Czekają na podpis
Treść
Z zadowoleniem i ulgą przyjęli górnicy informację o tym, że Sejm uchwalił ustawę o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, która bezterminowo przedłuża ich prawo do wcześniejszych świadczeń. Teraz z niepokojem czekają na ruch prezydenta RP. Niepokój nie jest bezzasadny, gdyż nasilają się apele o niepodpisywanie ustawy, a prezydent zwleka. Dlatego górnicy przyjechali wczoraj do Warszawy, by zabiegać u prezydenta o podpisanie ustawy.
Jak zachowa się prezydent, nie wiadomo. Czy zawetuje, a może podpisze ustawę? - Prezydent ma czas do 19 sierpnia - poinformowano nas w Biurze Informacji i Komunikacji Społecznej. Jego doradca Witold Orłowski głosi w prasie pogląd, że ustawa jest zła, ponieważ tworzy przywileje dla górników kosztem innych grup zawodowych. Zwraca uwagę, że ustawa obejmuje również tysiące osób, które nie pracują pod ziemią. Deklaruje, że będzie namawiał prezydenta, aby ustawę zawetował. Z podobnym apelem o niepodpisywanie zwrócił się również premier Marek Belka. Ministerstwo Polityki Społecznej wyliczyło, że proponowane regulacje zwiększą koszty systemu ubezpieczeń społecznych do 2020 roku o prawie 100 miliardów złotych.
W kończącym kadencję Sejmie wszystkie kluby poselskie poparły projekt i zgodziły się na to, żeby przyjąć ustawę bezterminowo przedłużającą prawo górników do wcześniejszych emerytur. Nie wiadomo, ile w tym było zrozumienia dla ciężkiej pracy górników, a ile zwykłej gry przedwyborczej. Jednak ustawa została przyjęta i górnicy, którzy przepracowali pod ziemią łącznie 15 lat, będą mogli przechodzić na emeryturę w wieku 50 lat. 5 lat później będą przechodzić na emeryturę pracownicy, którzy - łącznie z pracą równorzędną z górniczą - pracowali 20 lat (kobiety) i 25 lat (mężczyźni), w tym co najmniej 10 lat pod ziemią. Za pracę równorzędną z górniczą uznaje się zatrudnienie w urzędach górniczych na stanowiskach wymagających kwalifikacji inżyniera lub technika górnictwa, przy wykonywaniu czynności inspekcyjno-kontrolnych.
Kazimierz Grajcarek, przewodniczący sekretariatu górnictwa i energetyki NSZZ "Solidarność", na razie jest spokojny o los ustawy. - Rozwiązania są różne. Jedno może być takie, że prezydent przekaże ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, drugie, że podpisze, a trzecie, że nie podpisze, ale ta ustawa wtedy nie umrze i trafi do następnego parlamentu, gdzie weto prezydenckie może być odrzucone trzema piątymi - stwierdził Grajcarek. - Mamy ufność, że jednak ta ustawa przejdzie. My, jako związkowcy, zwracamy się do prezydenta, aby nie wetował ustawy, ale ją podpisał. Chcemy przedstawić argumenty wszystkich związków zawodowych, gdyż na razie argumenty przedstawiają pracodawcy, politycy i premier. Związki zawodowe nie miały szansy przedstawić tego prezydentowi - dodał. Grajcarek nie ukrywa, że w razie niepowodzenia liczy na nowy parlament. - Po głosach klubów w Sejmie należy się spodziewać, że weto zostanie odrzucone. Za ustawą opowiedziały się kluby Ligi Polskich Rodzin, Prawa i Sprawiedliwości oraz Samoobrony, myślę więc, że zdania nie zmienią. Największym niebezpieczeństwem są liberałowie, czyli Platforma Obywatelska - zauważa przewodniczący. Przypomina, że ustawa do końca reguluje sprawę pracowników zatrudnionych w górnictwie, ale także zatrudnionych w warunkach szczególnych i o szczególnym charakterze. - Daje to kolejną szansę rządzącym i związkom zawodowym, aby rozwiązać problemy innych pracowników, np. hutników, kolejarzy czy nauczycieli - podkreśla Grajcarek.
Związkowcy wyszli z założenia, że prezydent może mieć "niekompletne informacje" na temat zapisów ustawy, i postanowili przyjechać do stolicy. Dlatego podczas wczorajszego spotkania w Kancelarii Prezydenta delegacja związkowców przedstawiła swój punkt widzenia co do trybu jej przyjęcia i skutków, także finansowych. Przekazano również ekspertyzę prawną przygotowaną przez prof. dr hab. Annę Łabno z Katedry Prawa Konstytucyjnego Uniwersytetu Śląskiego. Zgodnie z nią ustawa nie łamie konstytucyjnej zasady równości obywateli wobec prawa, a ten argument jest często poruszany przez jej przeciwników. - Przedstawiliśmy stanowisko wszystkich central związkowych działających w górnictwie. Zaproponowaliśmy również, żeby prezydent zwołał podobne spotkanie jak marszałek Sejmu. Na ręce pani minister Szymanek-Deresz złożyliśmy prośbę, aby prezydent zechciał się z nami spotkać i porozmawiać. Merytorycznie i na argumenty - powiedział po spotkaniu Jarosław Grzesik, wiceprzewodniczący górniczej "Solidarności".
Przeciwni ustawie są jedynie pracodawcy prywatni i ekonomiści. Zwracają uwagę, że zrujnuje ona reformę systemu emerytalno-rentowego. Podkreślają, że po wejściu w życie ustawy górnik, który wniesie do systemu emerytalno-rentowego tyle, ile pracownik innej branży, przechodząc na emeryturę, otrzyma z systemu cztery razy więcej.
W ubiegłym roku wydatki na emerytury dla osób, które nie osiągnęły wieku emerytalnego, wyniosły 15 mld złotych. Po przeliczeniu okazuje się, że każdy ubezpieczony musiał zapłacić za to dodatkowo około tysiąca złotych rocznie. Inne statystyki prezentują się również mało zachęcająco. W ciągu ostatnich pięciu lat na likwidację kopalń wyłożono z budżetu państwa 1,3 mld zł, a na świadczenia - 2,8 mld zł. Oczywiście budżet nie jest z gumy i takich kosztów nie był w stanie udźwignąć. Z tego powodu rząd zaciągnął pożyczkę w wysokości około 200 mln euro w Banku Światowym.
Robert Popielewicz
"Nasz Dziennik" 2005-08-11
Autor: ab