Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dalej bez Santoruma

Treść

Swoją decyzję kandydat uzasadnił tym, że najprawdopodobniej nie miałby szans pokonać obecnego lidera w tym wyścigu Mitta Romneya. Były senator z Pensylwanii wygłosił oświadczenie w Gettysburgu. - Prezydencki wyścig zakończył się dla mnie, ale nie oznacza to, że kończymy walkę w ogóle - powiedział Santorum na niespełna dwa tygodnie przed prawyborami w swoim rodzinnym stanie, w toku gorącej kampanii. Według amerykańskich komentatorów, Santorum wycofał się najprawdopodobniej w obawie przed poniesieniem kolejnej porażki na swoim podwórku. W 2006 r. przegrał senacki fotel ze stratą aż 18 punktów procentowych. Inną przyczyną może być fakt, że znany ze swoich konserwatywnych poglądów senator przegrywał już z Romneyem, zarówno jeśli chodzi o ilość głosów elektorskich zdobytych na partyjną konwencję, która wyłoni ostatecznego nominata, jak i pod względem zgromadzonych funduszy na kampanię oraz wsparcia partyjnego establishmentu.

Mniejszy budżet, za to kamizelki
Przez długi czas kandydat z Pensylwanii udowadniał, że jest w stanie rywalizować na równi z liderem sondaży, mimo mniejszego budżetu i braku poparcia najważniejszych polityków Partii Republikańskiej. Ostatecznie zrezygnował. - Pomimo wszystkich przeciwności wygraliśmy w jedenastu stanach, zdobywając poparcie milionów obywateli, zgarniając miliony głosów - przypomniał Santorum. - Wygrywaliśmy w zupełnie inny sposób. Poruszaliśmy serca Amerykanów - dodał. Podziękował też setkom wolontariuszy za wykonaną pracę. - Bez pomocy takich ludzi jak Wendy z Iowa, która wykonała 5 tys. telefonów, lub dziewcząt z Tulsy w Oklahomie, których piosenka "Game On" stała się internetowym hitem, ta kampania nie zaszłaby tak daleko - podkreślił były już kandydat do prezydentury. Za najważniejsze momenty kampanii uznał m.in. spotkanie z robotnikami z Minnesoty. Wyraził także zadowolenie, że sławne na cały kraj stały się jego kamizelki, w których bardzo często występował na spotkaniach ze swoimi zwolennikami.
Jako poważny konkurent Romneya Santorum pojawił się w kampanii już w Iowa w styczniu br. - nieznacznie wygrał wtedy rywalizację, pomimo wcześniejszych sondaży dających pewne zwycięstwo byłemu gubernatorowi Massachusetts. Jak przyznają komentatorzy, prowadzona w starym stylu kampania Santoruma, która polegała m.in. na odwiedzeniu przez niego wszystkich z 99 hrabstw stanu Iowa, pozwoliła mu zdobyć szacunek mieszkańców tej części USA i owocowała w dalszej części prezydenckiego wyścigu. Także jego konserwatywna postawa pozwalała mu zdobyć na środkowym wschodzie i południu liczne głosy osób znanych z niechęci do liberalnych rozwiązań, zwłaszcza w sferze obyczajowej, ale także w stanach o nie tak wykrystalizowanej postawie wśród wyborców, jak np. Minnesota czy Alabama, a nawet na dalekim zachodzie - w Kolorado czy Dakocie Północnej.

"Godny" były przeciwnik
Santorum przyznał, że było wiele przesłanek, które przemawiały za wycofaniem się właśnie na tym etapie. Nie powiedział natomiast, czy planuje w najbliższej przyszłości poprzeć Mitta Romneya. Poinformował, że rozmawiał telefonicznie z byłym gubernatorem Massachusetts tuż przed ogłoszeniem swojej decyzji prasie.
Romney natomiast pogratulował Santorumowi udanej kampanii i nazwał go "zdolnym i godnym rywalem". Były spiker Izby Reprezentantów ocenił, że Santorum prowadził pamiętną kampanię. - Osiągnięty przez niego sukces będzie testamentem jego uporu oraz siły konserwatywnych wartości - stwierdził Gingrich. Polityk dodał, że zamierza w dalszym ciągu ubiegać się o partyjną nominację - obecnie jako jedyna "konserwatywna alternatywa" dla Romneya. Również kongresman z Teksasu, Paul, pogratulował Santorumowi wyników i zaznaczył, że on też zostaje w kampanii.
Mimo to wielu analityków orzekło, że w momencie wycofania się byłego senatora z Pensylwanii rozpoczyna się już generalna kampania wyborcza. Ostatnie sondaże dotyczące tych dwóch kandydatów dają nieznaczne zwycięstwo głowie państwa. Jednakże w aspekcie umiejętności radzenia sobie z gospodarką poddani badaniom opinii publicznej Amerykanie wyżej cenią republikańskiego polityka. A ponieważ to właśnie kwestie ekonomiczne mogą być głównym czynnikiem decydujących o tym, jak głosować będą obywatele USA, wynik listopadowych wyborów daleki jest od rozstrzygnięcia.

Łukasz Sianożęcki


Nasz Dziennik Czwartek, 12 kwietnia 2012, Nr 86 (4321)

Autor: au