Czołgi przeciwko cywilom
Treść
Oddziały piechoty wsparte przez czołgi wkroczyły do kilku miast  Syrii, w których trwały protesty przeciwko rządom prezydenta Baszara  el-Asada. W wyniku ostrzelania zebranych tłumów zginęło co najmniej  sześć osób. Oficjalnie pacyfikacji dokonano w miastach Tafas, Homs i  Banijas na zachodzie i południu kraju. Prawdopodobne jest jednak, że  także w innych miastach, gdzie doszło do antyrządowych manifestacji,  również interweniowała armia wyposażona w ciężki sprzęt.
Sześć  ofiar śmiertelnych, w tym cztery kobiety, to wynik interwencji  żołnierzy w mieście Banijas. Były to osoby domagające się uwolnienia  aresztowanych wcześniej innych uczestników protestów. Banijas jest  obecnie centrum trwających już od kilku tygodni demonstracji oraz starć  ze służbami rządowymi, które - jak twierdzą jego mieszkańcy -  doprowadziły już do zabicia kilkuset osób. Doniesienia te są jednak  trudne do zweryfikowania, jako że miejscowość jest zupełnie odizolowana  od świata. Ponadto do Syrii niewpuszczani są obecnie żadni zagraniczni  dziennikarze. Krajowe władze podkreślają, że nie są im w stanie zapewnić  bezpieczeństwa.
Jak tłumaczą władze kraju, wprowadzenie czołgów do  kilku miast było konieczne, aby wyprzeć z nich "elementy  terrorystyczne". Do centrów wojska wprowadzone zostały dopiero na  początku weekendu, mimo że stacjonowały one na przedmieściach już od  kilku dni. Jak relacjonują świadkowie, żołnierze otworzyli ogień do  kobiet, które zbiły się w grupę, nie pozwalając przejechać czołgom. W  tych starciach rannych zostało także kilkanaście osób. Setki rodzin  informują, że w związku z tak dramatycznym zaostrzeniem się sytuacji i  wyprowadzeniem czołgów na ulice zamierzają uciec z miasta i przenieść  się w bezpieczniejsze części kraju. Podobnie sytuacja wygląda w innych  miastach, mieszkańcy w pośpiechu opuszczają m.in. Damaszek czy Darę.  Miejscowe organizacje praw człowieka zarzucają władzom przeprowadzanie  "masakr" na ludności cywilnej. Twierdzą, że wobec protestujących użyto  broni maszynowej, a także wykorzystano snajperów. Opublikowano  amatorskie nagrania wideo, na których nieuzbrojeni, zaskoczeni ludzie  zostają zastrzeleni na środku ulicy. Według szacunków organizacji  humanitarnych siły rządowe ponoszą odpowiedzialność za śmierć ok. 580  osób. Z drugiej strony, jak informuje Agencja Reutera, władze mają już  na sumieniu co najmniej 800 istnień ludzkich. Syryjski rząd twierdzi, że  dane te są zawyżane, a tak naprawdę przynajmniej połowę ofiar stanowią  żołnierze i funkcjonariusze porządkowi, zabici przez "grupy  terrorystyczne".
Unia Europejska uzgodniła już wprowadzenie  restrykcji dyplomatycznych, w tym zakaz podróżowania po terenie państw  członkowskich, na 14 osób ze ścisłego grona rządowego w Syrii oraz  zamrożenie zagranicznych aktywów tych osób. Z kolei Stany Zjednoczone  nazwały działania władz wobec cywilów "godnymi pożałowania" i wezwały  społeczność międzynarodową do zdecydowanej odpowiedzi, jeśli prezydent  kraju Baszar al-Assad nie podejmie kroków, które zatrzymają rozlew krwi.  Z kolei ONZ zapowiedziała wysłanie do Syrii swojej misji, która zbada  sytuację wewnętrzną w tym kraju.
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik 2011-05-09
Autor: jc