Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dla Tuska najważniejsze jest euro

Treść

Zdaniem ekspertów, budżet na 2009 r. podporządkowany jest utrzymaniu dyscypliny finansowej narzuconej przez Komisję Europejską i wprowadzeniu w Polsce jak najszybciej wspólnej waluty euro. Rząd forsuje euro, nie dostrzegając negatywnych skutków kryzysu finansowego odczuwanego już przez blisko 20 proc. Polaków. W budżecie zapisano wzrost PKB na poziomie 3,7 proc., redukując go z poziomu 4,8 procent. Dla opozycji propozycje rządu dotyczące korekty PKB są nieadekwatne do sytuacji gospodarczej. Oznacza to prawdopodobieństwo jego dalszej redukcji i mniejsze dochody, ale poziom deficytu nie został przez koalicję zwiększony, co oznacza, że nastąpią cięcia wydatków odczuwalne dla społeczeństwa. - Chcąc wprowadzić euro, zaciskamy pasa - podsumowuje dr Marek Dietl, ekspert ds. gospodarki Instytutu Sobieskiego. - Budżet podporządkowany jest temu, co zapowiadał premier Tusk, czyli wprowadzeniu w Polsce euro - dodaje poseł PiS Maks Kraczkowski, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Gospodarki. Eksperci nie mają dobrych wiadomości. Nie są pewni jedynie co do dziedzin, w których odczujemy antyrozwojowy budżet przygotowany przez koalicję PO - PSL. - Ten budżet nie gwarantuje podtrzymania koniunktury gospodarczej - komentuje Dietl. Dodaje, że założenie małego deficytu oznacza, że trudno będzie rządowi reagować na zaburzenia koniunktury poprzez zwiększanie wydatków budżetowych, a jeśli PKB założony przez ministra Jacka Rostowskiego nie sprawdzi się, to dochody budżetu będą jeszcze mniejsze. Taki scenariusz potwierdza także opozycja. - Deficyt ma być utrzymany w ryzach - podkreśla Kraczkowski. Dodaje, że "bezrobocie będzie rosło, na niskim poziomie wykorzystywane są środki europejskie, tempo wzrostu będzie spadało, będzie rosła inflacja". Zdaniem prof. Jerzego Żyżyńskiego z Uniwersytetu Warszawskiego, próba utrzymania deficytu na niezmienionym poziomie jest poważnym błędem, ponieważ może doprowadzić do recesji i spowolnienia gospodarczego, podobnie jak za czasów Leszka Balcerowicza, który chłodził gospodarkę. Wczoraj szef Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIiIZ) Paweł Wojciechowski potwierdził, że w 2008 r. napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych może wynieść między 10 a 12 mld euro, a w 2009 roku nieco obniży się i wyniesie ok. 10 mld euro. Te dane także potwierdzają słabnięcie koniunktury ekonomicznej w Polsce. Bezpośrednie inwestycje zagraniczne w 2007 roku wyniosły 12 mld 800 mln euro wobec 15 mld w 2006 roku. Paweł Tunia "Nasz Dziennik" 2008-12-09

Autor: wa