Desygnacja Tuska

Treść
Donald Tusk ma dziś zostać desygnowany przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego na stanowisko premiera. W połowie przyszłego tygodnia lider Platformy Obywatelskiej chce przedstawić głowie państwa skład swojego gabinetu. Po zaprezentowaniu nowego rządu ma dojść do podpisania umowy koalicyjnej między Platformą a Polskim Stronnictwem Ludowym.
Donald Tusk wszystkie sprawy z Waldemarem Pawlakiem ma omówione i zapowiada, że teraz prace nad formowaniem nowego rządu powstrzymuje jedynie oczekiwanie na ruch prezydenta w sprawie jego desygnacji na nowego szefa rządu. - Jeśli są znaki zapytania w niektórych resortach, to raczej dlatego, że ja ciągle bez desygnowania, ciągle bez ostatecznych decyzji, rozmawiam z kilkoma kandydatami na to samo miejsce - mówił Tusk. Jak wyjaśniał, dopiero kiedy zostanie desygnowany na premiera, a więc będzie "prawdopodobnym premierem", uzyska ostateczną deklarację o wejściu do jego rządu "poważnych osób", z którymi na ten temat rozmawia. Lider PO poinformował, że pomiędzy przyszłymi koalicjantami PO i PSL nie ma żadnych niedomówionych spraw, które w jakiś sposób "choć o minutę" opóźniłyby pracę nad stworzeniem koalicji i rządu.
Od dzisiaj mówienia o jakimś opóźnianiu prac już być nie powinno. Na dziś na godz. 15.00 w Kancelarii Prezydenta zaplanowano uroczystość desygnacji Donalda Tuska na premiera. Lider Platformy zapowiedział, że jeśli w tym tygodniu zostanie desygnowany, to w połowie przyszłego przedstawi wraz z Waldemarem Pawlakiem skład rządu. Nowy rząd możemy poznać w środę, gdy Sejm będzie kontynuował przerwane w ubiegłym tygodniu pierwsze posiedzenie nowej kadencji. Po przedstawieniu składu rządu prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu głowa państwa powoła Donalda Tuska na stanowisko premiera. Prezydent ma na to 14 dni, licząc od pierwszego dnia pierwszego posiedzenia Sejmu nowej kadencji. Oznacza to, że najpóźniej premier powinien być powołany 19 listopada. W ciągu 14 dni od powołania szefa rządu musi on przedstawić Sejmowi swoje exposé i uzyskać od Sejmu wotum zaufania.
Jeszcze przed uformowaniem nowego rządu politycy PO niepokoją się, że za parę miesięcy prezydent może chcieć rozwiązać parlament i apelują do urzędującej jeszcze Rady Ministrów, aby ponownie złożyła w Sejmie projekt przyszłorocznego budżetu państwa. Sejm musi bowiem przedstawić ustawę budżetową do podpisu prezydentowi w ciągu 4 miesięcy od jej skierowania do Sejmu. Jeśli nie zdąży w tym terminie, prezydent może zarządzić skrócenie kadencji. Spowodowane wyborami zamieszanie w pracach Sejmu sprawia natomiast, że posłowie będą mieć po prostu mniej czasu na prace nad budżetem. Rząd Jarosława Kaczyńskiego złożył projekt budżetu w Sejmie 27 września. - Sytuacja jest przewidziana w Konstytucji. Budżet trzeba złożyć do 30 września i został złożony - powiedział Jarosław Kaczyński. Poinformował jednocześnie, że drugi raz budżetu w Sejmie składał nie będzie. - Państwo chyba nie sądzą, że w tej sytuacji, która w tej chwili jest, prezydent rozwiąże parlament - zwracał się urzędujący premier do dziennikarzy pytających o możliwość ponownego złożenia projektu ustawy budżetowej.
Może pęknięcie, nie rozłam
Jarosław Kaczyński więcej czasu musi jednak teraz poświęcić na sprawy wewnętrzne swojej partii, choć sam ostatnie spekulacje o rozłamie w Prawie i Sprawiedliwości przynajmniej publicznie stara się bagatelizować. - Może dojść do jakiegoś drobnego pęknięcia, natomiast nie widzę teraz przesłanek do większego rozłamu - mówił Jarosław Kaczyński. Wczoraj jednak kolejni posłowie PiS zademonstrowali swój stosunek do obecnej sytuacji w partii. Z zasiadania w Komitecie Politycznym PiS zrezygnowali: dotychczasowy minister transportu Jerzy Polaczek i Piotr Krzywicki.
Według prezesa PiS, Ludwik Dorn, Paweł Zalewski i Kazimierza Ujazdowski wykazali się "daleko idącą nielojalnością", upubliczniając swój list do niego i ogłaszając swoje dymisje z funkcji wiceprezesów PiS tuż po wyborach, kiedy partia znalazła się w "trudnej sytuacji". Jarosław Kaczyński zaznaczył jednak, że zanim sprawą ewentualnie zająć mógłby się sąd partyjny, całej trójce chce dać jeszcze "trochę czasu". Żaden z nich raczej się jednak nie sposobi, aby wziąć sobie do serca wezwanie Jarosława Kaczyńskiego do złożenia mandatu poselskiego czy wystąpienia z partii. - Deklaruję, że nie jest naszym celem kwestionowanie przywództwa w partii Jarosława Kaczyńskiego - po raz kolejny powtarzał Paweł Zalewski. Zarówno Zalewski, jak i Ujazdowski nie wykluczają jednak - jeśli nie zmieni się sposób zarządzania partią - niepoparcia udzielenia absolutorium dla prezesa PiS podczas planowanego na początku grudnia kongresu tej partii.
Ze swoich funkcji rezygnują też osoby doradzające prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. W tym przypadku nie jest to jednak żadna manifestacja, lecz wymóg przepisów. Jak wyjaśniała Kancelaria Sejmu, poselskiego mandatu nie można łączyć choćby z pełnioną społecznie funkcją doradcy prezydenta. W związku z czym z doradzania prezydentowi musiały zrezygnować nowo wybrane posłanki: Lena Cichocka-Dąbkowska i Nelly Rokita.
Artur Kowalski
Autor: wa