Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Czy minister Grad wie, komu sprzedał stocznie?

Treść

Z Krzysztofem Fidurą, wiceprzewodniczącym NSZZ "Solidarność" likwidowanej Stoczni Szczecińskiej Nowa, rozmawia Paweł Tunia
Odmówiliście Państwo udziału w spotkaniu z panią komisarz Neelie Kroes. Teraz chcecie się spotykać z prezesem de Jonge.
- Jako wiceprzewodniczący byłem na czwartkowym spotkaniu i uczestniczyłem w nim ok. 3 minut. Wygłosiłem stanowisko "Solidarności" SSN w sprawie stoczni i wręczyłem panu de Jonge, prezesowi Polskie Stocznie (PS), pismo. "Solidarność" organizowała wiele manifestacji i protestów w sprawie przemysłu stoczniowego, a także spotkań w Brukseli. One różnie przebiegały. Wówczas mogliśmy w jakimś stopniu wpływać na decyzje pani komisarz i decyzje KE. Ale pani komisarz podjęła najgorszą decyzję z możliwych (o likwidacji). W czwartek przyjechała pewnie sprawdzić w ramach inspekcji, czy zostało wykonane jej polecenie. I przekonała się, że to rzeczywiście już nie działa. My nie chcemy rozmawiać o historii, dlatego nie braliśmy udziału w rozmowach z komisarz. Nas interesuje przyszłość, a stroną w tych rozmowach jest prezes PS de Jonge. Pani komisarz przestaje już być członkiem KE i niczego już nie zmieni.
Jakie postulaty zawarli Państwo w piśmie do prezesa?
- W piśmie jest wyrażona wola współpracy i nasza deklaracja budowania solidnej firmy o mocnych fundamentach ekonomicznych; firmy, która by się znowu nie rozpadła za jakiś czas. Mamy nadzieję na pozbycie się wpływu polityków, dlatego staramy się nawiązać współpracę bezpośrednio z właścicielem. Wydaje się, że pan de Jonge przyjął nasze stanowisko ze zrozumieniem. W piśmie zabiegamy o bezpośrednie spotkanie z prezesem. Nie stawiamy też żadnych warunków. W spotkaniu wzięliby udział związkowcy z "Solidarności" ze stoczni szczecińskiej i gdyńskiej, ponieważ teraz ma to być jeden organizm ekonomiczny. Chcemy omówienia sytuacji na najbliższe tygodnie, co się będzie działo, chcemy rozmawiać o zatrudnieniu i dalszych losach zakładów.
O losach tworzącej się spółki Polskie Stocznie właściwie nic nie wiadomo, a stoczniowcy na razie nie mają żadnych gwarancji zatrudnienia.
- Ostatnie świadczenia z programów zwolnień monitorowanych będą wypłacane około listopada. I wówczas może zacząć się gorąca atmosfera, wciąż przecież panuje nastrój niepewności i niepokoju. Dlatego pokazujemy punkty zapalne i staramy się wyczulić na to, aby właściciel miał to na uwadze. I chcemy rozmawiać. W tej chwili stocznia stoi i nic nie produkuje.
Być może przełomem będzie 21 lipca?
- Pieniądze za majątek stoczniowy mają wpłynąć 21 lipca. Wtedy dopiero przejmie go nowy właściciel. Dlatego dopiero wówczas przekonamy się, czy on zapłaci. Według mnie, na razie nie można powiedzieć, że stocznia została sprzedana. Z tego względu spotkanie 9 lipca nie miało większego sensu, bo sprawa sprzedaży nie jest zamknięta. W tej chwili w ogóle nie wiadomo, jakie są opcje dalszego funkcjonowania firm. Pojawiają się jakieś medialne doniesienia o zatrudnieniu 2 tys. stoczniowców i zabieganiu przez właściciela o kontrakty. Jednak jak się zaczynamy pytać o konkretne kontrakty, to jest gorzej.
De Jonge zapowiada, że ma o nie dopiero zabiegać?
- Ma ich dopiero szukać. A przecież od zawarcia kontraktu do wykonania go, w tym zamówienia materiału itd., trochę czasu potrzeba. Będziemy wspierać inwestora, jak tylko się da. Są zamówienia niewykonane z powodu zamknięcia stoczni dla dotychczasowych kontrahentów. Gdyby się udało przekonać tych armatorów do zakończenia budowy zamówionych przez nich statków, to byłby czas na szukanie przez właściciela nowych kontraktów, np. na budowanie konstrukcji stalowych. Dlatego chcemy rozmawiać.
Macie Państwo jakieś dodatkowe wiadomości na temat inwestora?
- Ciągle nie wiadomo, kto kupił stocznie. Podmioty wymienione przez ministra skarbu jako nabywca ogłaszają, że są doradcami inwestora. Pan Grad wskazał jako inwestora QInwest, a ten dementuje informację, twierdząc, że on jest tylko doradcą inwestora. W tym momencie zaczynam się zastanawiać, czy minister polskiego rządu wie, komu sprzedał dwie największe firmy branży okrętowej w Polsce. Wprawdzie padają publiczne deklaracje, np. pani komisarz, że w Polsce będą reaktywowane stocznie, ale ja wolę się wstrzymać z takimi twierdzeniami do 21 lipca.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-07-11

Autor: wa