Dlaczego marszałek tak się spieszył
Treść
Decyzja marszałka Bronisława Komorowskiego o powołaniu Jacka  Michałowskiego na p.o. szefa Kancelarii Prezydenta RP już dzień po  katastrofie była podjęta w zbytnim pośpiechu - uważa Jacek Sasin,  wiceszef kancelarii. Jego zdaniem, nie było powodów do podejmowania tego  typu kroków w tak nagłym trybie, zwłaszcza że w tym czasie ciało  Władysława Stasiaka nie zostało jeszcze zidentyfikowane.
Bronisław  Komorowski powołał Jacka Michałowskiego na p.o. szefa Kancelarii  Prezydenta dzień po katastrofie samolotowej pod Katyniem, w której  zginął prezydent Lech Kaczyński i szef jego kancelarii Władysław  Stasiak. Jednak jak zaznaczył w "Sygnałach dnia" Jacek Sasin, wiceszef  kancelarii, o nominacji wiadomo było już w dniu katastrofy. - To  mianowanie ministra Michałowskiego w trybie rzeczywiście nagłym - co  warto podkreślić - w momencie, kiedy formalnie, z prawnego punktu  widzenia, śmierć ministra Stasiaka nie była potwierdzona, bo jego ciało  nie zostało wtedy jeszcze zidentyfikowane, no, myślę, że to było  niepotrzebne - ocenił Sasin.
Jak dodał, przy podejmowaniu tego typu  decyzji na pewno pośpiech nie był potrzebny. - Stało się, jak się stało.  Mnie było trochę przykro, że pan marszałek z góry założył, że ja nie  jestem osobą godną zaufania, czy że nie jestem osobą, która może w tych  pierwszych chwilach pokierować kancelarią - mówił Sasin. Marszałek  Komorowski, decydując się na powołanie Michałowskiego, miał świadomość,  że wbrew pierwszym niepotwierdzonym informacjom Sasin nie zginął w  katastrofie i że to on zgodnie z procedurą może przejąć obowiązki szefa.  - W momencie kiedy odbywała się rozmowa dotycząca powołania pełniącego  obowiązki szefa kancelarii, zwrócono uwagę Komorowskiemu, że naturalną  koleją rzeczy zastępca przejmuje obowiązki szefa. Marszałek Komorowski  był poinformowany o tym, że wbrew doniesieniom medialnym nie zginąłem w  katastrofie - mówił Sasin. Powołanie jednak nastąpiło, a Michałowski -  jak sam tłumaczył - pojawił się w kancelarii, by ułatwić jej relacje z  p.o. obowiązki prezydentem RP.
Jednak decyzja Komorowskiego i czas  jej podjęcia sprawiły, że pracownicy kancelarii zostali postawieni w  dość niezręcznej sytuacji. Do tego marszałek szybko wyznaczył także  następcę tragicznie zmarłego Aleksandra Szczygły, szefa Biura  Bezpieczeństwa Narodowego - instytucji podlegającej prezydentowi RP. -  Przeżyliśmy wielką tragedię, a odnieśliśmy, my, pracownicy w Kancelarii  Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, takie wrażenie, że ta tragedia stała się  sposobnością do tego, aby w bardzo szybkim tempie zająć te opróżnione w  ten tragiczny sposób stanowiska - mówił Sasin.
Marcin Austyn
Nasz                           Dziennik     2010-04-27
Autor: jc