Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Czy piękno i sztuka tak naprawdę jeszcze się liczą?

Treść

W okresie międzywojennym w środowiskach patriotycznych w Polsce jak bumerang powracał pomysł, by utworzyć sieć małych muzeów narodowych, tak by co kilkadziesiąt kilometrów była placówka, w której Polacy mogliby obcować z wielkim polskim malarstwem. W jaki sposób chciano doprowadzić do tego? Tworząc listę najważniejszych dzieł malarstwa polskiego i zlecając malarzom sporządzenie ich wiernych kopii.
Niektórzy zwracali uwagę na to, że zamiast kupować jakiś oryginał (np. malarstwa włoskiego), za te same pieniądze można sporządzić co najmniej kilkadziesiąt kopii (nie mówiąc już o tym, że można by zrobić jedno i drugie).
Pomysł nie był zły. Jego realizacja doprowadziłaby do tego, że większość Polaków mogłaby obcować, i to bardzo często, z wielką polską sztuką. Jednak nie udało się go zrealizować. Być może dlatego, że zwyciężyła opinia tych, którzy uznawali, iż w muzeach mają prawo być umieszczane tylko oryginały. Aktualne pozostaje pytanie: co stanowi o wartości dzieła - jego piękno czy fakt, że jest oryginałem? Odpowiedź w perspektywie finansowej jest jasna: ludzie wielokrotnie więcej płacą za oryginały. Jednak w perspektywie kulturowej i estetycznej - liczy się kontakt ze sztuką, jej piękno, które jest dokładnie takie samo w przypadku oryginału i kopii.
Można tu też przy okazji postawić pytania: czy przypadkiem w XX wieku nie zagubiliśmy tego, co najważniejsze? Czy piękno i sztuka tak naprawdę jeszcze się liczą?
Zobaczmy, co się ostatnio zdarzyło w Berlinie, a poniekąd w całym europejskim świecie kultury. W berlińskim muzeum przez wiele lat znajdował się portret "Mężczyzna w złotym hełmie", który uchodził za dzieło Rembrandta i to dzieło tak doskonałe, że można je było porównywać z "Mona Lizą" Leonarda da Vinci. Ze względu na wartość materialną i to, że każdego dnia obraz chciały oglądać tłumy znawców sztuki, pragnących podziwiać geniusz malarza i przeżywać wielkie wydarzenie spotkania z tak wspaniałym płótnem, dzieło wystawiano w oddzielnej sali. Stosunkowo niedawno eksperci doszli do wniosku, że nie jest to dzieło Rembrandta. Przerzucono je w kąt sali, w której prezentowano pośledniejsze obrazy, i wszyscy o nim zapomnieli. Pies z kulawą nogą go nie podziwia. Czy to nie jest kompromitujące? Czy to wydarzenie nie stawia pod znakiem zapytania jakości współczesnej europejskiej kultury?
Dokąd ona zmierza? Nie dajmy się zwariować wielkim tego świata i doceniajmy piękno niezależnie od tego, czy ma ono ich akceptację, czy nie.
Stanisław Krajski

żródło: "Nasz Dziennik" 2006-04-13

Autor: mj