Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dach hali nie był odśnieżany

Treść

Ciągle zmieniają się dane na temat liczby osób, które straciły życie podczas zawalenia się konstrukcji hali Międzynarodowych Targów Katowickich. Wczoraj prokuratura potwierdziła 63 zgony, kiedy jeszcze dzień wcześniej mówiono o 65 ofiarach. Przyczyną różnicy może być, niestety, znieważenie zwłok, do jakiego prawdopodobnie doszło w zakładach pogrzebowych i prosektoriach. Sprawą zajmuje się chorzowska prokuratura. Z materiałów prokuratury wynika, że dach hali nie był odśnieżany od połowy stycznia, a cała konstrukcja budynku mogła nie być dostosowana do polskich warunków atmosferycznych.
Według wczorajszych danych katowickiej prokuratury, w sobotniej katastrofie hali MTK zginęły 63 osoby, a nie jak wcześniej sądzono 65. - W wyniku nieprawidłowości w zakładach pogrzebowych i prosektoriach doszło do nieprawidłowego podania liczby zwłok, które tam są. Podjęto decyzję o wszczęciu postępowania w sprawie znieważenia zwłok - powiedział wczoraj Leszek Goławski, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach. Sprawą zajmie się chorzowska prokuratura. Goławski podkreślił, iż według aktualnych danych do poniedziałku z hali wydobyto zwłoki 60 ofiar. Te ciała już zostały wydane rodzinom. We wtorek, po ponownym przeszukaniu rumowiska z pomocą psów tropiących, ratownicy wydobyli kolejne trzy ciała. Według jednej z gazet, pewna firma pogrzebowa samowolnie - z chęci zysku - zabrała 28 ciał, choć miała miejsce tylko dla sześciu. Ciała rzekomo udało się odzyskać prokuratorom dopiero po ogromnej awanturze.
Liczba śmiertelnych ofiar tragedii ciągle nie jest ostateczna. Wczoraj Krzysztof Mejer, rzecznik wojewody śląskiego, potwierdził nam informację, że pod rumowiskiem może znajdować się jeszcze nawet piętnaście ciał. Sami ratownicy w rozmowie z nami mówili, iż mają nadzieję, że więcej ofiar już nie będzie.
Prokuratorzy potwierdzili wczoraj, iż dach hali nie był odśnieżany. - Są to informacje wynikające z przeprowadzonych czynności procesowych. Na pewnym etapie odśnieżania ta czynność została zatrzymana. Powodem był brak funduszy.
- Dach hali Międzynarodowych Targów Katowickich nie był odśnieżany od połowy stycznia br. - powiedział prokurator Leszek Goławski. Z materiałów prokuratury może także wynikać, iż konstrukcja hali nie była dostosowana do polskich warunków atmosferycznych. Jednak w tej sprawie prokuratorzy nie chcieli mówić o szczegółach. - Dysponujemy materiałem dowodowym, który wynika zarówno z obszernych zeznań wielu świadków, a także z dokumentacji, którą zabezpieczyliśmy, ale niestety coraz bardziej wkraczamy w takie szczegóły, które muszą być objęte tajemnicą śledztwa - powiedział prokurator Tomasz Tadla, rzecznik katowickiej prokuratury okręgowej. Dodał tylko, że są sygnały procesowe, że od czasu, kiedy obiekt został wzniesiony, towarzyszyły mu rozmaite usterki. Jaki był ich wpływ na spowodowanie katastrofy, na razie nie wiadomo. - My mówimy o tym, że ujawniono usterki, a nie że ujawniono uchybienia i zaniedbania - wyjaśniał prokurator Tadla. Podobnie jest w kwestii osób, które za tragedię odpowiadają. W opinii prokuratury, na razie nie ma żadnych przesłanek co do tego, by wobec Bruce'a Robinsona, członka zarządu MTK, zastosować jakikolwiek środek zapobiegawczy, by uniemożliwić mu wyjazd z Polski. Prokuratorzy podkreślali, że ewentualne zarzuty zostaną postawione dopiero po uzyskaniu od biegłych wyników przeprowadzonych ekspertyz oraz po zakończeniu przesłuchań świadków. Tych na pewno będzie kilkuset. - Pierwszą rzeczą jest wykonanie i uzyskanie opinii od grup eksperckich. To, że ci panowie pracują dzień i noc, pokazuje, że chcą jak najszybciej dowiedzieć się, jakie były przyczyny tej tragedii. Po zapoznaniu się z tymi materiałami i zakończeniu przesłuchań świadków będzie można podejmować decyzje w zakresie ustalenia kręgu ewentualnych podejrzanych w tej sprawie - wyjaśnił prokurator Goławski. Podkreślił, iż prokuratura szeroko bada sprawę - nie tylko wśród zarządu MTK, ale także instytucji i firm, które w przeszłości mogły mieć wpływ na to, że w sobotę doszło do katastrofy.
Prokuratorzy zaznaczyli też, iż dopóki wszystkie dowody nie zostaną zebrane i właściwie zabezpieczone, na teren rumowiska nie wjedzie sprzęt specjalistyczny, który ma dokonać bezpiecznej rozbiórki pozostałości hali. Te czynności trzeba także pogodzić z trwającymi ciągle poszukiwaniami kolejnych ciał.
Prokurator Tomasz Tadla potwierdził również informacje o nieudanej próbie samobójczej mężczyzny związanego z projektowaniem konstrukcji hali. Podkreślił, iż został on już przesłuchany. Zdaniem Tadli, osoba ta ma bardzo istotne informacje, które mogą w przyszłości przyczynić się do wyjaśnienia przyczyn katastrofy oraz do wskazania osób odpowiedzialnych.
Do katastrofy hali MTK doszło w sobotę wieczorem podczas ogólnopolskich targów gołębi pocztowych. Dotąd odnaleziono 63 ciała. Blisko 170 osób zostało poszkodowanych, część z nich nadal przebywa w szpitalach. Była to największa, od ponad stu lat, tragedia w Polsce.
Marcin Austyn, Katowice

Informacje dla poszkodowanych i ich rodzin
Służby wojewody śląskiego udzielają informacji od poniedziałku do piątku w godzinach 7.30-15.30 pod numerami telefonów:
032 207 78 31, 032 207 78 28, 032 207 78 37

Pod tymi telefonami można uzyskać informację na temat osób poszkodowanych, możliwości zorganizowania rodzinom ofiar bezpłatnego transportu na terenie aglomeracji śląskiej w sprawach rodzinnych związanych z tragedią, zakwaterowania rodzin ofiar spoza województwa śląskiego, możliwości uzyskania pomocy finansowej i materialnej w związku z zaistniałą katastrofą.
Pod te numery telefonów mogą zgłaszać się także osoby i firmy chcące ofiarować swoją pomoc.

Akcja jest w toku
Jarosław Wojtasik, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Katowicach

Dla niektórych przyszła chwila odprężenia, są tu na spotkaniu z premierem, ale ratownicy cały czas pracują na miejscu tragedii?
- Ale nie jest to chwila odprężenia, akcja ratownicza trwa nieustająco. Na miejscu cały czas są strażacy, pracują, przeszukują, służą pomocą ekipom, które ustalają przyczyny tej tragedii. Akcja jest w toku.

Obecnie prace wykonują strażacy, a czy na miejscu katastrofy nadal pracują psy tropiące?
- To przede wszystkim przeszukiwania. Pies nie może pracować bez przerwy, musi odpoczywać. System poszukiwania przez psy to dla nich forma zabawy. Zwierzę do tej "zabawy" musi być odpowiednio zachęcone. To nie jest tak, że pies przyjeżdża na miejsce i od razu zaczyna pracować.

Jak będą wyglądały najbliższe godziny, dni na terenie katastrofy?
- Sytuacja się zmienia bardzo dynamicznie. W tej chwili trudno zaplanować jakiekolwiek długofalowe działania straży pożarnej.

Czy pod zwałowiskiem mogą być jeszcze ludzie?
- Wierzymy, że nie. Nie chcę spekulować na ten temat, jest to zbyt poważna sprawa. Tu trzeba być pewnym albo nie mówić nic.

Pytamy "dlaczego?" i odpowiedź znajdziemy
Jerzy Polaczek, minister transportu i budownictwa

Po tej katastrofie nieuchronnie nadchodzi czas formułowania konkretnych wniosków, czego powinny one dotyczyć?
- Wnioski będą wyciągnięte w różnych sprawach. Pierwsze dotyczą systemu ratowania życia i zdrowia ludzkiego w Polsce. Po drugie, systemu organizacji nadzoru budowlanego. Stosowne wnioski wyciągnie także prokuratura, która prowadzi postępowanie w tej sprawie. W końcu po czwarte, jako minister transportu i budownictwa mogę odpowiedzialnie powiedzieć, że zostaną określone przyczyny tej tragedii. Powinny one być najważniejszym materiałem, który da odpowiedź na pytanie: dlaczego?

Miejsce katastrofy bada specjalna komisja, czy już można mówić o pierwszych efektach tych prac?
- Nie chciałbym zastępować ludzi, którzy bezpośrednio zajmują się tą sprawą. Ze swej strony mogę powiedzieć, że ten zespół ludzi jest złożony z najlepszych specjalistów w Polsce wspomaganych przez ekspertów z Politechniki Śląskiej i Wrocławskiej, znawców z dziedziny budownictwa, konstrukcji stalowych. Daje to gwarancje szybkiej odpowiedzi, szybkiego zakończenia prac i niepopełnienia błędów.

Tego nie da się opisać
Mirosława Cichocka, Pogotowie Ratunkowe w Gliwicach

Pamięta Pani sobotnie wydarzenia?
- Kiedy dyspozytor odbierał wiadomość, że poszkodowanych jest osiemset osób, nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak może być na miejscu. W ogóle do mnie to nie docierało. W drodze na miejsce zdarzenia przeżyłam ogromny stres. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Wiedziałam, że dach się zawalił, że jest wielu poszkodowanych. Kiedy już przyjechaliśmy, przeraził mnie krzyk ludzi wołających o pomoc. Było zimno, oni byli poprzygniatani przez elementy konstrukcji dachu... Krzyk matek wołających dzieci, krzyk dzieci... Wchodziliśmy więc w to miejsce zagrożenia, podawaliśmy im leki przeciwbólowe, podawaliśmy ciepłe kroplówki. One były ciepłe tylko przez moment, gdyż na mrozie szybko stygły.

Jak radziła sobie Pani z emocjami w takiej chwili?
- Trudno mi powiedzieć. Wydaje mi się, że strach mnie nie sparaliżował, podobnie moich kolegów. Pracujemy w karetce ratunkowej, na co dzień uczestniczymy w akcjach ratunkowych w różnych wypadkach. Oczywiście, skala tragedii przeraża, ale ratowaliśmy poszczególnych ludzi, podchodziło się do konkretnego człowieka. Nigdy w takiej akcji nie brałam udziału.

Co jest najważniejsze podczas akcji ratunkowej?
- Opanowanie i spokój, by nieść pomoc tym najbardziej poszkodowanym. Wtedy bardzo trudno było rozeznać, kto jest najbardziej potrzebujący, kto woła... Tego nie da się opisać.

Dziękuję za rozmowę.
Marcin Austyn, Katowice

"Nasz Dziennik" 2006-02-02

Autor: ab