Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Diamentowa tragedia

Treść

Diament, minerał mniej strategiczny niż ropa, kobalt czy miedź, stał się przyczyną i środkiem napędowym wielu przewlekłych wojen w Afryce i Ameryce Południowej. Według szacunków Departamentu Stanu USA, "krwawe diamenty", które stanowią tylko 4 proc. całego światowego handlu nimi, zamiast być źródłem zamożności stały się przekleństwem ludności zamieszkującej tereny obfitujące w te kamienie. Tymczasem główni beneficjenci tego procederu pozostają bezkarni.

Sprzedaż diamentów za 4 mld dolarów w latach 1992-1998 przez angolańskich rebeliantów pociągnęła za sobą śmierć 500 tys. ludzi i ucieczkę 300 tys. uchodźców. W Sierra Leone były one źródłem finansowania wojny domowej, której konsekwencją była śmierć 50 tys. cywilów i przemieszczenie jednej trzeciej populacji kraju.
Łatwo zrozumieć rolę ropy w strategicznych rozgrywkach politycznych i ekonomicznych. Jednak dlaczego tak wielką rolę na tym polu odgrywają diamenty, bez których światowa gospodarka może doskonale się obejść? Eksperci tłumaczą ogromne znaczenie tego minerału tym, że jest on istotny w finansowaniu wojen. Diamenty są towarem, który bez trudu można wymienić na broń lub pieniądze. Ich zaletą jest to, że można je bez problemów przewozić w małych opakowaniach, np. w pudełku po zapałkach można umieścić kamienie o wartości miliona dolarów.
Diamenty są też idealnym środkiem służącym do prania brudnych pieniędzy. Jest to tym łatwiejsze, że w wielkich ośrodkach handlu nimi, takich jak Londyn, Antwerpia, Nowy Jork czy Tel Awiw, nikt nie pyta o źródło ich pochodzenia. W ten sposób mimo protestów różnorakich stowarzyszeń diamenty pochodzące z krajów objętych wojnami od lat są motorem napędowym krwawych konfliktów.
Trasa przebyta przez diament, od jego wydobycia w Afryce do klienta, przypomina wielki lejek - szeroki w Afryce (RPA, Botswana, Zair, Angola, Sierra Leone) i bardzo wąski na etapie zbytu, który monopolizuje kontrolowana przez brytyjsko-południowo-afrykański koncern "De Beers", Central Selling Organisation (CSO). W handlu tym wyjątkową rolę odgrywa belgijskie miasto Antwerpia. Ze względu na powiązania uczestników tego handlu ze światem polityki od wielu lat przymyka się oczy na podejrzane pochodzenie znacznej części diamentów.
Mimo deklaracji kompanii "De Beers" o walce z "krwawymi kamieniami" warto pamiętać, że jest ona kartelem, bez wiedzy którego nic się nie dzieje w światowym handlu tymi kamieniami. Bezpośrednie kontakty z głównymi producentami i handlarzami umożliwiały kompanii "De Beers" omijanie embarga nałożonego na eksport diamentów z Afryki Południowej w czasach apartheidu. Międzynarodowe spółki handlujące diamentami korzystają z dyskretnego, ale skutecznego poparcia swoich rządów. Na przykład Wielka Brytania jest światowym centrum handlu diamentami, a belgijska Antwerpia - stolicą mniej lub bardziej legalnej ich obróbki. Z kolei Francja od lat przymyka oczy na przemyt diamentów z Togo, Wybrzeża Kości Słoniowej czy Burkina Faso. W sytuacji francusko-brytyjskiej rywalizacji w Afryce finansowanie zakupu broni za pieniądze z przemytu diamentów przez zaprzyjaźnione z Paryżem czy Londynem strony konfliktów jest traktowane jako mniejsze zło.
Ujawnione skandale dotyczące handlu diamentami, z których sprzedaży finansowane są wojny domowe w Afryce, spowodowały, że firma "De Beers", obawiając się sankcji, postanowiła zareagować. Pod presją międzynarodowej opinii publicznej z inicjatywy RPA w maju 2000 r. 44 kraje podpisały zasady "Procedury Kimberley", która określiła środki mające zapobiegać docieraniu "wojennych diamentów" na rynek międzynarodowy. Jednym z nich jest obowiązek posiadania przez nieobrobione diamenty dowodu ich pochodzenia. System ten wszedł w życie 1 stycznia 2003 r. Niestety, przestrzeganie tych zasad wciąż pozostawia wiele do życzenia. Przeprowadzona do 2005 r. analiza funkcjonowania systemu kontroli wykazała, że 50 proc. krajów, które go przyjęły, "dowolnie" przestrzega jego zasad. W tej sytuacji krwawe diamenty wciąż trafiają z Afryki do Antwerpii, Londynu czy Tel Awiwu. Co więcej, aby ułatwić ich przemyt, są one obrabiane już w Afryce.
Pozarządowe organizacje humanitarne główne ostrze krytyki za ten stan rzeczy kierują przeciw światowym potentatom handlu, obróbki i sprzedaży diamentów. Ich przedstawiciele przekonują, że monopolistom nie chodzi o zlikwidowanie nielegalnego handlu diamentami, lecz o to, by w oczach opinii publicznej i klientów diamenty nie budziły żadnych zastrzeżeń i umożliwiały tak jak dotychczas robienie intratnych interesów.
Franciszek L. Ćwik

"Nasz Dziennik" 2005-01-26

Autor: ab