Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Dla należycie uporządkowanego umysłu śmierć jest tylko początkiem nowej wielkiej przygody". Apostoł Chrystusowego braterstwa i przyjaźni.

Treść

27 listopada otrzymałam od lidera wtorkowej krakowskiej grupy Światowej Wspólnoty Medytacji Chrześcijańskiej, wstrząsającą wiadomość. W powiadomieniach na moich smartfonie pojawił się tytuł w aplikacji gmaila: „Śp. o. Jan Paweł Konobrodzki”. Pomyślałam, że umysł zrobił mi jakiś figiel: „Jak to świętej pamięci???”. Gwałtownie chwyciłam telefon. Tak, ojciec Jan Paweł, o młodym i promiennym wyglądzie zmarł nagłą śmiercią. Nie mogłam tego pojąć, że jak to? Ojciec, który 13 listopada odprawił w Tyńcu mszę dla medytujących chrześcijan, odszedł do wieczności? Ojciec, który w oczach swoich sympatyków, przyjaciół był kwintesencją zdrowia i wigoru? Aż chciałoby się zaśmiać śmierci w twarz, żeby sobie nie robiła żartów, ale ona jest… no właśnie… śmiertelnie poważna.

Nie było mnie na mszy w Tyńcu. Nie pojechałam, bo od dłuższego czasu nie jest mi po drodze z Kościołem Katolickim, a rok temu przyjęłam anglikanizm. Charakterystyczną cechą chyba każdego konwertyty jest koncentracja na nowej wspólnocie i przepracowanie swoich urazów. Jednak cenię ten Kościół za benedyktynów, do których mam szczególną słabość i inne wybitne umysły teologiczne, które zrodziły się na jego łonie. Poczułam wyrzuty sumienia, że nie skorzystałam z okazji spotkania ojca Jana Pawła, człowieka o wielkim, ekumenicznym sercu, otwartego na dialog także z religiami niechrześcijańskimi i widzącego dobro w każdym człowieku, wiecznego optymistę.

Ojciec Jan Paweł był przyjacielem krakowskiego WCCM. Kiedy tylko mógł, odwiedzał nas, by z nami pomedytować. Witał nas swoim promiennym uśmiechem i mówił, jak bardzo się cieszy, że jesteśmy i kontynuujemy dzieło o. Johna Maina, także benedyktyna. Spędzał z nami czas, żartował, dla każdego miał dobre słowo.

Na jednym ze spotkań, zaproszony przez lidera wtorkowej grupy i prywatnie jego przyjaciela, Staszka Matusika, opowiadał o swoim urlopie w Indiach i Tybecie. Miał wielki szacunek do hinduizmu i buddyzmu, widząc w nich emanację jedynego, kochającego Boga. O mieszkańcach Indii mowił jako ludziach gościnnych, bezinteresownych i bardzo pobożnych. Z wielkim rozbawieniem opowiadał o ruchu ulicznym, w którym nie obowiązują żadne znane nam zasady ruchu drogowego, o psach, które leżą na środku ulicy, których nikt ani nie myśli przejechać. Byłoby  to nie pomyślenia w naszym kraju, gdzie kierowcy na siebie trąbią i rzucają soczyste epitety. Był bardzo przejęty losem mieszkańców Tybetu, szczególnie dzieci i prosił nas o modlitwę za nich. Nie był szczególnie sławny z tego powodu, bo nie zależało mu na rozgłosie. Wolał w swojej skromności i pokorze uwielbiać Boga we wszystkim.

Ojciec Jan Paweł zainaugurował w Tyńcu pierwsze spotkanie wraz z mszą świętą dla medytujących chrześcijan.

Jest to wspólne dzieło liderów krakowskiego WCCM, które kontynuowane jest aż do dziś pod duchową opieką o. Włodzimierza Zatorskiego. Spotkania odbywają się co miesiąc i osiągnęły czterdziestą liczbę. Msze święte odprawili także bp. Grzegorz Ryś, o. Leon Knabit, stale je sprawuje o. Włodzimierz i kilka razy odprawił je o. Jan Paweł. Po każdej mszy odbywają się konferencje, prowadzone przez kapłana, który wcześniej sprawował Eucharystię. Wielu członków WCCM jest bardzo wdzięcznych za ten dar, jaki otrzymali od Tyńca, bez którego ich codzienna medytacja nie prowadziłaby do duchowego spełnienia.

Kilka miesięcy temu, kiedy w krakowskiej księgarni „Pod Globusem” odbywał się wieczór autorski z udziałem o. Leona Knabita i Łukasza Wojtusika, zauważyłam, wracając z pracy, wychodzącego z niej o. Jana Pawła i idącego w kierunku plant. Też szłam w tamtym kierunku, do banku. Wracając, usiadłam na ławce i z oddali obserwowałam ojca. Przechadzał się tam i z powrotem, aż wreszcie usiadł. Zwróciłam uwagę na jego promieniejącą twarz. Patrzył z życzliwym uśmiechem na mijających go ludzi. Pomyślałam sobie, ile w nim musi być miłości do świata. Na plantach można spotkać bezdomnych śpiących na ławkach, pijaków, hałaśliwych małolatów i kogokolwiek. Ojciec Jan Paweł na wszystkich patrzył z tą samą życzliwością i szacunkiem. A ja, zamiast pobiec w jego kierunku i się z nim przywitać, pobiegłam na nadciągający z oddali tramwaj. Myślę dziś o tym z wielkim żalem do siebie za swoje naiwne „odkładanie na potem”.

Jaką trzeba osiągnąć duchową dojrzałość, żeby z taką radością i ufnością podchodzić do dzieła stworzenia,  bez oceniania ludzi, bez poczucia wyższości nad nimi, bez niechęci wobec nich oraz z szacunkiem do braci mniejszych. Ojciec Jan Paweł był pod tym względem jedyny w swoim rodzaju. Prawdziwy apostoł Chrystusowego braterstwa i przyjaźni! Takim go zawsze będę pamiętała i takiego starała się naśladować.

Chciałabym przytoczyć wzruszające świadectwo koordynatora WCCM Polska Andrzeja Ziółkowskiego:

Widzieliśmy się po raz ostatni w sierpniu 2015. Był ze Staszkiem w podróży po Kociewiu i na Kaszubach. Umówiliśmy się w Kwidzynie, żeby chociaż chwilę porozmawiać. Mieli wpaść do mnie do Gniewu w drodze powrotnej, ale się nie udało:( To było bardzo serdeczne spotkanie, żartowaliśmy, był pełen uśmiechu i dobrego humoru. Tak, ten jego uśmiech zostanie ze mną na zawsze. I chociaż widzieliśmy się może kilka razy, to zawsze czułem, że jest miedzy nami silna więź biorąca się z pracy przy tym samym pługu w winnicy Pana.

Kiedyś, dawno temu, nie znaliśmy się jeszcze osobiście, prowadził w telewizji program o medytacji. Różnych jej formach. Zadzwoniłem do studia w czasie programu i opowiedziałem o Johnie Mainie:-) Może od tego się zaczęła WCCM z nim znajomość… Chyba tak, chociaż nie wiem jak to się stało – może to była jego inicjatywa – że zostaliśmy zaproszeni na Dni gościnności benedyktyńskiej do Tyńca. Przedstawialiśmy Wspólnotę i wtedy poznałem Andrzeja i Ulę. Tak się zaczęło WCCM w Krakowie. Potem ta przyjaźń ze wspólnotą przerodziła się w spotkania tynieckie. Ojciec Jan Paweł dawał nam ochronę swą benedyktyńską obecnością, wtedy gdy nie było nam łatwo.

Zaskoczył nas! Odszedł wielki przyjaciel WCCM w Polsce. Dziś sobie pomyślałem, że spotkał się z ojcem Mainem i się uściskali a o. John mu podziękował za opiekę nad nami. Nie ma ojca Jana Pawła wśród nas, ale zyskaliśmy wielkiego Anioła Stróża. Będzie strzegł naszej Wspólnoty, jestem tego pewien. I jeszcze nie jednym nas znowu zaskoczy.

W książce „Harry Potter i kamień filozoficzny” pojawiają się mądre słowa na temat śmierci, wypowiedziane przez profesora Dumbledore’a: dla należycie uporządkowanego umysłu śmierć jest tylko początkiem nowej wielkiej przygody. Ojcze Janie Pawle, jesteś już w ramionach kochającego Stwórcy, którego i Ty jesteś w stanie objąć swoimi czułymi, mocnymi ekumenicznymi ramionami i dosięgnąć nas, stęsknionych za Tobą. Odpoczywaj w pokoju wiecznym.

Katarzyna Zajd

Źródło: ps-po.pl, 30 listopada 2016

Autor: mj