Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Człowiek z zasadami" - nie przeprasza

Treść

Tusk i jego sztab nie zamierzają przepraszać za instrumentalne wykorzystanie w kampanii sytuacji osób umierających w hospicjach

Lech Kaczyński przeprosił Donalda Tuska za sformułowania Jacka Kurskiego, które stały się przyczyną wyrzucenia go ze sztabu kandydata PiS. Natomiast ani Tusk, ani jego otoczenie nie zamierzają przepraszać za, jak sami twierdzą, niestosowne wykorzystanie sprawy warszawskich hospicjów przez Hannę Gronkiewicz-Waltz. Choć Kurski stanie dziś przed sądem partyjnym, Hanna Gronkiewicz-Waltz w najlepsze uczestniczy w obradach najważniejszych gremiów Platformy Obywatelskiej. Standardy głoszone przez kandydata tej partii ograniczają się więc tylko do moralizatorskich wywodów w telewizji.
Szef sztabu Donalda Tuska Jacek Protasiewicz sytuację z konferencją w warszawskim hospicjum po długich naleganiach nazywa "niestosowną". Jeszcze bardziej eufemistyczny jest kandydat PO na marszałka Sejmu Bronisław Komorowski, który mówi o "przerysowaniu pokazania rzeczywistego problemu".
- Oczekujemy takich przeprosin, choć już widać, że Donald Tusk nie jest skłonny przepraszać za cokolwiek - mówi rzecznik prasowy PiS Adam Bielan.
Scena z jednego z wtorkowych programów telewizyjnych: Tusk mówi wprost, że "nie ma za co przepraszać, to ja zostałem obrażony kłamstwem Kurskiego". Kaczyński przeprasza po raz trzeci, w zamian Tusk prezentuje kilkuminutowy wywód o moralności w polityce.
- Wszyscy obok brzydcy, ja jeden ostałem się ładny - komentuje zwolennik tej kandydatury, z którym śledzimy program. Po kilku kolejnych minutach przyznaje, że Kaczyński wypada lepiej, bo nie twierdzi, że nic nie zaszło, ale zwraca też uwagę na plotki szerzone prawdopodobnie przez sztab Tuska.
Sytuacja jest ciekawą zapowiedzią tego, co nas czeka w najbliższych dniach w czasie telewizyjnych debat kandydatów.

Debaty mogą być kluczem
Deba ty są kluczowym elementem kampanii prezydenckiej w Stanach Zjednoczonych. Bardziej liczą się tylko osobiste spotkania z wyborcami. Kandydata do starcia z konkurentem przez długie godziny przygotowują sztabowcy. Liczy się najmniejszy szczegół, taki jak: kolor krawata, wyraz twarzy, przekraczanie czasu, mowa ciała. Nikt nie martwi się poziomem prowadzenia debaty i obiektywizmem dziennikarzy, gdyż tych wyznacza działająca stale komisja. Ponadto każdy ze sztabów może wskazać, kogo wśród prowadzących sobie stanowczo nie życzy - ustalenia zapadają kolegialnie tak, by nie doszło do sytuacji, w której prowadzący byłby stronniczy.
W Polsce nie ma jeszcze tradycji debat prezydenckich. Ta najsłynniejsza miała miejsce w 1995 r., gdy doszło do starcia Aleksandra Kwaśniewskiego z Lechem Wałęsą. To właśnie nieeleganckie zachowanie się urzędującego prezydenta miało mieć duży wpływ na jego porażkę. Jak było naprawdę, nigdy się nie dowiemy. W Stanach Zjednoczonych natychmiast po debacie przeprowadzany jest telefoniczny sondaż, po którym ogłasza się werdykt wyborców - kto wygrał starcie.
Debaty, które można nazwać takimi z prawdziwego zdarzenia, w tej kampanii zdarzyły się ledwie dwa razy. Trudno bowiem za taką uznać spotkanie Tomasza Lisa z Lechem Kaczyńskim i Donaldem Tuskiem w programie "Co z tą Polską?". Ta zorganizowana przez TVN (prowadzący Justyna Pochanke i Bogdan Rymanowski) miała już jasne zasady, od początku jednak łamane. Klasyczna debata nie może bowiem dopuszczać do dyskusji między kandydatami, nad którą nie potrafią zapanować prowadzący. Powinna też koncentrować się na najważniejszych punktach ich programu. Na razie często obserwowaliśmy sytuację, w której jeden kandydat wygłaszał odpowiedź, a drugi mówił tylko, że się w pełni zgadza.
W ciągu najbliższych kilkunastu dni czekają nas trzy starcia telewizyjne. Wtorkowe spotkanie kandydatów w jednej ze stacji pokazało, że paradoksalnie więcej może na nich zyskać Lech Kaczyński. Czemu paradoksalnie? Bo w ocenie speców od public relations to Tusk powinien błyszczeć w telewizji jako przystojny, wyraźniej mówiący i... wyższy. Na pewno jednak kandydatowi PO nie pomagają zmiany strategii sztabowców, którzy raz nakazują mu dużo uśmiechów, by innym razem położyć nacisk na powagę. Efekt jest taki, że widzowie odbierają kandydata PO coraz mocniej jako produkt kampanii reklamowej. Nic więc dziwnego, że robi to wrażenie głównie na młodzieży, "wychowanej" na reklamach.
Kaczyński w takich starciach, szczególnie przyparty do muru, sprowadza dyskusję na tony szczegółowo merytoryczne. Tusk raczej posiłkuje się wówczas przypominaniem szczegółów z kampanii, a w końcu prędzej czy później pojawia się motyw o poglądach "szanowanego prof. Religi".
- Czy Pan kiedyś odpowie na pytanie wprost czy zawsze będzie odpowiadał tymi wyuczonymi przez sztabowców formułkami? - wprost zapytał we wtorek Kaczyński.

Lewica poprze Tuska
Komu przekażą swoje poparcie ci, którzy już odpadli z rywalizacji? Do przejęcia są przede wszystkim elektoraty Andrzeja Leppera, Marka Borowskiego i Jarosława Kalinowskiego. Od pierwszego usłyszeliśmy zadziwiającą propozycję targu: kto pokaże program i poprze jego kandydaturę na marszałka Sejmu, temu udzieli poparcia.
Odpowiedzi uzyskał bardzo szybko - Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość stanowczo powiedziały propozycji: nie. PO określiło propozycję jako "szaloną". Natomiast Ludwik Dorn (PiS) stwierdził, że to zaskakuje w sytuacji, gdy jeden z kandydatów chce likwidacji KRUS i podatku rolnego, a w zamian płacenia przez rolników podatku dochodowego i składek na ZUS.
Co teraz zrobi Lepper i jak zachowa się elektorat Samoobrony? Trudno sobie wyobrażać poparcie liberalnego Tuska. Jeśli jednak Lepper zaapeluje o bojkot wyborów, to taka sytuacja może się zdarzyć. To mogłoby oznaczać, że sprawdzą się przewidywania socjologów, którzy zakładają niższą frekwencję w II turze wyborów.
Borowski o swojej decyzji ma powiadomić dzisiaj. Z nim jednak sytuacja jest zupełnie inna, bo owe 10 proc. wyborców, które poparły go 9 października, to głównie zwolennicy postkomunistów, którzy albo pójdą do wyborów i zagłosują na Tuska, albo zbojkotują II turę. Wbrew niektórym sądom, w elektoracie postkomunistów nie ma takich ideowych wyborców, którzy oddaliby głos na Kaczyńskiego ze względu na antyliberalny program "solidarna Polska". Zanim swoją decyzję ogłosił Borowski, wskazówek udzieliła jego rzecznik Izabela Sierakowska.
- Macie państwo do wyboru dwóch kandydatów: żądnego władzy Lecha Kaczyńskiego oraz w miarę zrównoważonego Donalda Tuska, i wybór należy do państwa - powiedziała, dodając, że zagłosuje na kandydata PO.
Także dzisiaj PSL podejmie decyzję o poparciu któregoś z kandydatów. Nieoficjalnie wiadomo, że PSL postawi na Kaczyńskiego ze względu na duże poparcie, jakie miał on na wsi.
Również dzisiaj finał sprawy Kurskiego - stanie on przed partyjnym sądem dyscyplinarnym. - Sąd ten może podjąć decyzję i w ostateczności zawiesić Kurskiego w prawach członka i wyrzucić z partii - tłumaczy Bielan. Wydaje się niemal pewne, że taka właśnie decyzja zostanie podjęta. Natomiast Donald Tusk oświadczył, że nie zamierza w tej chwili podawać Jacka Kurskiego do sądu.
Mikołaj Wójcik

"Nasz Dziennik" 2005-10-13

Autor: mj