Dlaczego milczy się o Kuncewiczowej?
Treść
Co by nie mówić, Maria Kuncewiczowa to wielka, polska, znana na całym świecie i uznana pisarka. Dlaczego jest jednak dziś wielką nieobecną? Dlaczego nie mówi się o niej, nie pisze, nie wspiera jej domu-muzeum, któremu jeszcze kilka lat temu groziła likwidacja?
Wydawałoby się, że nie ma żadnych powodów, by wielcy tego świata krzywo patrzyli na Kuncewiczową. Czuła się obywatelką świata. W jakimś sensie była kosmopolitką. Swe życie dzieliła pomiędzy Wielką Brytanię, Polskę i USA, ale także, w jakiejś mierze pomiędzy Włochy i Francję. Chwaliła nie tylko Mickiewicza, ale i Żeromskiego. Nigdy na nikogo nie powiedziała złego słowa. Nikogo nie krytykowała. Jej utwory były z reguły oderwane od jakichkolwiek społecznych, politycznych, ideologicznych czy światopoglądowych realiów.
A jednak. Dlaczego? Czyżby miały na to wpływ jej wczesne utwory, w których wyrażała swoją miłość do Polski? A może miał tu znaczenie fakt, że napisała powieść "Leśnik", powieść o wpływie historii, szczególnie Powstania Styczniowego, na kształtowanie się uczuć patriotycznych? A może zadecydowały tu słowa, które napisała o starej Warszawie sprzed II wojny światowej i nowej, tej, która się tworzyła, gdy nastał pokój. Stwierdziła wtedy: "W nowej Warszawie, która kiedyś podźwignie się z gruzów, nie będzie pluskiew i nie będzie zapewne pamiątek. Kto zamieszka w sterylizowanych mieszkaniach? W starych mieszkali inteligenci inteligentniejsi, dziwacy dziwniejsi, bogacze ubożsi, mieszczanie mniej mieszczańscy, Żydzi mniej żydowscy i nędzarze bardziej zuchwali niż gdziekolwiek na świecie".
A może zaszkodził Kuncewiczowej podziw dla Bernadety i miłość do Ślicznej Pani, która ukazała się w Lourdes? I to, że pisarka powtórzyła słowa nawróconego agnostyka doktora Dozous: "Nie tylko ludzie prostej wiary cisną się do źródła po zdrowie, i nie tylko katolicy, ale i protestanci, i Żydzi". A może decydujący wpływ miały jej słowa napisane pod koniec życia? Słowa następujące: "Niedziela na placu św. Piotra. (...) Stoimy z Jerzym w gromadce przyjaciół pod arkadą na wprost okna, które się otwiera, ilekroć papież ma przemawiać Urbi et Orbi. Jesteśmy gapie, katolicy i Polacy. (...) Stoję na placu św. Piotra w mieście imperatorów podbitym przez rybaka, który dał się ukrzyżować dla zbawienia duszy. Jak długo rybacy musieli czekać na miejsce w niebie! Jak długo Polska czekała na miejsce w Rzymie!".
Stanisław Krajski
"Nasz Dziennik" 2007-10-11
Autor: wa