Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Czterdziesty pierwszy męczennik

Treść

Poszlaki wskazują dość jednoznacznie, że ten kapłan diecezji sandomierskiej, kapelan Armii Krajowej i przywódca lokalnej organizacji antykomunistycznej zmarł w wyniku bestialskiego pobicia przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. W PRL nie było możliwości podjęcia tej wstrząsającej sprawy. Wokół osoby ks. Stanisława Domańskiego powstała więc czarna legenda, ukazująca go jako kapłana mordującego funkcjonariuszy bezpieczeństwa i milicji, stojącego na czele ,,bandy" rabującej spółdzielnie oraz napadającej na zwykłych obywateli. Niewątpliwie przyczyniła się do tego działalność Stefana Skwarka, byłego pracownika WUBP w Kielcach.
Stanisław Domański przyszedł na świat 10 maja 1914 r. we wsi Strzyżowice położonej koło Opatowa. Był najstarszym synem spośród trojga dzieci Filipa i Anny z domu Ozdoby. Przyszły kapłan po ukończeniu w 1926 r. szkoły powszechnej rozpoczął naukę w prywatnym Gimnazjum Koedukacyjnym im. Bartosza Głowackiego w Opatowie. Ukończył je w 1934 r., zdając pozytywnie egzaminy maturalne. Kilka miesięcy później został przyjęty do Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu. 23 kwietnia 1939 r. uzyskał święcenia diakonatu, natomiast 11 czerwca przyjął sakrament kapłaństwa z rąk ówczesnego biskupa diecezji sandomierskiej Jana Kantego Lorka. Nazajutrz ordynariusz mianował neoprezbitera wikariuszem parafii pod wezwaniem św. Zygmunta w Siennie (powiat Iłża).
Ksiądz Domański od początku swej duszpasterskiej pracy aktywnie uczestniczył w życiu religijnym, społecznym i kulturalnym Sienna. Włączył się w działalność tamtejszego harcerstwa, stając się jego członkiem i zarazem opiekunem. Na wspólnych spotkaniach z młodzieżą przekazywał jej wartości religijne i patriotyczne. Szybko okazało się, że ma dar zjednywania sobie ludzi. Dzięki pogodnemu usposobieniu zyskiwał sympatię i szacunek niemal u wszystkich parafian.
Kapelan partyzantów
Wybuch II wojny światowej zastał ks. Stanisława Domańskiego w parafii, podobnie jak sienneńskiego proboszcza ks. Teofila Ździebłowskiego oraz ks. prefekta Włodzimierza Sedlaka, późniejszego profesora KUL. 7 września 1939 r. obserwowali oni wraz z mieszkańcami wsi wjazd niemieckich jednostek do Sienna. Tego samego dnia wieczorem wszyscy trzej duchowni zostali uwięzieni jako zakładnicy, gdyż Niemcy obawiali się sabotażu ze strony ludności polskiej. Niewątpliwie, gdyby do niego doszło, zakładnicy zostaliby rozstrzelani, a miejscowość spalona.
Ksiądz Domański nie mógł pogodzić się z klęską wrześniową, wszak Polska po zaledwie dwudziestu latach suwerenności została ponownie zniewolona. Dlatego udzielał pomocy ukrywającym się polskim żołnierzom, organizował dla nich żywność, cywilne ubrania oraz udzielał im - jakże wówczas potrzebnego - wsparcia moralnego. Od pierwszych dni okupacji zaangażował się w działalność tworzących się struktur konspiracyjnych. Wraz z działaczami społecznymi miasta Lipsko oraz byłymi członkami Polskiej Organizacji Wojskowej współtworzył pierwszą komendę Związku Walki Zbrojnej - Powiśle (krypt. , "Lipa", "Zorza").
Na początku 1941 r. ks. Domański został mianowany kapelanem placówki ZWZ Sienno, należącej wówczas do Okręgu Radomsko-Kieleckiego ,,Jodła". Od lutego 1942 r. pełnił funkcję kapelana AK. Do najważniejszych zadań zlecanych mu przez dowództwo miejscowej placówki ZWZ-AK należało przewożenie prasy podziemnej, rozprowadzanie antyniemieckich ulotek i sprawdzanie nastrojów politycznych wśród miejscowej ludności. Ponadto ks. Stanisław prowadził ewidencję duchownych aresztowanych, poszukiwanych i pomordowanych przez hitlerowców. Zajmował się także nasłuchem radiowym, a następnie przekazywał miejscowemu dowództwu informacje o sytuacji militarnej w Europie. To przed nim składali przysięgę konspiratorzy podobwodu Powiśle wstępujący w szeregi ZWZ, a następnie AK. W 1943 r. w lasach starachowickich i iłżeckich, które zajmowały w pierwszej połowie ubiegłego wieku olbrzymi obszar, zaczęły formować się oddziały partyzanckie AK. Powstało m.in. zgrupowanie Antoniego Hedy "Szarego". Ksiądz kapelan odwiedzał bardzo często partyzantów "Szarego", służąc im posługą kapłańską. Wyjeżdżał rzekomo w Góry Świętokrzyskie po to, by na Wykusie - miejscu, w którym stacjonował oddział najsłynniejszego partyzanta Kielecczyzny Jana Piwnika "Ponurego" - odprawiać Msze polowe.
W połowie lipca 1944 r. komendant Obwodu "Dolina" kpt. Piotr Kulawiak "Dariusz" mianował ks. "Cezarego" kapelanem wszystkich oddziałów partyzanckich działających wówczas w powiecie iłżeckim. W połowie lipca 1944 r. komendant Okręgu Radomsko-Kieleckiego płk Jan Zientarski "Mieczysław", "Ein" zarządził na podległym sobie obszarze mobilizację w ramach akcji "Burza".
W akcji "Burza" wzięła udział również dwudziestoosobowa drużyna akowców z Sienna. Ksiądz Domański został przydzielony do I bat. 3. pp Leg. AK, dowodzonego przez kpt. Jerzego Niemcewicza ps. "Kłos", kierownika III Referatu Komendy Obwodu Iłżecko-Starachowickiego do spraw wyszkolenia. Natomiast drużyna akowców z Sienna weszła w skład II bat. 3. pp Leg. AK kpt. Antoniego Hedy "Szarego", współtworząc kompanię tegoż batalionu. Popularnie była ona nazywana kompanią "Judyma", dowodził nią bowiem por. Marian Wujkiewicz "Judym", pełniący wówczas funkcję komendanta podobwodu Iłża.
Podczas akcji "Burza" 2. Dywizja Piechoty toczyła ciężkie boje z oddziałami niemieckimi na Kielecczyźnie i w lasach koneckich. Był to rezultat decyzji Komendy Głównej AK i Komendy Okręgu "Jodła" o zaniechaniu koncentracji oddziałów mających przyjść z pomocą powstańczej Warszawie. 2. DP wsławiła się bohaterską postawą w bitwach pod: Radoszycami, Trawnikami, Rykoszynem, Szewcami, Radkowem i Zakrzowem. Niemal w każdej potyczce żołnierze AK zadawali nieprzyjacielowi dziesięciokrotnie większe straty w stosunku do własnych. W listopadzie 1944 r.
ks. Stanisław Domański został odznaczony Krzyżem Walecznych za pełnienie z pełnym poświęceniem posługi kapłańskiej. Po zdemobilizowaniu 3. pp w końcu listopada wrócił wraz z żołnierzami "Judyma" do Sienna, gdzie ponownie objął funkcję wikarego.
Nowa okupacja
W połowie stycznia 1945 r. niemal cała Kielecczyzna została zajęta przez Armię Czerwoną. Wehrmacht i żandarmeria niemiecka pospiesznie opuściły Sienno 15 stycznia, a dwa dni później wkroczyły oddziały sowieckie. Na Kielecczyźnie rozpoczęły się prześladowania osób związanych z Polskim Państwem Podziemnym. Przynależność do AK lub Narodowych Sił Zbrojnych była wystarczającym powodem do aresztowania przez NKWD, UB i MO. Wiosną 1945 r. nastąpiła eskalacja represji, dawne więzienia gestapo zapełniły się akowcami, narodowcami oraz innymi przeciwnikami nowego ustroju.
Ksiądz Domański przeżywał te dramaty w dwójnasób: jako kapelan i jako członek AK. Nie potrafił lub nie chciał przystosować się do nowej rzeczywistości politycznej. Swej dezaprobacie dawał wyraz w płomiennych i odważnych kazaniach. Mówił wprost, że okupacja niemiecka została zastąpiona nową - sowiecko-komunistyczną, że nowy ustrój narzucono Polsce siłą. Wskazywał na zagrożenie ateizacją i wynarodowieniem społeczeństwa.
W tych okolicznościach "Cezary" uznał, że formalne rozwiązanie AK nie chroni żołnierzy zwolnionych z przysięgi wojskowej przed represjami. Postanowił działać nadal. W maju 1945 r. powołał w Siennie Ruch Oporu Armii Krajowej i stanął na czele organizacji. W ten sposób włączył się w spontaniczny proces tworzenia wiosną 1945 r. w różnych częściach Polski lokalnych organizacji poakowskich. Nie miały one scentralizowanego kierownictwa politycznego i organizacyjnego. Określano je wspólnym mianem ROAK.
Dokładne ustalenie stanu osobowego organizacji podporządkowanej "Cezaremu" jest trudne ze względu na duże rozbieżności pojawiające się w dostępnych źródłach. Na podstawie niepełnych danych zawartych w materiałach archiwalnych i relacjach można przyjąć, iż liczyła ona około czterdziestu członków. Skupiała żołnierzy AK, którzy w okresie okupacji niemieckiej służyli na terenie placówki Sienno oraz w placówkach zlokalizowanych w pobliskich miejscowościach. "Cezary" nie zdecydował się na utworzenie oddziału leśnego. Wszyscy członkowie grupy przebywali w stałych miejscach zamieszkania, a gdy zaszła potrzeba, ukrywali się u krewnych i znajomych.
Działalność ROAK z Sienna szła dwukierunkowo: skupiała się na walce zbrojnej oraz na propagandzie antykomunistycznej. Wszystkimi akcjami o charakterze zbrojnym dowodził kpr. Jan Wiśniewski "Sęp", człowiek o największym doświadczeniu bojowym. "Cezary" nigdy nie uczestniczył w żadnym przedsięwzięciu o charakterze militarnym, natomiast zajmował się zwalczaniem ideologii marksistowsko-leninowskiej.
Grupa "Cezarego" przeprowadziła wiele akcji. Część z nich była udana, a część zakończyła się niepowodzeniem. Na początku grudnia 1945 r. kilkuosobowa grupa rozbroiła gminny posterunek MO w Borii (wówczas gm. Skarbka, pow. Opatów). Zdobyto kilka pistoletów maszynowych wraz z amunicją oraz broń krótką, tzw. belgijkę. 23 grudnia kilkunastoosobowa grupa dowodzona przez kpr. "Sępa" po obezwładnieniu kilku funkcjonariuszy rozbroiła posterunek MO w Siennie. Zdobyto pokaźną ilość broni: rkm bergman, dwie pepesze oraz sześć karabinów zwykłych, nieustaloną liczbę granatów i amunicji, a także maszynę do pisania.
Organizacja "Cezarego" zajmowała się również udzielaniem pomocy finansowej rodzinom aresztowanych akowców z dawnego podobwodu Powiśle. Pozostawały one niejednokrotnie bez żadnych środków do życia. W tym celu na początku maja 1945 r. około 15-osobowy oddział dowodzony przez Jana Wiśniewskiego dokonał nieudanego "skoku" na gorzelnię w Rudzie Kościelnej (wówczas gm. Skarbka). "Sęp" liczył na przejęcie dużej ilości spirytusu, który zamierzano sprzedać, aby wesprzeć rodziny swych przyjaciół i kolegów. Niestety, oddział
ROAK na terenie zakładu zamiast beczek ze spirytusem zastał kilku pijanych milicjantów, którzy oświadczyli, że spirytus został zabrany przez inną grupę partyzantów. Wówczas grupa kpr. "Sępa" wycofała się, obawiając się zasadzki lub podstępu. Podobny przebieg miała akcja z 8 grudnia 1945 r. na spółdzielnię gminną w Borii, gdzie grupa z Sienna wpadła w zasadzkę zastawioną przez UB ze Starachowic i funkcjonariuszy MO z miejscowego posterunku. W wyniku wymiany ognia ranny został Jan Buszkiewicz "Dzięcioł" oraz Jan Łepecki "Zagończyk".
W połowie lipca 1945 r. w rejonie wsi Długowola (gm. Lipsko, pow. starachowicki) kilkunastoosobowa grupa "Sępa" nawiązała walkę z oddziałem Armii Czerwonej, który pędził bydło w kierunku ZSRS. W walce zginął Stanisław Bajon "Baran", a ranni zostali Józef Cielecki "Zbyszek" oraz Czesław Łepecki "Ostoja", "Bór". Grupa konspiratorów z Sienna pod wpływem silnego ostrzału nieprzyjaciela musiała się wycofać.
Ksiądz Stanisław Domański akceptował działalność o charakterze samoobrony, a nigdy nie dopuszczał do bezsensownego rozlewu krwi. W wyniku działalności jego organizacji po stronie sił represji nie zginął ani jeden człowiek.
Bardzo ważnym aspektem pracy konspiracyjnej ROAK w Siennie było zwalczanie ideologii komunistycznej przez organizowanie własnej propagandy. Wykorzystywano do tego celu ulotki, które powielano przy pomocy trzech maszyn do pisania. Redagowaniem tekstów zajmowali się ks. "Cezary" i Janusz Ździebłowski, bratanek proboszcza. Ulotki zawierały antykomunistyczne hasła, np. "Śmierć komunie". Na jednej z nich opisano przebieg "procesu szesnastu". W ulotkach umieszczano również nazwiska tych, którzy dopuszczali się działalności bandyckiej w Siennie i jego okolicach. Wydrukowane ulotki przekazywano osobom, które następnie rozprowadzały je w osadzie i dalej. Trafiały one także do Bałtowa w powiecie opatowskim. W gronie osób kolportujących ulotki znajdowali się: Jerzy Falkiewicz "Orlik" i Kazimiera Bednarek "Jaśmin".
Ruch Oporu Armii Krajowej ks. Domańskiego zakończył działalność najprawdopodobniej na początku 1946 roku. Bez wątpienia utrzymywał on kontakt z oddziałem partyzanckim Antoniego Hedy "Szarego", który latem 1945 r. był podporządkowany Delegaturze Sił Zbrojnych na Kraj. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że w styczniu 1946 r. ks. Domański nawiązał kontakt z WiN. Na Kielecczyźnie były to głównie struktury tworzącego się Inspektoratu Związku Zbrojnej Konspiracji, obejmującego swym działaniem również powiat iłżecki. Według relacji jednego ze współpracowników "Cezarego", miał on utrzymywać od września do grudnia 1945 r. kontakty z ppłk. Wincentym Kwiecińskim ps. "Głóg", "V-T", "Lotny", czwartym komendantem Obszaru Centralnego WiN. Informacji tej nie udało się zweryfikować.
O Polskę biało-czerwoną
W końcu 1945 r. ks. Stanisław Domański miał świadomość, że bezpieka w poważnym stopniu rozpracowała podległą mu organizację. Świadczyły o tym nieudane próby zatrzymania niektórych jej członków. W dodatku pod wpływem emocji 31 grudnia 1945 r. podczas nabożeństwa sylwestrowego wikariusz wygłosił kazanie, które na zawsze utkwiło w pamięci wielu parafian oraz jego żołnierzy i przyjaciół. Mówił, iż nad Polską zawisła nowa, czerwona okupacja, równie straszliwa i bezwzględna jak jej hitlerowska poprzedniczka. Podkreślał znaczenie polskich barw narodowych, wskazując, że naszym godłem jest orzeł biały w koronie, a nie sowiecka gwiazda. Wspominał również o prześladowaniach żołnierzy Armii Krajowej, którzy walczyli i przelewali krew dla wolnej i niepodległej Ojczyzny. Spotkało ich za to więzienie i wyroki sądów kapturowych. Kazanie zakończył następującymi słowami: "Daj nam, Boże, Polskę nie białą, nie czerwoną, tylko biało-czerwoną, a nad nią orzeł biały w koronie i krzyż".
Na początku 1946 r. niemal wszyscy członkowie organizacji konspiracyjnej z Sienna w obawie przed aresztowaniem opuścili swoje miejsca zamieszkania. 15 stycznia funkcjonariusze bezpieki wtargnęli na plebanię w Siennie z zamiarem aresztowania ks. Domańskiego. Ten był jednak nieobecny. Nie powiodło się też zatrzymanie Jana Wiśniewskiego, Jerzego Falkiewicza, Zygmunta Sawickiego "Jaskółki", Władysława Zychowicza i Tadeusza Wiecha ps. "Skok". Ukrywali się oni we wsi Wólka Trzemecka koło Sienna. Tam zapadła wspólna decyzja o wyjeździe na ziemie zachodnie, które w tym czasie stały się schronieniem dla wielu żołnierzy podziemia niepodległościowego.
Przypuszczalnie w połowie stycznia 1946 r. ks. Domański wraz z Janem Wiśniewskim, Władysławem Zychowiczem oraz swym bratem Tadeuszem wyjechał na Dolny Śląsk. Brat księdza również był poszukiwanym przez UB za przynależność do AK. Tadeusz Domański od października 1945 r. ukrywał się w lokalach konspiracyjnych w Siennie oraz w lasach iłżeckich. 19 stycznia 1946 r. wikariusz z Sienna wysłał list do Kurii Diecezjalnej w Sandomierzu, informując ks. bp. Jana Lorka o okolicznościach opuszczenia parafii. Prosił o dłuższy urlop. Wskazał adres do korespondencji: Tadeusz Szumielewicz, Kraków, ul. Grzegorzecka 20 (Dom Medyków). Tadeusz Szumielewicz przyjaźnił się z ks. Domańskim przez cały okres okupacji niemieckiej, mieszkał bowiem w Siennie, prowadząc praktykę lekarską. Ponadto był członkiem AK o pseudonimie "Szukaj". W styczniu 1946 r. przebywał w Krakowie, gdzie studiował medycynę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Biskup Lorek zareagował na list ks. Stanisława w zupełnie niespodziewany sposób. Zamiast udzielić mu urlopu, wysłał go na wikariat do Miedzierzy koło Końskich. Dopiero po otrzymaniu drugiego listu, w którym ks. Domański zarzuca przełożonemu brak zrozumienia dla jego trudnej sytuacji, gdyż opuścił parafię w Siennie w trosce o własne życie, a nie z powodu bezpodstawnych obaw, biskup dał mu urlop do 15 maja 1946 roku.
Po wyjeździe ks. Domańskiego 18 stycznia 1946 r. funkcjonariusze Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego z Ostrowca Świętokrzyskiego aresztowali kilka osób z jego organizacji, m.in. Mariana Pastuszkę. Zatrzymanych przewieziono do siedziby UB w Ostrowcu i przesłuchano. Dochodzenie prowadzili śledczy: Antoni Machnicki, Andrzej Tomala, Zygmunt Krajewski. Marian Pastuszka wspomina, że przesłuchiwali go Antoni Machnicki i Jan Gajda. Żądali od niego informacji, które w największym stopniu obciążyłyby ks. Domańskiego, m.in. na temat jego udziału w napadach z bronią w ręku. Aresztowany odmawiał takich zeznań i dlatego był bity, kopany, sadzano go siłą na odwróconym do góry nogami stołku.
Ksiądz Domański wraz z bratem zamieszkał tymczasem u rodziny Mazurkiewiczów w Bielawie w województwie wrocławskim. Z pomocy innej rodziny skorzystali Wiśniewski i Zychowicz. Na początku marca 1946 r. ks. Stanisław zdecydował się powrócić do Sienna, najprawdopodobniej po to, aby zabrać ze sobą dwóch członków organizacji, którzy musieli się w tym czasie ukrywać: Józefa Cieleckiego oraz Stanisława Dmuchalskiego "Stryja". Według relacji Józefa Cieleckiego, ks. Domański podczas swojego pobytu w Krakowie nawiązał kontakt z ks. abp. Adamem Sapiehą. Metropolita krakowski miał mu wówczas zaproponować objęcie jednej z podkrakowskich parafii. Natomiast Cielecki i Dmuchalski mieli mieć tam zapewnioną pracę. W takich okolicznościach zdecydowali się na wyjazd. Udzielanie pomocy członkom podziemia niepodległościowego przez arcybiskupa, a następnie kardynała Sapiehę było w owym czasie częste. Nie popierał on w otwarty sposób działalności organizacji antykomunistycznych, dążąc do łagodzenia nastrojów społecznych, jednak niejednokrotnie potajemnie spotykał się z przywódcami WiN.
Śmierć za wiarę
9 marca 1946 r. ks. Stanisław Domański, Józef Cielecki i Stanisław Dmuchalski spotkali się w godzinach wieczornych w lokalu konspiracyjnym wykorzystywanym przez AK jeszcze podczas okupacji niemieckiej. Mieścił się on w domu Franciszka Stefańskiego w Eugeniowie (gm. Sienno). Zamierzali przeczekać tam jeden dzień, aby w poniedziałek rano, tj. 11 marca, udać się pieszo do Ostrowca. Stamtąd planowali dotrzeć pociągiem do Krakowa. Jednak około godz. 22.00 w pobliżu zabudowań Stefańskiego niespodziewanie pojawił się oddział operacyjny Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego ze Starachowic, wspierany przez funkcjonariuszy tamtejszej Komendy Powiatowej Milicji Obywatelskiej. Dowodził nim Jan Walczyk, starszy referent PUBP w Starachowicach, a funkcję przewodnika pełnił plut. Wacław Gromek, pochodzący z Antoniowa (gm. Sienno). Ten ostatni jako pierwszy wszedł do domu. Zauważywszy stojących w przedsionku Cieleckiego i Dmuchalskiego, sięgnął po zawieszony na ramieniu automat. Jednak "Zbyszek" i "Stryj" nie czekali na dalszy przebieg wydarzeń, otworzyli do Gromka ogień, raniąc go w obie nogi. Było to - jak wspomina Józef Cielecki - zamierzone, gdyż nie chcieli wówczas nikogo zabić. Kiedy ranny Gromek wyczołgał się poza obręb domu, ubecy nakazali wszystkim mieszkańcom opuścić budynek. Wówczas wywiązała się walka trwająca około trzech godzin (ksiądz Stanisław nie brał w niej udziału, co sugerował w swej książce Skwarek). W jej wyniku wskutek postrzału w głowę zginął czterdziestopięcioletni Stanisław Dmuchalski "Stryj". Józef Cielecki został ranny w rękę, natomiast ks. Domański w okolicę pleców.
Najprawdopodobniej w akcję przeciwko ks. Domańskiemu, Cieleckiemu i Dmuchalskiemu zaangażowany był oddział pozorowany Urzędu Bezpieczeństwa. W materiałach archiwalnych sporządzonych przez Wydział "C" w Kielcach znajduje się bowiem informacja, jakoby grupa ks. Domańskiego 9 marca w godzinach wieczornych napadła na mieszkańca Pragi Dolnej (wioska położona w pobliżu Sienna), niejakiego Karola Łepeckiego. W wyniku napadu został on rzekomo pobity i obrabowany. Po kilkunastu latach Karol Łepecki przedstawił prawdziwą wersję wydarzeń w poufnej rozmowie z ówczesnym proboszczem parafii Sienno ks. Władysławem Rączkiewiczem oraz Jerzym Falkiewiczem. Potwierdził, że ów napad faktycznie nastąpił, lecz został dokonany nie przez ks. Domańskiego, ale przez grupę obcych mu ludzi. Zawieźli go oni na posterunek MO w Siennie, a następnie pod groźbą utraty życia zmusili do złożenia donosu o napadzie rabunkowym dokonanym przez "bandę" ks. Domańskiego. Sprawa napadu na Łepeckiego została najprawdopodobniej wyreżyserowana przez UB, a następnie wykorzystana jako pretekst do wysłania w rejon Sienna grupy operacyjnej. Udowodnienie tej tezy wymaga dodatkowych poszukiwań badawczych.
Wydaje się ją potwierdzać dalszy bieg wypadków. 10 marca starachowiccy ubecy wywieźli konnym wozem rannych ks. Domańskiego oraz Cieleckiego do budynku spółdzielni gminnej w Siennie. Bezpieka wykorzystywała go do przesłuchań ludzi opozycji niepodległościowej. Józef Cielecki był bezpośrednim świadkiem, jak rannego ks. Domańskiego zrzucono na ziemię, a następnie dwóch ubeków wciągnęło go za nogi na pierwsze piętro. Głowa księdza Stanisława uderzała z dużą siłą o stopnie betonowych schodów. Cieleckiego pozostawiono na parterze, gdzie słyszał jęki i krzyki katowanego duchownego oraz wrzaski oprawców. Dwaj strażnicy pilnujący wówczas Cieleckiego drwili, pytając, czy wierzył w księdza Domańskiego. Po paru godzinach kapłan został ściągnięty na parter w taki sam sposób, jak go wciągano. Następnie obu schwytanych zawieziono samochodem ciężarowym do Starachowic. Podczas jazdy byli oddzieleni od siebie funkcjonariuszami UB. Józef Cielecki pamięta, że ks. Stanisław leżał, gdyż nie miał siły utrzymać się w pozycji siedzącej. Świadek słyszał wyraźne jęki. W Starachowicach ciężarówka zatrzymała się przed miejskim szpitalem. Tam ubecy ponownie zrzucili ks. Domańskiego na ziemię i przeciągnęli go za nogi pod drzwi wejściowe. Józef Cielecki po raz ostatni widział ks. "Cezarego", gdy ten był wnoszony przez sanitariuszy na salę operacyjną.
Ksiądz Stanisław Domański zmarł w godzinach porannych 10 marca 1946 r., w święto Czterdziestu Męczenników. W szpitalu podobno był przygotowywany do zabiegu operacyjnego. W protokole z oględzin zwłok stwierdzono, że śmierć nastąpiła na skutek rany postrzałowej. Zupełnie inne zdanie w tej sprawie mają najbliżsi członkowie rodziny księdza. Jego siostra Stefania Szemraj wspomina, iż podczas przygotowywania ciała do pogrzebu zauważyła na głowie brata liczne sińce, opuchliznę oraz wgniecenie powstałe przypuszczalnie po uderzeniu jakimś ciężkim przedmiotem. Ponadto ręka zmarłego była w kilku miejscach złamana.
Pogrzeb ks. Stanisława Domańskiego odbył się 13 marca w Strzyżowicach. Choć przebieg uroczystości wnikliwie obserwowała bezpieka, ceremonia przerodziła się w demonstrację patriotyczną. Niesiono wieńce przepasane biało-czerwonymi szarfami, na których widniał napis: "Bohaterowi poległemu za Wiarę i Ojczyznę". Księdza Stanisława żegnało około trzydziestu najwierniejszych parafian z Sienna. Pożegnalną mowę wygłosiła nauczycielka z Sienna Leokadia Dygas z domu Granat. Nazwała ks. Domańskiego czterdziestym pierwszym męczennikiem, który zginął w obronie wiary i Ojczyzny. W 1952 r. Leokadia Dygas zginęła w bliżej nieznanych okolicznościach, potrącona przez samochód w okolicy Sienna. Wydarzyło się to 8 maja, czyli w dniu imienin księdza Domańskiego. Czy jej śmierć była przypadkowa?
Ksiądz Stanisław Domański został pochowany na cmentarzu parafialnym w Strzyżowicach obok swego ojca, zamordowanego 19 sierpnia 1944 r. przez hitlerowców. Ojciec i syn stali się ofiarami dwóch systemów totalitarnych: nazizmu i komunizmu.
Władze komunistyczne wykorzystały śmierć ks. Domańskiego do celów politycznych, atakując duchowieństwo oraz organizacje podziemne, takie jak WiN i NSZ, oraz opozycyjne Polskie Stronnictwo Ludowe. W pepeerowskim "Głosie Ludu" z 31 marca 1946 r. ukazał się artykuł informujący o tym, że 9 marca funkcjonariusze UB ujęli pod Starachowicami "bandę", na której czele stał proboszcz z Sienna ks. Domański. W czasie walki miał on wykazać wyjątkową zawziętość, ponieważ chciał dobić rannego. Dochodzenie w tej sprawie miało wykazać, iż proboszcz był członkiem PSL.
Pod koniec marca 1946 r. do Sienna przyjechał ówczesny wojewoda kielecki Eugeniusz Iwańczyk-Wiślicz. W remizie strażackiej zorganizowano wiec polityczny, podczas którego Wiślicz przemawiał. W pewnym momencie wyciągnął pistolet, pokazał go zebranym i oświadczył, że broń ta należała do ks. Domańskiego, który przy jej pomocy dokonywał napadów oraz mordował funkcjonariuszy UB i MO. Niemal w tym samym czasie bezpieka przeprowadziła sfingowaną rewizję na plebanii. Znaleziono tam broń będącą rzekomo własnością ks. Stanisława.
Przykład ks. Stanisława Domańskiego - kapłana, który wybrał tak zdecydowaną i bezkompromisową metodę walki z systemem komunistycznym w pierwszych latach po zakończeniu II wojny światowej, jest wyjątkowy w skali ogólnopolskiej. Żyjący jeszcze i pamiętający go żołnierze AK ze wzruszeniem mówią, że ks. Stanisław Domański "Cezary" na zawsze pozostanie w ich pamięci jako niezłomny kapelan, którego pragnieniem była niepodległa Polska.
Grzegorz Sado
"Nasz Dziennik" 2009-11-28

Autor: wa