Dali popalić Schetynie za rzekomy rasizm
Treść
Ocenianie wypowiedzi jako faszystowskiej, rasistowskiej lub ksenofobicznej zależy od kontekstu jej użycia. Po tym, jak Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji opublikowało raport na temat obecności w mediach takich sformułowań, ich autorzy masowo dzwonili do resortu Grzegorza Schetyny z żądaniem usunięcia z niego ich nazwisk, gdyż ich słowa zostały niesprawiedliwie uznane za rasistowskie.
Zdaniem Danuty Głowackiej-Mazur, dyrektor Departamentu Kontroli, Skarg i Wniosków w MSWiA, która spotkała się z posłami z Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych, problem z treściami rasistowskimi i ksenofobicznymi, które pojawiają się w mediach, rodzi pytanie o granice między prawem do wolności wypowiedzi a konkretnymi wypowiedziami rasistowskimi, ksenofobicznymi lub antysemickimi. Głowacka-Mazur jako przykład podała sytuację, kiedy resort zlecił poznańskiemu Centrum Praw Człowieka Instytutu Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk opracowanie I części raportu "Monitorowanie treści rasistowskich, ksenofobicznych i antysemickich w polskiej prasie". Następnie raport ten został zamieszczony na stronie internetowej MSWiA i wywołał ogromną burzę. - Osoby, których nazwiska pojawiły się jako autorów treści opublikowanych w prasie powszechnie dostępnej, zaczęły zwracać się do MSWiA z żądaniem natychmiastowego zdjęcia tego raportu ze strony internetowej, ponieważ godzi on w ich dobra osobiste - oni nie są rasistami, antysemitami itd. - zauważyła Głowacka-Mazur. Według niej, osoby te wcale nie miały na myśli tego, co autorzy raportu odczytali z ich wypowiedzi.
Jacek Dytkowski
"Nasz Dziennik" 2009-02-13
Autor: wa