Czy może dojść do przedterminowych wyborów ?
Treść
Logika rozumowania lidera LPR, wicepremiera Romana Giertycha składającego projekt nowelizacji ordynacji wyborczej do Sejmu jest prosta: skoro koalicja chce to zrobić w wyborach samorządowych, to czemu nie pójść za ciosem. PiS jest przeciw i chce wrócić do propozycji ordynacji mieszanej - połowa posłów byłaby wybierana w okręgach jednomandatowych. Idea też jest prosta: zmierzać w stronę podziału sceny politycznej na dwie duże partie i "zamieszać" Platformie Obywatelskiej. Problemów w koalicji przybywa. Pojawiają się groźby przedterminowych wyborów. Na razie to jednak tylko różne interesy polityczne, których będzie więcej, im bliżej dzień 12 listopada, czyli wybory samorządowe.
Dyskusja o zmianach w ordynacji wyborczej do parlamentu wracała w ostatnim roku, gdy niebezpiecznie zbliżała się groźba przedterminowych wyborów, a więc nierzadko. Za każdym razem Platforma Obywatelska przypominała wariant jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW), PiS odpowiadało, że polska scena polityczna nie jest jeszcze na to gotowa, a pozostałe partie - że pewnie nigdy nie będzie. Powód jest prosty: PO od dawna wierzy w to, że będzie beneficjentem krytyki "partyjniactwa", PiS buduje partię opartą na silnym przywództwie, a temu JOW - delikatnie mówiąc - nie sprzyjają, zaś pozostałe partie wiedzą, że to rozwiązanie mogłoby dla nich oznaczać pożegnanie z Sejmem, a już na pewno z wpływem na rządzenie. Wszelkie przypadki wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych pokazują, że znacznie przyspieszają one podział sceny politycznej między dwie duże partie albo dwa bloki, ale tylko wtedy gdy są one na tyle zwarte, że kandydaci jego członków nie walczą ze sobą o mandaty. Mimo całkiem niezłej współpracy w bloku PiS - Samoobrona - LPR wątpliwe jest, by ten ostatni warunek mógł być spełniony nawet w tym przypadku. Krótko mówiąc, JOW nie mają szans na poparcie w Sejmie tej kadencji.
Kilka miesięcy temu PiS wpadło na pomysł ordynacji mieszanej. Wydaje się, że bardziej był on wymierzony w PO, która zgodnie z oczekiwaniami pomysłodawców szybko zaczęła się gubić w tym, czy poparłaby ten projekt, czy nie. Ostatecznie temat ucichł. Ku radości Samoobrony czy LPR, bo w ich przypadku taka zmiana oznaczałaby tylko niewielkie złagodzenie skutków JOW. Dziś PiS do pomysłu wraca, ale w reakcji na deklarację Romana Giertycha. Bo skoro lider LPR wymyślił blokowanie list w wyborach do samorządu, a koalicjanci tę propozycję zaaprobowali (bo jak inaczej zinterpretować fakt złożenia wspólnego projektu i walki o wprowadzenie go pod obrady Sejmu?), to dlaczego nie zrobić tego samego w wyborach do Sejmu.
- Taka ordynacja była już w 1991 roku z dokładnie taką samą zasadą, czyli blokami list - przypomina Giertych. Dodaje, że chodzi o "ułatwienie w tworzeniu bloków politycznych, które wykształciły się w wyniku funkcjonowania rządu i opozycji". - Warto zastanowić się nad propozycjami Ligi, ale jesteśmy zwolennikami zmian ordynacji wyborczej w stronę ordynacji mieszanej - komentuje pomysł LPR szef klubu PiS Marek Kuchciński.
Wydaje się, że i tym razem upór PiS przy ordynacji mieszanej to próba "zamieszania" w całą sprawę Platformy. Jeśli powie, że się zgadza, będzie musiała zarzucić próby wprowadzenia JOW. Jeśli nie, przeciwnicy zarzucą jej, że nie chce konstruktywnie współpracować, a potem znów podniesie larum, że chce się zmieniać ordynację przed wyborami.
Starcie o metodę
Z informacji uzyskanych przez nas w rozmowach z kilkoma posłami PiS wyłania się dość prosty scenariusz: PiS zgodzi się na blokowanie list w wyborach do Sejmu na tej samej zasadzie, jak zgodzi się w wyborach samorządowych. Dlaczego?
- Wszystkie wyliczenia porównawcze robione na podstawie poprzednich wyborów samorządowych i parlamentarnych pokazują, że bonus wynikający z blokowania list w największym stopniu przypada nam - mówi poseł PiS. Inny zaznacza, iż niekonieczne może okazać się nawet wpisywanie, że mandaty będą w ramach bloku przysługiwać jedynie tym komitetom, których listy przekroczą w skali kraju (w wypadku samorządowych - okręgu) próg 5 procent. - Oczywiście tylko wówczas, gdy obronimy "podwójnego d'Hondta" - dodaje. Bo jeśli Samoobrona przeforsuje inną metodę liczenia, tylko utrzymanie wymogu przekroczenia progu w bloku zabezpieczy interesy PiS. Metoda przeliczania głosów na mandaty autorstwa Belga Victora d'Hondta (obowiązuje obecnie po tym, jak SLD zmienił ją w poprzedniej kadencji) preferuje podmioty z najwyższym wynikiem. Francuz Andre Sainte-Lague zmodyfikował ją tak, by eliminowała dominację najsilniejszych (jego metodą dzielone były głosy w 2001 r., gdy wygrała AWS). Przedstawiciele Samoobrony i LPR nieoficjalnie przyznają, że najbardziej cieszyliby się, gdyby mandaty między blokami i komitetami niewchodzącymi w podobne struktury dzielone były metodą d'Hondta, ale wewnątrz bloku już metodą wymyśloną przez Niemca Horsta Niemeyera i Anglika Thomasa Hare'a. Metoda ta była stosowana w wyborach w 1991 r. i zdecydowanie sprzyja małym i średnim ugrupowaniom.
- Wątpię, byśmy przystali na taki sposób liczenia, skoro uderza on w interes naszej partii - mówi nasz rozmówca z PiS. Czy to stanie się zarzewiem poważnego konfliktu w koalicji? - Raczej nie, bo LPR ucieszy się z każdego blokowania list, byleby nie było progu, z kolei Samoobrona będzie musiała się teraz tłumaczyć z prób zmian w CBA i WSI - dodaje.
Samoobrona WSI?
Okazuje się bowiem, że uzasadnienia Samoobrony do projektów nowelizacji ustaw o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym oraz utworzeniu nowych wojskowych służb w miejsce WSI są identyczne jak uzasadnienia wniosków SLD do Trybunału Konstytucyjnego!
- Prawo i Sprawiedliwość w ciągu 2 najbliższych tygodni będzie próbowało wyjaśnić z Samoobroną sprawę tych projektów - informuje Kuchciński.
Zapowiada się więc ostre starcie, bo liderzy Samoobrony twierdzą, że o swoich wnioskach powiadomili koalicjantów. Ci zaprzeczają. Jeden z wysoko postawionych polityków powiedział nam, że propozycje partii Leppera mogą być konsekwencją tego, że w jego otoczeniu znajduje się wielu oficerów WSI. - To próba obrony układu, z którym walczymy, a jeśli tak, nie można przejść nad tym do porządku dziennego - mówi.
Czy to może oznaczać kolejną w ostatnich miesiącach groźbę przedterminowych wyborów parlamentarnych? Niewykluczone. W końcu znów wrócił temat zmian w ordynacji wyborczej.
A już wczoraj Lepper zapowiedział: albo ubezpieczenia dla rolników, albo koniec koalicji. I nieważne, że PiS też jest za pomocą dla poszkodowanych przez suszę. Taka jest logika kampanii. Tylko samorządowej, czy już parlamentarnej?
Mikołaj Wójcik
"Nasz Dziennik" 2006-07-31
Autor: wa