Czekając na cud
Treść
Na Sri Lance, tydzień po tragedii, dziesiątki zrozpaczonych rodziców nadal przychodzą codziennie na plaże w nadziei, że morze wyrzuci na brzeg ich zaginione dzieci. Dyrektor wykonawczy Funduszu Narodów Zjednoczonych na rzecz Dzieci (UNICEF) Carol Bellamy ostrzegła, że jeśli szybko nie zostanie zażegnana groźba epidemii na terenach dotkniętych tsunami, to około 1/3 ofiar ewentualnych śmiertelnych chorób mogą stanowić najmłodsi. Eksperci szacują, że już obecnie stanowią one od 30 do 40 proc. ofiar kataklizmu.
UNICEF alarmuje, iż tylko podjęta natychmiast, skoordynowana, prowadzona na wielką skalę akcja światowej społeczności mogłaby odsunąć widmo pandemii w basenie Oceanu Indyjskiego. Największym zagrożeniem, uważa UNICEF, jest brak wody pitnej. Niszczycielski żywioł szczególnie dotknął najbardziej bezbronnych - dzieci, które wraz z rodzicami w dniu tragedii najczęściej bawiły się na plaży. Eksperci szacują, że od 30 do 40 proc. ofiar kataklizmu to właśnie najmłodsi.
W relacjach z terenów dotkniętych kataklizmem smutek po stracie najbliższych przeplata się z radością z odnalezienia najmłodszych, którzy zostali porwani przez niszczące fale i - zdawało się - nie mieli szans na przeżycie. Wkrótce po uderzeniu tsunami agencje informowały o ocalonym dziecku szwedzkim. Dwuletniego chłopczyka znaleziono przypadkiem tuż po przejściu fali tsunami w rejonie plaży Khao Lak w tajlandzkiej prowincji Phang Nga. Dzięki stronie internetowej, na której umieszczono zdjęcia ofiar kataklizmu, malca rozpoznała rodzina w Szwecji.
Z kolei na północy Malezji dwudziestodniowe dziecko cudem przeżyło tsunami. Gdy fala morska nagle uderzyła w restaurację, wezbrane wody porwały parę turystów, którzy pozostawili w swym pokoju śpiącą maleńką dziewczynkę. Rodzice szczęśliwie przeżyli uderzenie wody i gdy zrozpaczeni wrócili do zdewastowanej, zalanej na wysokość półtora metra restauracji, usłyszeli nagle płacz dziecka. Niemowlę pływało na materacyku z rozbitego przez uderzenie fali łóżeczka. Inni rodzice z Penangu nie mieli tyle szczęścia - rybacka rodzina na wyspie utraciła pięcioro dzieci.
Na indyjskim archipelagu Nikobarów trzynastoletnia dziewczynka przeżyła uderzenie tsunami i przez dwa dni dryfowała po morzu na drzwiach domu. W końcu morze wyrzuciło ją z powrotem na brzeg na rodzinnej wyspie. Wycieńczoną, zdezorientowaną dziewczynkę znaleziono na plaży wyspy Car Nicobar, otoczoną przez węże, które jednak nie wyrządziły jej krzywdy. Jej rodzice zginęli.
Inny cud ocalenia miał miejsce na Sri Lance, gdzie dziewczynka, porwana na ocean przez cofającą się falę, przeżyła 24 godziny, dryfując na drewnianej belce. Załogi śmigłowców ratunkowych początkowo nie dostrzegły dziecka na wzburzonym morzu, choć przelatywały w pobliżu. Sylvia dryfowała w wodach pełnych rekinów u wschodnich wybrzeży Sri Lanki, nie tracąc nadziei. W końcu, po ponad 24 godzinach, jeden z ratowników zauważył małą postać, machającą ręką.
Niestety, nie wszyscy najmłodsi mieli tyle szczęścia. Władze Szwecji szacują, że wśród ofiar tragedii może być ponad 400 dzieci z tego kraju. W resortach turystycznych w Khao Lak i Phuket Szwedzi od lat spędzają urlopy całymi rodzinami. W Khao Lak w kilka sekund cały szwedzki dziecięcy "klub misiów" został porwany podczas zabawy przez fale i żadne z kilkudziesięciorga dzieci nie ocalało.
Osobny problem stanowią dzieci osierocone w wyniku ataku żywiołu, których może być kilkadziesiąt tysięcy. Ostatnio duńska prasa pisała o powrocie do Kopenhagi dwóch norweskich braci w wieku ośmiu i dziesięciu lat, którzy stracili rodziców. W podobnej sytuacji znalazło się dziesiątki tysięcy najmłodszych. O skali tragedii świadczą szacunki ze Sri lanki, gdzie kataklizm osierocił 30 tys. dzieci.
Na Sri Lance, tydzień po tragedii, dziesiątki zrozpaczonych rodziców nadal przychodzi codziennie na plaże w nadziei, że morze wyrzuci na brzeg ich zaginione dzieci. Miejscowe rodziny, wbrew szacunkom służb ratowniczych, wierzą, że ich najbliżsi żyją.
Jednak dzieci były nie tylko biernymi ofiarami żywiołu, lecz także czynnie przyczyniły się do ocalenia wielu ludzi. Na wyspie Phuket w Tajlandii dziesięcioletnia Angielka o imieniu Tilly uratowała życie około 100 osobom, wykorzystując wiedzę wyniesioną ze szkoły. Nauczyciel geografii nauczył ją, jak przewidzieć tsunami, dzięki czemu w dniu tragedii bez trudu oceniła, że lada chwila fala tsunami uderzy w wybrzeże wyspy. - Byłam na plaży, kiedy woda zaczęła się dziwnie zachowywać: były w niej bąbelki i zaczęła się nagle cofać. Zrozumiałam, że to, co się dzieje, to zbliżające się tsunami i powiedziałam o tym mamie - opowiadała dziewczynka. Z lekcji geografii dowiedziała się, że od momentu cofnięcia się wód morza do nadejścia fal tsunami pozostaje około 10 minut. Dzięki spostrzegawczości Tilly z plaży i pobliskiego hotelu ewakuowano wszystkich ludzi.
JS, PAP, Reuters
"Nasz Dziennik" 2005-01-04
Autor: kl