Dlaczego nie Sikorski?
Treść
Duński premier Anders Fogh Rasmussen potwierdził swoją kandydaturę na stanowisko sekretarza generalnego Paktu Północnoatlantyckiego - poinformowała rzecznik prasowy Duńskiej Partii Liberalnej Inger Stoejberg. Wszystko wskazuje zatem na to, że mimo sprzeciwu ze strony Turcji szef duńskiego rządu musiał otrzymać wyraźny sygnał, iż to właśnie jego kandydatura zwyciężyła. - Wprawdzie oficjalnej decyzji jeszcze nie ma, ale jeżeli Rasmussen oficjalnie powiedział, że jest kandydatem, to nie robiłby tego w przeddzień, gdyby nie był przekonany, że zapadły już jakieś decyzje - ocenił jeden z polskich dyplomatów zapytany przez "Nasz Dziennik" o prawdopodobieństwo wyboru Radosława Sikorskiego.
Przyczyn, dla których polski minister spraw zagranicznych nie uzyskał poparcia Stanów Zjednoczonych w wyścigu o fotel sekretarza generalnego NATO, jest kilka. Po pierwsze, brak konsekwentnej polityki o ściśle sprecyzowanych celach, szczególnie wobec Rosji. - Oni śledzą jego karierę, widzą, że nie jest to polityk, który łączy, a dzieli - stwierdził pragnący zachować anonimowość polski dyplomata. - Kolejny element to bardzo niekonsekwentna polityka zagraniczna, m.in. wobec Rosji. Z jednej strony zapowiedzi, że z Rosją będziemy rozmawiać, potem w obliczu konfliktu w Gruzji bardzo stanowcze reakcje, że Rosji trzeba odpowiedzieć taką samą metodą, jak ona wobec nas. Na ostatniej konferencji w Toruniu teoretyzował, do czego się zresztą przyznał, na temat możliwości włączenia Rosji do NATO - wyliczał nasz rozmówca. Tłumaczył, że od polityka wysokiej rangi nie oczekuje się teoretyzowania, ale jasnych, klarownych deklaracji, a potem działań. - W rezultacie uznano, że jest osobą nieprzewidywalną, która nie zapewni stabilnego zachowania w Sojuszu. Od sekretarza generalnego oczekuje się najwyższej klasy umiejętności koncyliacji i rozjemstwa - dodał.
Kandydaturze Radosława Sikorskiego z pewnością nie pomogło niefortunne oświadczenie o zerwaniu uzgodnionego ze stroną amerykańską porozumienia w sprawie systemu rakiet przechwytujących wygłoszone 4 lipca, czyli w dniu najważniejszego święta w USA, tuż po powrocie polskiej delegacji ze Stanów Zjednoczonych. - Amerykanie jasno powiedzieli, że to będzie pamiętane - podkreślał dyplomata i wszystko wskazuje na to, iż dotrzymali słowa.
Anna Wiejak
"Nasz Dziennik" 2009-04-04
Autor: wa