Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Czy to już wojna?

Treść

Artyleria komunistycznej Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej ostrzelała wczoraj rano południowokoreańską wyspę Yeonpyeong w pobliżu spornej granicy pomiędzy oboma krajami. Zginęły co najmniej 3 osoby, a 20 zostało rannych. Wśród ofiar są zarówno południowokoreańscy żołnierze, jak i cywile. Ostrzał artyleryjski spowodował na wyspie gigantyczny pożar. Sami Koreańczycy z Południa i międzynarodowi eksperci uspokajają: atak nie oznacza wznowienia walk między oboma krajami.
Korea Północna przystąpiła do ataku wczoraj o godz. 14.34 czasu lokalnego, wystrzeliwując w kierunku swojego południowego sąsiada około 200 pocisków. Zostały one wymierzone w leżącą około 3 km od granicy morskiej i 120 km na zachód od Seulu, położoną na Morzu Żółtym, wyspę Yeonpyeong, którą zamieszkuje około 1,2 tys. osób. Większość rakiet uderzyła w znajdującą się na wyspie bazę południowokoreańskiej armii. - To był zamierzony i zaplanowany atak, który stanowi jawne pogwałcenie rozejmu pomiędzy oboma krajami - powiedział przedstawiciel ministerstwa obrony Korei Lee Hong-ki. Podobnego zdania jest przedstawiciel kancelarii prezydenta Republiki Korei - Lee Myung Baka. - To jawna prowokacja. Szczególnie atak na obiekty cywilne jest czynem niewybaczalnym. W przypadku kolejnych prowokacji zareagujemy zdecydowanie. Władze północnokoreańskie muszą odpowiedzieć za ten incydent - zaznaczył. Południowokoreańska agencja Yonhap poinformowała, że zaraz po ataku Seul odpowiedział wystrzeleniem w stronę agresora około 30 pocisków i ogłoszeniem stanu najwyższej gotowości. Rząd w Seulu przesłał też Phenianowi wiadomość z prośbą, by jego artyleria wstrzymała dalszy ostrzał wyspy. Ostrzegł jednocześnie, że jeśli Korea Północna nie zaprzestanie ataku, wówczas Korea Południowa "odpowie w zdecydowany sposób". Wymiana ognia, która - jak relacjonują cytowani przez Agencję Reutera świadkowie - trwała około godziny i była jednym z najpoważniejszych incydentów pomiędzy obiema Koreami od zakończonej w 1953 roku wojny pomiędzy nimi. Zaraz po pierwszym ostrzale południowokoreańscy żołnierze rozpoczęli ewakuację mieszkańców wyspy Yeonpyeong do schronów. Wcześniej jednak wielu z nich zaczęło ratować się ucieczką na łodziach i kutrach rybackich w morze. Panikę wyspiarzy wywołały nie tylko gęsto padające pociski, lecz także gwałtownie rozprzestrzeniający się ogień. Cytowana przez zagraniczne portale południowokoreańska telewizja YTN podała bowiem, że w wyniku ostrzału na wyspie wybuchły pożary, które objęły około 70 budynków. Na pokazywanych przez telewizję BBC zdjęciach widać chmury czarnego dymu unoszące się nad wyspą. - Płoną domy i wzgórza. Mieszkańcy są ewakuowani. Niewiele widać z powodu dymu. Ludzie są śmiertelnie przerażeni - mówią świadkowie. Jak donoszą zagraniczne agencje, jeszcze kilka godzin po ataku strażacy walczyli z rozprzestrzeniającym się ogniem, w związku z czym na wyspie nie ma też prądu.
Prowokacja przed negocjacjami?
Eksperci i komentatorzy są zdania, że wczorajszy ostrzał miał na celu zwrócenie uwagi świata na Koreę Północną, głównie w celu wyrobienia mocniejszej pozycji tego kraju w negocjacjach dotyczących broni atomowej. - Dzisiejsze informacje dowodzą, że Korea Północna, niesprowokowana, ostrzelała południowokoreańską wyspę. To lekkomyślna prowokacja. Chcą zrobić dużo hałasu i przeforsować to, by negocjacje ułożyły się po ich myśli - uważa profesor Zhu Feng z Uniwersytetu Pekińskiego. - To stara sztuczka w negocjacjach - dodaje.Potwierdzać tę tezę może dodatkowo fakt, iż do ataku doszło w czasie, gdy specjalny wysłannik USA ds. Korei Płn. Stephen Bosworth podróżuje po krajach regionu w związku z ujawnieniem przez Phenian prac nad wzbogacaniem uranu. Korea Północna sygnalizowała też ostatnio, że chce wznowić zawieszone dwa lata temu negocjacje sześciostronne w sprawie jej programu atomowego.Pojawiają się również głosy, że ostrzał był prawdopodobnie odpowiedzią na południowokoreańskie ćwiczenia wojskowe. Jeszcze wczoraj rano północnokoreańska armia domagała się bowiem od sił południowokoreańskich przerwania ćwiczeń, jednak żądanie to zostało zignorowane.Świat jest poruszony sytuacją na Półwyspie Koreańskim. Zaraz po informacjach o ataku swoje zaniepokojenie sytuacją wyraziły Rosja i Stany Zjednoczone, a chwilę później także Chiny. Moskwa stwierdziła, że północnokoreański atak jest niedopuszczalny i ostrzegła przed eskalacją konfliktu, zaś rzecznik chińskiego MSZ Hong Lei podkreślił, że oba kraje powinny zrobić więcej, "żeby przyczynić się do pokoju". Zauważył ponadto, że powinno się wznowić rozmowy sześciostronne o zakończeniu programu atomowego Korei Płn.Tymczasem Stephen Bosworth powiedział wczoraj jeszcze przed atakiem, że nie będzie powrotu do rozbrojeniowych negocjacji sześciostronnych z Phenianem, podczas gdy w Korei Płn. trwają prace nad wzbogacaniem uranu. Pod koniec minionego tygodnia źródła w Waszyngtonie ujawniły, że amerykański fizyk atomowy Siegfried Hecker podczas pobytu w Korei Północnej widział zakłady posiadające setki wirówek służących do wzbogacania uranu. Przedstawiciele amerykańskiej armii ostrzegają, że zakłady takie mogą przyspieszyć osiągnięcie przez Koreę Płn. zdolności do produkcji nadającej się do użycia broni atomowej, której i tak kilka sztuk już posiada. Biały Dom zapewnił z kolei, że w razie potrzeby Stany Zjednoczone są gotowe do obrony swojego południowokoreańskiego sojusznika i do podtrzymania "regionalnego ładu i pokoju". Ponadto, jak podaje BBC, "przygotować się na każdą ewentualność" rozkazał swoim ministrom także premier Japonii Naoto Kan.
Marta Ziarnik

Nasz Dziennik 2010-11-24

Autor: jc