Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Czesi odłożą batalię o traktat lizboński

Treść

Z Kathy Sinnott, irlandzką eurodeputowaną z grupy Niepodległość i Demokracja, rozmawia Anna Wiejak

Jak by Pani podsumowała ostatnie pół roku francuskiej prezydencji?
- Jestem rozczarowana. Należało się bowiem skoncentrować na kryzysie bankowym, sytuacji w Gruzji, nie zaś na traktacie reformującym, który był niczym innym jak tylko stratą czasu, gdyż nie został przyjęty. Tymczasem mimo iż w referendum Irlandczycy odrzucili ten dokument, poświęcono bardzo dużo uwagi, czasu i pieniędzy, aby zmusić kraje do jego przyjęcia, zamiast skierować wysiłki na ratowanie gospodarki z kryzysu. Zaszlibyśmy wtedy o wiele dalej.

Ile zyskaliśmy, a ile straciliśmy na francuskiej prezydencji?
- W zasadzie wszyscy więcej stracili, niż zyskali, gdyż na rozmowy na temat Lizbony roztrwoniono wiele czasu, a zaniedbano wiele innych kwestii. Kolejną sprawą jest kryzys bankowy oraz rybołówstwo. To ostatnie zostało bardzo zaniedbane i dotknięte poważnymi trudnościami. Podobnie zresztą jak i rolnictwo, gdzie mamy do czynienia z brakiem stabilności w dziedzinie bezpieczeństwa żywnościowego. Myślę, że Sarkozy chciał stanąć w świetle reflektorów jako prezydent, który wprowadził w życie zapisy z Lizbony i poświęcił dla tego celu wszystkie inne, niezwykle poważne problemy.

Jakie nadzieje wiąże Pani z czeską prezydencją?
- Sądzę, że czeska prezydencja odciśnie dużo wyraźniejszy ślad pod względem podejmowanych decyzji. Myślę też, że obejmie więcej aspektów życia politycznego Europy i bardziej skoncentruje się na takich kwestiach jak rolnictwo czy rybołówstwo, które moim zdaniem upada. Czesi są ponadto zdeterminowani, aby walczyć z kryzysem ekonomicznym, to zaś stanowi właściwą postawę. Nie wiem wprawdzie, jak zamierzają się uporać z tym problemem, ale mam nadzieję, że im się to uda. Mają w końcu duże doświadczenie. Polityczną batalię o traktat lizboński odłożą na bok.

Pani zdaniem, narzucony przez Francję kierunek unijnej polityki powinien zostać zachowany? Przewiduje Pani jakieś zmiany w tej materii?
- Rozmawiałam z Nicolasem Sarkozym. Powiedział mi, iż ma tę świadomość, że w trakcie czeskiej i brytyjskiej prezydencji będzie się znajdował w opozycji. Z tego, co mówił, wynika, że będzie starał się być aktywny, jednakże wydaje mi się, że Republika Czeska dała mu wyraźnie do zrozumienia, iż obędzie się bez jego osoby, co moim zdaniem byłoby wielce wskazane. Wydaje mi się, że czeska prezydencja pójdzie w zupełnie innym kierunku niż francuska.

A co z Vaclavem Klausem? Czy niektórzy politycy nie będą starali się odsunąć go od polityki wraz z jego poglądami i przekonaniami?
- Przyznam, że obawiam się o niego. Z pewnością nie pójdzie on po dotychczas przyjmowanej linii, zatem będą go atakowali. Z drugiej jednak strony, jest on człowiekiem, który uzewnętrznił panujący w Brukseli poziom nietolerancji - chcą, aby społeczeństwa myślały w jeden sposób, i atakują każdego, kto odważy się posiadać własne zdanie. Dobrze się stało, że ludzie mogli to widzieć, może zaczną się wreszcie domagać miejsca w Europie również dla innych poglądów. Siła Europy leży w różnorodności myślenia jej mieszkańców.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-12-24

Autor: wa