Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Czy warto być "drugą Irlandią"?

Treść

Eksperci przewidują, że wzrost cen żywności w Polsce może w tym roku wynieść 8-9 procent. To efekt m.in. unijnej wspólnej polityki rolnej, która polegała na ustalaniu limitów na produkcję, zachęcaniu rolników do nieobsiewania pól albo niehodowania zwierząt. W efekcie doprowadziło to do deficytu żywności w Europie, a co za tym idzie - wzrostu cen.

Gdy przypomina się imponujące osiągnięcia polskiej gospodarki w ostatnich latach, to często pada stwierdzenie, że to dzięki naszemu wejściu do Unii Europejskiej w 2005 roku. Tymczasem właśnie postępująca integracja może zaprzepaścić nasz sukces. Unia wymaga spełniania coraz to nowych wyśrubowanych norm, zmusza do niszczącej konkurencyjność unifikacji podatków i przepisów, a przy tym wyraźnie faworyzuje kraje tzw. Starej Unii. - Polska może rzeczywiście stać się "drugą Irlandią", bo ten kraj jest przykładem podobnego procesu: dwucyfrowy wskaźnik tempa rozwoju obecnie spadł do poziomu 4-5 proc. - ocenia Andrzej Sadowski, ekspert z Centrum im. Adama Smitha.
Tylko zdecydowana obrona polskiego interesu na forum Unii może zapobiec temu scenariuszowi. Lista negatywnych skutków dla gospodarki wynikłych z wejścia Polski do UE jest obszerna. Akcesja niekorzystnie odbiła się na polskim handlu z krajami spoza Unii - dostosowanie ceł do taryf stosowanych w UE zaszkodziło wymianie handlowej z naszymi wschodnimi sąsiadami. Z podobnymi skutkami mieliśmy do czynienia w handlu z Chinami.
Problem stanowi również podatek VAT. Dotychczasowe stawki 7 proc. na mieszkania, 0 proc. na książki oraz 3 proc. na żywność zostaną do 2010 r. podniesione. Co więcej, Bruksela dąży do ujednolicenia tego podatku kosztem państw mających niższą stawkę, a zarazem konkurencyjnych. - W takiej sytuacji dystans w rozwoju gospodarczym między Polską a UE ulegnie zamrożeniu, tzn. wszyscy będą się rozwijać, ale różnica będzie nie do pokonania, gdyż rozwiązań, które mogłyby dać nam przewagę, już nie będzie można stosować. Nie będzie zatem powtórki z sytuacji Irlandii, która miała swego czasu konkurencyjne rozwiązania podatkowe w UE i pozwoliło to jej nie tylko na dogonienie, ale na prześcignięcie w rozwoju Wielkiej Brytanii - zauważa Sadowski.
Przyczyną cenowych skoków w naszym kraju jest także ujednolicanie cen na unijnym rynku - niższe ceny naszych towarów zwiększały popyt na nie w krajach Unii, stąd przedsiębiorcy zaczęli podnosić ceny tych produktów. Na Ukrainie, która coraz bardziej nakierowuje swoją gospodarkę na rynki unijne, ceny wzrosły na przestrzeni ostatniego roku o 15-20 procent.
Kolejnym ograniczeniem dla wielu dziedzin polskiej gospodarki są normy standaryzacyjne i ekologiczne, które windują koszty produkcji. Interesujące, że nie wszystkie kraje stosują się do tych przepisów. Przykładem mogą być francuskie restauracje, których właściciele ze względu na ogromne koszty nie dostosowują się do norm unijnych, podczas gdy w Polsce takich warunków, jakimi cieszą się francuscy restauratorzy, nie wynegocjowano.

Euro - decyzja polityczna
Ekonomiści są podzieleni, jeżeli chodzi o zasadność wprowadzania w Polsce wspólnej unijnej waluty.
- Trudno mi jest wyobrazić sobie funkcjonowanie Polski w UE w takiej sytuacji, gdy w Polsce nie ma wspólnej waluty, a nasi główni partnerzy handlowi mają euro - powiedział w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" dr Łukasz Hardt. - My nie jesteśmy Wielką Brytanią, która prowadzi wymianę handlową głównie ze Stanami Zjednoczonymi. Nie wiem, czy możemy sobie na coś takiego pozwolić - ocenił. Dodał, że to nie gwałtowny wzrost cen po wprowadzeniu euro w krajach członkowskich stanowi największe zagrożenie, ale fakt, że Polska pozbawia się możliwości prowadzenia polityki monetarnej, czyli ustalania wysokości stóp procentowych. - Jest to równoznaczne z utratą suwerenności w polityce monetarnej - stwierdził ekspert. - Polska cały czas jest na etapie transformacji ustrojowej i gospodarczej. Nasza gospodarka różni się zdecydowanie od np. francuskiej, niemieckiej czy włoskiej. Tamte gospodarki są do siebie dużo bardziej podobne, w związku z tym łatwiej jest im prowadzić zunifikowaną politykę monetarną - dodał.
Problem unijnej waluty wydaje się jednak bardziej złożony. Oprócz utraty płynności finansowej należy się bowiem spodziewać krótkiego, ale znaczącego wzrostu cen, jak miało to miejsce w przypadku Włoch i Irlandii. Ponadto sama wymiana waluty, oczywiście w zależności od tego, jak zostanie przeprowadzona, stwarza pole do nadużyć. Jeżeli zostanie przyjęty niekorzystny kurs, to może odebrać Polakom część ciężko zarobionych oszczędności.

Quo vadis, Wspólnoto?
- Zdaniem jednego z premierów francuskich, podwyższenie podatku od towarów i usług spowodowało likwidację dziesiątek tysięcy miejsc pracy w gospodarce francuskiej. Zrobiono analizę, że do momentu, kiedy UE nie stosowała podatku VAT, konkurencyjność Wspólnoty i USA była porównywalna. Obecnie Unia przegrywa pod tym względem ze Stanami - zauważa Sadowski. - Paradoks polega na tym, że wzrost gospodarczy o 2-3 proc. uznawany jest w niektórych krajach Unii za objaw ożywienia, podczas gdy analogiczny wzrost jest w Stanach Zjednoczonych oznaką kryzysu - dodaje.
Zwraca on też uwagę, że im niższy VAT, tym mniejsza jego szkodliwość, stąd istniejąca w Polsce tendencja do obejmowania tym podatkiem wszystkich produktów jest niekorzystna ekonomicznie, a także nieefektywna z punktu widzenia budżetu, gdyż ze sporządzonego w 2007 r. raportu rządowego wynikało, że na ponad 80 mld wpływów z tytułu poboru VAT ponad 30 mld wyniosły koszty jego poboru.

Gospodarka planowa
Unia dysponuje całym wachlarzem środków dla ograniczania produkcji (nie tylko rolnej) w poszczególnych krajach członkowskich. Oprócz systemu norm skutecznym narzędziem jest narzucanie limitów produkcyjnych hamujące gospodarkę w skali danego kraju członkowskiego. Prawdopodobny wydaje się zatem scenariusz intensywnego ograniczania np. przetwórstwa spożywczego w nowo przyjętych krajach, aby zmusić do importu z państw starej Unii produktów, które mogłyby z powodzeniem wytworzyć same. Mieliśmy okazję doświadczyć już tego w postaci kwot mlecznych oraz limitów połowów.
Sukces polskiego rolnictwa w 2004 r. był sukcesem rolnictwa rynkowego w śladowy sposób dotowanego - przypomina nasz ekspert. - Jeżeli ktoś pobiera dotacje, to godzi się na ograniczenia i wszelkiego rodzaju limity, jak np. kwoty mleczne - dodaje. Efektem tej polityki jest nie tylko ograniczanie polskiego rolnictwa, ale również znaczny wzrost cen żywności, który tylko w tym roku, jak przewidują eksperci, wyniesie aż 8-9 procent.

Nie na równych prawach
Wspólnota Europejska wyraźnie faworyzuje największe kraje Unii kosztem mniejszych i nic nie wskazuje na to, żeby miało to ulec zmianie. Bardzo prawdopodobny wydaje się scenariusz podziału Europy na państwa uprzywilejowane, a zarazem dyktujące warunki, jak Niemcy, Francja czy Wielka Brytania, oraz nieuprzywilejowane, nieposiadające w Parlamencie Europejskim dostatecznej siły przebicia, aby były zdolne do obrony swoich interesów.
Głośnym echem odbiła się również w polskiej opinii publicznej sprawa Stoczni Gdańskiej, która została ukarana za przyjmowanie finansowego wsparcia ze Skarbu Państwa, podczas gdy Bruksela milczała i milczy nadal w kwestii dofinansowywania przez Niemcy wschodnich landów.
Ponadto wszystko wskazuje na to, że wkrótce zostaniemy zmuszeni do dopłacania do europejskiej biurokratycznej machiny, ponieważ wnoszona składka przewyższy fundusze wypływające z kasy wspólnotowej.
Anna Wiejak
Nasz Dziennik" 2008-01-07

Autor: wa