Dewaluacja ciszy
Treść
Prawdą jest, że Msza cicha jest formą usus antiquior opierającą się praktycznie wyłącznie na recytacji tekstu, co z pewnością nie jest ideałem; normą pozostaje bowiem Msza uroczysta i gdyby w Kościele zachodnim wszystko było jak należy, zdecydowanie więcej byłoby Mszy śpiewanych, skoro nawet Boska Liturgia w Kościele wschodnim zawsze była śpiewana. Mimo to istnieje kluczowa różnica między recytacją w Mszy cichej i w nowej Mszy. Różnica ta tkwi w samym bogactwie i stałości starożytnych tekstów, które stają się drugą naturą wiernego. Sama natura słowa w starej Mszy jest inna ze względu na to, jak jest ono przedstawione, jak się z nim obchodzimy, jak się je wymawia; ze względu również na to, jak obejmuje one ciszę, szept, przejście od tego, co prywatne, do tego, co publiczne, od tego, co zewnętrzne, do tego, co wewnętrzne; ze względu wreszcie na samą rytmiczną recytację psalmów. Słowa zapładniają tu ciszę i rodzą medytację. Msza zapuszcza swoje korzenie głęboko w duszy jak roślina, która zapuszcza korzenie w glebie. Sam „problem” słów zostaje tu przekroczony przez formę liturgiczną, sprawiającą że to wydarzenie, na które składają się słowa oraz milczenie, części stałe oraz zmienne, staje się błogosławieństwem miłosnej odpowiedzi na przyjaźń Jezusa oraz niepojęte miłosierdzie Boże objawione na Krzyżu. Msza cicha pozostaje milczeniem w swojej mowie i mówi przez swoje milczenie. Mówi o Miłującym i Ukochanej, o Oblubieńcu i Oblubienicy – o boskim romansie, jak określa to św. Jan od Krzyża, w którym żarliwy szept albo śpiew pełnym głosem są znacznie bardziej adekwatne niż codzienna mowa.
Zarówno projekt zreformowanej liturgii rzymskiej oraz powszechny sposób jej odprawiania dewaluują ciszę i przeceniają znaczenie dźwięku – zwłaszcza dźwięku rozmowy, słów ludzkich, zamiast mniej uchwytnego Słowa Bożego.
W wielu Mszach „liturgia słowa” zdecydowanie przeważa proporcjonalnie nad liturgią eucharystyczną, co stanowi odwrócenie samej istoty liturgii. Czasem homilia ciągnie się w nieskończoność, podczas gdy Modlitwa eucharystyczna, najświętszy moment Mszy, trwa zaledwie kilka chwil, zwłaszcza gdy korzysta się z Drugiej modlitwy eucharystycznej, która jest popularnym wyborem ułatwiającym zachowanie zaplanowanej długości celebracji. Wielu kapłanów zwyczajnie nie zdaje sobie sprawy z rażącej niestosowności braku równowagi między częściami liturgii. Aby dokonała się trwała zmiana, potrzebujemy nowego pokolenia księży, którzy nauczą się dzięki liturgii tradycyjnej, co jest najważniejsze, a co marginalne: Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał (J 3,30).
Jako rytuał religijny novus ordo jest zaskakująco skromne. Pomija przygotowanie do Mszy, akt skruchy jest tak nikły, że prawie niezauważalny; między początkiem Mszy a pierwszym czytaniem poważnie brakuje jakiegokolwiek dłuższego rozpoznania tego, kim jest Bóg, kim jest człowiek i co wydarzy się za chwilę. Od momentu powitania atmosfera modlitwy nie ma głębi, charakter celebracji jest horyzontalny i ma ona charakter rozmowy. Weźmy dla kontrastu jedną z początkowych kwestii w Mszy trydenckiej, wypowiadaną podczas robienia znaku krzyża: „Wspomożenie nasze w Imieniu Pana, który stworzył niebo i ziemię”. Pomijając, że jest to ewidentne przypomnienie o tym, że Bóg jest stwórcą wszechświata, stwierdzenie takie mówi ponadto coś konkretnego o kondycji duszy, o jej niesamodzielności, potrzebie Boga. Gdzie w novus ordo znajdziemy wyraz tej potrzeby, tęsknoty, błagania skierowanego do Najświętszej Trójcy? Język liturgiczny tego rytu jest praktycznie pozbawiony należnej gęstości, treści i powagi. Nawet język i frazeologia biblijna zostały usunięte z liturgii, po czym w imię racjonalności zastąpiono je powiększeniem objętości lekcjonarza do tego stopnia, że nikt nie jest w stanie go spamiętać ani się do niego odnosić.
fragment książki Petera Kwasniewskiego „Kryzys i odrodzenie. Tradycyjna liturgia łacińska a odnowa Kościoła” wydanej przez Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
Źródło: ps-po.pl, 09 listopada 2016
Autor: mj
Tagi: Dewaluacja ciszy