przypominają Dialogi Papieża Grzegorza. Nie umiemy stwierdzić, czy zdecydował tak przez polecenie rodziców czy też z własnego zamiłowania. Biorąc pod uwagę samą Regułę, nie możemy wykluczyć tej drugiej hipotezy.
Myślę, że to jest pierwsza wskazówka, którą daje nam Reguła, co robić w czasie wojny. Co nam Benedykt mówi? Trzeba się uczyć. Trzeba czytać. Trzeba studiować. Trzeba gromadzić książki. Musi być biblioteka. Książki trzeba kupować, o książki trzeba dbać. Trzeba wchodzić w dialog z wielką myślą. My zazwyczaj kojarzymy Benedykta, który z tej szkoły uciekł. W klasztorze mówimy zawsze, że dlatego jest patronem wagarowiczów i drugie jego święto, to jest 21 marca, zbiega się z pierwszym dniem wiosny, a więc dniem wagarowicza. Więc może i rzeczywiście z tej szkoły uciekł, ale jednak, pamiętajmy, ile miejsca w Regule zajmują uwagi dotyczące książek i czytania. Benedykt bardzo mocno i wyraźnie podkreśla, że w klasztorze musi być biblioteka.
Dzisiaj, powiedzmy sobie szczerze, książki są kosmicznie drogie. Już nie mówię o naszych nawet, polskich wydawnictwach, ale jeśli chcemy zaopatrywać się w edycje tekstów klasycznych czy wydawane w Brepolsie, czy w innych wydawnictwach, to są tomy, które kosztują 300–400 euro, więc to jest rzecz kosmicznie droga. W tamtym czasie książka była jeszcze droższa. Co robić w czasie wojennym? Gromadzić środki, żeby starczyło? Oszczędzać, na czym się da? Dla Benedykta jest jasne, że na książce na pewno oszczędzać nie wolno. I to jest jakaś światłość jego umysłu. Myślę, że kojarzymy Benedykta właśnie z biblioteką, z czytaniem, i takie obrazy mamy w Dialogach. Jeden z najbardziej poruszających obrazów pokazuje jak ten okrutny Got, jak go Grzegorz nazywa, Zalla, który torturował pewnego wieśniaka, przyprowadza go na Monte Cassino, bo ten wieśniak wmawia Zalli, że Benedykt ma ukryty jego skarb, a św. Benedykt wita tych dwóch niezwykłych gości, siedząc przed wejściem do klasztoru z książką na kolanach. Więc to jest taki obraz ikoniczny. Z jednej strony tak możemy go kojarzyć jako człowieka, który wzgardził studiami, a z drugiej strony jako tego, który olbrzymi nacisk położył na czytanie i gromadzenie książek.
Więc musi być biblioteka. Przepis rozdziału „O codziennej pracy fizycznej” mówi, że w niedzielę mają czytać wszyscy. Po tym się rozpoznaje niedzielę w klasztorze benedyktyńskim, że cała wspólnota chodzi z książką (przynajmniej według Reguły). Każdy z braci dostaje książkę do przeczytania w okresie Wielkiego Postu. Pomyślmy sobie o tym, że nas to dzisiaj nie dziwi – cóż to nietypowego, że człowiek dostaje książkę z biblioteki? To jest normalne. Ale nie wtedy. Książka była przykuta, strzeżona. Nie wynosiło się książki z biblioteki, bo była zbyt cenna. Przychodziło się do biblioteki, żeby czytać, a potem książkę się zostawiało i człowiek wracał do siebie. A w Wielkim Poście właśnie odchodzi się od tej zasady: dostaje się książkę, żeby z nią być jak najdłużej, jak najczęściej, żeby z nią spędzić cały czas Wielkiego Postu, żeby złamało to nasze serce, przemieniło to nasze myślenie.
Kiedy Benedykt mówi, że należy czytać świętych ojców katolickich, gdy każe czytać Kasjana, kiedy daje bibliografię w ostatnim rozdziale swojej Reguły, on z niezwykłym uporem przypomina, żeby czytać, żeby się zderzać z tym, co zostało napisane. Można jego Regułę w taki sposób rozumieć, że tworzy się przestrzeń, w której ma dokonać się studium. Mówimy czasami w taki sposób o ośrodkach uniwersyteckich, właśnie takich chociażby jak Oksford, gdzie profesorowie żyją w jednym budynku ze studentami, razem mieszkają, studiują, jedzą, śpią. Mówimy wówczas o właśnie takim modelu kształcenia. W przypadku Reguły mówimy o tym tylko w pewnym sensie, bo nie jest to ośrodek uniwersytecki. Taki jest jeden pomysł Benedykta na życie razem, na wspólne czytanie i badanie tego, co się przeczytało. Jest to też okazja do tego, żeby konfrontować swoje myślenie z ludźmi, którzy są od nas sto razy mądrzejsi. Więc to jest, jak myślę, taka pierwsza rada Benedykta: studiowanie. I jest to też rada na czas wojny – proszę popatrzeć, jak, wydawałoby się, niepraktyczna. A z drugiej strony, żeby nie sięgać daleko, weźmy chociażby biografie członków polskiego państwa podziemnego, których znamy jeszcze ze szkoły – całe to towarzystwo spiskowało oczywiście, ale jednocześnie zawzięcie się uczyło. Jest w tym przekonanie, że trzeba się uczyć, żeby przetrwać wojnę. I to jest chyba pierwsza rzecz, którą św. Benedykt nam zaleca: trzeba czytać, uczyć się w czasie wojennym.
Myślę, że to ma też taki charakter terapeutyczny, dlatego że przemoc, którą niesie każda wojna (sprawiedliwa czy niesprawiedliwa), ma tendencje do tego, żeby znieprawić umysł. Myślę, że zdajemy sobie z tego doskonale sprawę, ale nigdy nie wolno o tym zapominać, że przemoc zawsze wykrzywia umysł, sprawia, że staje się on nikczemny i pełen zła, i też chce czynić zło. Dobro maleje, wszystko się relatywizuje i istnieje tylko prawo pięści i prawo silniejszego. Troska o studium przed tym ma też między innymi uchronić, żeby nie liczyło się tylko to, kto ma więcej pieniędzy czy wojska, ale też żebyśmy nie zapomnieli o tym, co jest naprawdę ważne i co czyni nas ludźmi. Dlatego czytanie i studiowanie w czasie wojny jest tak ważne.
Drugi wątek, który pojawia się w Regule i który stanowi antidotum na czasy wojenne, to praca. Św. Benedykt ma do tego tematu szczególny stosunek. Pamiętamy wszyscy to, co mówi się o benedyktynach, o oblatach, że naszym hasłem jest Ora et labora – „Módl się i pracuj”, chociaż pamiętajmy o tym, że nie są to słowa Benedykta ani nie są to nawet słowa starożytne, dlatego że po raz pierwszy pojawiają się dopiero w komentarzu jednego z braci Wolterów (już teraz nie pamiętam czy Maura, czy Placyda) do Reguły św. Benedykta, wydanego w latach 70. albo 80. XIX wieku w Beuronie. Komentując rozdział „O codziennej pracy fizycznej”, tak on go podsumowuje, że Ora et labora, to jest życie mnicha. Więc jest to takie dość późne stwierdzenie i na dodatek beurońskie, co w świecie benedyktyńskim również ma swój ciężar, bo nie wszyscy Beuron lubią.
Ale jednak praca w Regule odgrywa olbrzymią rolę, dla Benedykta jest czymś istotnym, bardzo ważnym elementem życia. I takim rodzajem streszczenia jego teologii pracy, jeśli można tak powiedzieć, jest rozdział 57 „O rzemieślnikach klasztornych”. Powiedziałbym tak, że ten stosunek serdeczny do pracy jest bardzo pokazany mocno w Dialogach. Praca daje godność człowiekowi. Przypomnijmy sobie tego pojawiającego się tam Gota, czyli takiego celnika, Samarytanina, a więc człowieka, którego trzeba się bać, bo w końcu arianina, okupanta, wroga, kogoś, kogo raczej by się kopnęło, niż przyjęło, (a Goci w Dialogach pojawiają się bardzo często). I ów człowiek zostaje przyjęty przez Benedykta do klasztoru. To, w czym odnajduje ten człowiek swoją godność i staje się członkiem wspólnoty, jest praca, którą otrzymuje – to, że musi wykosić tym falcastrum (takim rodzajem kosy na sztorc, jak byśmy dzisiaj powiedzieli) ów ogród, który nie wiadomo dlaczego zarósł cierniami. Kto w życiu miał ogródek, wie, ile czasu trzeba, żeby wyrosły ciernie. Panowie mnisi troszeczkę się zapuścili, a na pomoc przyszedł im właśnie Got.
Praca, która tworzy wspólnotę, jednoczy ludzi. Praca, o której podczas wojny czytamy w Regule św. Benedykta, pokazuje nam, skąd człowiek czerpie dostatek i bogactwo. Jest tu pokazana alternatywa: z czego będziesz żył – z rabunku, z napaści, z przemocy? Można wzbogacać się na wojnie i wiemy, że to jest niezwykły biznes, że na wojnie wszyscy się bogacą poza pokonanymi oczywiście – jest to jeden sposób. A Benedykt mówi: „Nie wojna, tylko praca; nie zabieranie, nie mordowanie, nie przemoc, tylko praca, ciężka praca”. To buduje i wspólnotę, którą wojna rozbija, daje też godność człowiekowi. Wiemy, że na wojnę idziemy z różnymi hasłami: „Będziemy wyzwalać, będziemy bronić swojej wolności, będziemy bronić swojej godności, będziemy robić to, będziemy robić tamto…” – godność czy poczucie wartości, które jest budowane na przemocy, czyli na poniżaniu drugiego, który jest słabszy, bardziej bezbronny. A tutaj Benedykt mówi „nie”. Nawet Got może stać się członkiem wspólnoty monastycznej przez to, że będzie pracował.
Pamiętajmy też o tym, jak to jest w Regule powiedziane, że trzeba żyć z pracy rąk własnych, tak jak ojcowie nasi, Apostołowie. Żyć należy z pracy, a nie z wojny. A z drugiej strony, tak jak powiedziałem, najpełniej jest to pokazane w rozdziale 57 „O rzemieślnikach klasztornych”. Jak czytamy ten rozdział, bardzo wyraźnie nam on pokazuje, że praca, tak jak ją rozumie św. Benedykt, nie ma w sobie nic z ucisku korporacji, nie ma być wyścigiem szczurów czy rodzajem takiego „walenia po głowie” przez jednego brata drugiego brata, że ja więcej robię. Jak pamiętacie, w tym rozdziale jest powiedziane, że jeśli są w klasztorze rzemieślnicy, mogą wykonywać swoje rzemiosło, jeśli opat by im na to zezwolił. Ale gdyby ktoś z nich pysznił się, że przynosi jakąś korzyść klasztorowi, należy go od tej pracy odsunąć i już więcej nie dopuszczać, chyba że się upokorzy i opat pozwoli mu po raz kolejny wykonywać ów zawód. Wydawałoby się nam w pierwszym odruchu, że to takie opresyjne myślenie Benedykta. Przypomina to trochę styl Michela Foucaulta z „Nadzorować i karać”, czyli ten, kto kontroluje, ma władzę. A jednak w dużej mierze jest to głęboko pedagogiczne i poparte wielką troską. Benedykt jest bardzo uczulony na to, żeby w klasztorze nie powstawały frakcje braci, którzy będą się zwalczać, nawet jeśli są kierowani szlachetnymi ideami, bo oczywiście zwalczamy się tylko i wyłącznie z powodu szlachetnych idei, dlatego że mamy rację, a ktoś czegoś tam nie widzi. Ale Benedykt nie chce czegoś takiego w domu Bożym, i również nie chce dopuścić do tego, żeby ktoś próbował budować swoją pozycję dlatego, że na przykład więcej zarabia albo na przykład dlatego, że jego praca jest najważniejsza. Wyobraźmy sobie zamkniętą grupę mężczyzn i jest brat, który na przykład prowadzi bardzo dużo rekolekcji i przywozi zawsze worek pieniędzy. I taki mówi: „Ja tu was wszyscy, darmozjady, utrzymuję, wy tu nic nie robicie. Bo co wy robicie? Ty myjesz gary, ty robisz to, ty robisz tamto, a my tutaj z ojcem Ildefonsem… my tu przywozimy pieniądze, my was utrzymujemy. I w ogóle proszę nie podskakiwać, i robić to, co powiemy”. Więc można sobie wyobrazić taką sytuację, myślę, że bez wielkiego wysiłku (zresztą w rodzinie może być również całkiem podobnie). Benedykt mówi, że do takiej sytuacji nie wolno dopuścić. Jak ktoś się wynosi, że przynosi korzyść klasztorowi, to go trzeba od tej pracy odsunąć, bo nie może być niepokoju w domu Bożym. Więc taka praca wymaga wielkiego szacunku, a jak pokazuje nam Benedykt, musi ona również docenić całą wspólnotę. Czyli tak: „ojciec Pafnucy pojedzie na rekolekcje i przywiezie worek pieniędzy. Oczywiście, ale tylko dlatego, bo jest brat Patrycy i brat Fabrycy, i brat Patryk, którzy w tym czasie ugotują, posprzątają, odprawią oficjum w chórze, będą się za niego modlić, zadbają o dom, będą odpisywać na listy, poprowadzą parafię, zrobią szereg innych rzeczy, którymi on się już nie musi martwić, tylko może jeździć na rekolekcje; bez nich przepadłby jak – mówi przysłowie – «ciotka w Czechach». Bez ich pracy, z trudu jednego mnicha nic by nie było”. I stąd w pracy ważne jest owo docenienie drugiego, docenienie wspólnoty i takiego myślenia o sobie nawzajem, o nas jako o organizmie. „Ręka nie może powiedzieć nodze «nie jesteś mi potrzebna»”, jak mówi św. Paweł. Więc drugie lekarstwo takie na wojnę, na czas wojenny, to jest właśnie praca, ale w taki sposób pomyślana – jako przeciwstawienie się wojnie.
Trzecią radę, którą św. Benedykt daje i która w czas wojennym jest zaskakująca, możemy określić mianem szacunku i gościnności. Szacunek i gościnność – trzecia postawa na czas wojenny. U Benedykta ten szacunek i gościnność, jak wiemy, przejawia się w różnym kształcie – od najbardziej chyba znanej jego sentencji, która funkcjonuje też w różnych wersjach, ale myślę, bardzo ważnej, kiedy Benedykt w 4 rozdziale domaga się, żeby szanować wszystkich ludzi: Venerare omnes homines. Słowa, które dzisiaj dla nas są bardzo wymagające, bardzo zaskakujące. Wszystkich ludzi. Bez wyjątku. Ten czasownik venerare jest bardzo mocny. Pomyślmy zresztą w ogóle, co się dzieje. Wystarczy poczytać gazety, żeby zobaczyć, jak z tym szacunkiem (nie tylko w Polsce, ale w ogóle) wygląda. A on z takim pomysłem wyskakuje.
Podejście Benedykta do innych ludzi ważne jest też tam, gdzie opisuje, w jaki sposób przyjmować gości. Furtian, który jest pierwszym kontaktem pomiędzy klasztorem a otaczającym go światem, kiedy usłyszy nadchodzącego gościa, ma podejść do niego z szacunkiem. Jak Benedykt mówi: „Kiedy przybysz przyjdzie lub ubogi zawoła, zaraz krzyknie: «Bogu niech będą dzięki» albo «Pobłogosław mnie»”. Benedykt mówi od samego początku, że ten, kto przychodzi do klasztoru, nigdy nie może poczuć się intruzem. Ktoś może być nieśmiały, że zawraca głowę, stuka do bramy i Benedykt mówi właśnie że pierwszą reakcją ma być: „Bogu niech będą dzięki. Dobrze, że jesteś. Chodź, tu jest twoje miejsce”, czy „Pobłogosław mnie”, czyli też przygotowanie do tego, żeby odwrócić myślenie, że nie on przychodzi po to, żeby mnich go pobłogosławił, tylko on przychodzi po to, żeby pobłogosławić mnicha, więc jakby też takie odwrócenie świata do góry nogami.
Zresztą pomyślmy o tym, kiedy przecież nie tak dawno jeszcze w analogicznej sytuacji żeśmy się znaleźli, kiedy przed naszymi drzwiami stanęli ludzie z Ukrainy. I też sytuacja była bardzo podobna, i byliśmy jak ten furtian św. Benedykta. Potem Benedykt mówi, że kiedy goście przychodzą, to opat z braćmi ma im wyjść na spotkanie, cała wspólnota, że ma im umyć nogi, czyli jest to jakby przeniesienie nas w ogóle w sferę 13 rozdziału św. Jana – opisu Ostatniej Wieczerzy. Swoją drogą właśnie Jan jest teologiem, który jest dla św. Benedykta bardzo ważny, bo wpływy teologii Janowej w Regule są bardzo czytelne. Jesteśmy więc w kontekście eucharystycznym, bo kiedy Benedykt mówi, że trzeba przyjmować wszystkich ludzi do klasztoru, którzy przychodzą, to każdy ma tutaj miejsce: i bogaci, i biedni, i katolicy, i heretycy – wszyscy mogą tutaj przyjść z zachowaniem własnej tożsamości, bo to jest dom Boży, a Bóg jest dla wszystkich ludzi. Więc kolejna rada Benedykta na czas niepokoju i wojny to szacunek i gościnność.
Myślę, na tym zakończymy: studium, praca, szacunek i gościnność. To są rady, które Benedykt daje na czas wojny. I pomyślmy sobie, że właśnie nie napisał ich człowiek, który siedział za biurkiem, tylko człowiek, który całe swoje życie spędził w czasie wojennym, więc spodziewalibyśmy się od niego wszystkiego innego: żeby mówił o gromadzeniu zapasów, o gromadzeniu broni, o życiu w dobrym układzie z najbliższym dowódcą jakiejś jednostki wojskowej, żeby zapewnić pokój swoim mnichom. A jak się Regułę czyta, to gdybyśmy nie wiedzieli, w którym czasie ten człowiek żył, to w życiu byśmy nie wymyślili, że on żył w czasie, kiedy była bez przerwy wojna. Tam to słowo w ogóle zresztą nie pada. Jedyny moment, kiedy on posługuje się metaforą wojenną, to wtedy, kiedy mówi o tym, że walczy się ze złem pod rozkazami Chrystusa, prawdziwego Króla, i się przywdziewa potężną i świętą zbroję posłuszeństwa – więc jest tylko w charakterze duchowym. Natomiast ta wojna taka fizyczna właśnie między Ostrogotami i Gotami w ogóle go nie interesuje.
Myślę więc, że oblaci powinni dać o tym świadectwo. Oblaci, którzy są naturalnym obrazem klasztoru w świecie, takim naszym kolejnym dormitorium, które się rozpościera już na całą Polskę i nie tylko, bo też i poza granicami kraju mamy naszych tynieckich oblatów. Myślę, że warto dać o tym świadectwo. Może nawet nie chodzi o to, żeby mówić o tym ludziom, bo ludzie już mają chyba dość ideologii i mogą to potraktować jako wykład ideologiczny. Chodzi o to, żeby takim myśleniem zarażać tak, jak Benedykt próbuje zarazić nas. To jest zaskakujące – właśnie te trzy rady na czas wojenny. Studiowanie, żeby nie utknąć w bańce, czyli ciągłe przekraczanie samego siebie w myśleniu – to jest też takie ćwiczenie ascetyczne. Po drugie praca w duchu nie korporacyjnym, ale bardziej domowym, z szacunkiem. I serdeczna gościnność, czyli wychodzenie do drugiego człowieka i przyjmowanie go takim, jaki jest. I może to jest też taki nasz wysiłek, żeby pokój został utwierdzony i żeby mógł rzeczywiście zapanować na całej ziemi.
Tekst pierwotnie ukazał się w czasopiśmie „Benedictus”, który prowadzony jest przez oblatów benedyktyńskich.
Szymon Hiżycki OSB (ur. w 1980 r.) studiował teologię oraz filologię klasyczną; odbył specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Jest miłośnikiem literatury klasycznej i Ojców Kościoła. W klasztorze pełnił funkcję opiekuna ministrantów, duszpasterza akademickiego, bibliotekarza i rektora studiów. Do momentu wyboru na urząd opacki był także mistrzem nowicjatu tynieckiego. Autor książki na temat ośmiu duchów zła Pomiędzy grzechem a myślą oraz o praktyce modlitwy nieustannej Modlitwa Jezusowa. Bardzo krótkie wprowadzenie.
Żródło: cspb.pl, 13
Autor: mj