Czego nie zrobili krasnoarmiejcy, robi Platforma
Treść
Towarzystwo Opieki nad Zabytkami w Gdańsku złożyło do prokuratury okręgowej w tym mieście zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w związku z przeprowadzoną rozbiórką zabytkowych gotyckich murów kamienic znajdujących się przy ul. Kleszej 2 w Gdańsku. To nie pierwszy w tym mieście przypadek niszczenia narodowego dziedzictwa. - Zgłoszenie zostało przekazane według właściwości do Prokuratury Rejonowej Gdańsk Śródmieście. Prokuratura ma trzydzieści dni na podjęcie decyzji, czy wszcząć postępowanie, czy podjąć inną decyzję - powiedziała rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Sprawę zbada Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Gdy przed laty prezydent miasta Gdańska Paweł Adamowicz obejmował ten urząd, głównym punktem jego programu było zakończenie odbudowy serca bezcennego dla polskiej i światowej kultury gdańskiego zespołu staromiejskiego, czyli Głównego Miasta, i wpisanie go na listę pomników światowego dziedzictwa UNESCO. Niestety, plan ten dosyć szybko został zarzucony i od kilku lat mamy do czynienia z nasilającym się procesem świadomego unicestwiania zabytkowej substancji w Gdańsku, o czym już kilkakrotnie pisaliśmy, bez jakiegokolwiek odzewu ze strony Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Początkowo ograniczano się do lokowania, gdzie tylko się da, zabudowy ze szkła i betonu, co grozi unicestwieniem zabytkowego wizerunku gdańskiej Starówki. Od pewnego czasu władze miasta i developerzy już "idą na całość", świadomie niszcząc zachowaną zabytkową substancję przy bierności i akceptacji niekompetentnego wojewódzkiego konserwatora zabytków Mariana Kwapińskiego, archeologa z profesji. Podczas odbudowy Głównego Miasta po wojnie pozostawiono całe nieodbudowane pierzeje ulic, ale w ziemi zachowały się - i to w bardzo dobrym stanie - oryginalne, często jeszcze gotyckie mury piwniczne i fundamenty, na których można dokonać autentycznej odbudowy zabytkowych kamieniczek. Rzecz w tym, że nasi developerzy nie rozumieją, że takie rozwiązanie zwiększy tylko wartość i atrakcyjność odtworzonych budowli z oryginalnymi zabytkowymi murami, i wolą pójść na łatwiznę budowy klocków z betonu i szkła, bez zawracania sobie głowy oryginalnymi zabytkami.
W efekcie to, czego nie zniszczyły działania wojenne i barbarzyńskie spalenie Starówki przez krasnoarmiejców, niszczą dzisiaj inwestorzy przy akceptacji władz miasta i służb odpowiedzialnych za zachowanie narodowego dziedzictwa oraz respektowanie obowiązującego w Polsce prawa.
I tak - tylko dla przykładu - przy ulicy Kleszej rozbijane są solidne, grube i doskonale zachowane gotyckie ceglane piwniczne mury z unikatowymi kamiennymi łukami sklepień dawnych kamieniczek łącznie z fundamentami. Gruz zawierający oryginalne gotyckie cegły jest wywożony na wysypisko śmieci, a w miejscu zabytkowych murów zostaje pusty dół, który można już swobodnie zalewać betonem. Obowiązuje cyniczna zasada, że taniej jest zburzyć i zbudować od nowa, niż konserwować i odbudowywać zabytkowe budowle niezależnie od ich wartości. I nawet jeżeli na tych miejscach nie będzie szkła i betonu, tylko "stylowa" kamieniczka, to będzie ona już tylko makietą, niemającą nic wspólnego z pojęciem zabytku, który ostatecznie został unicestwiony.
Coraz bardziej jasne się staje, że mamy do czynienia nie tyle z jakąś paranoją, ile z noszącą wszelkie znamiona zorganizowanej przestępczości zmową urzędników miejskich, państwowych służb konserwatorskich, aparatu wymiaru sprawiedliwości i - oczywiście - pozbawionych wyobraźni inwestorów. Gdyż to, co początkowo mogło się wydawać rażącym błędem lub być inspirowane przez wielbicieli tandetnej pseudonowoczesności, zaczyna przybierać tak katastrofalną skalę, że nie można już mówić o jakimś przypadku. Charakterystyczne jest to, że kolejne doniesienia do prokuratury o ewidentnym popełnieniu przestępstwa przez niszczenie zabytkowych obiektów są umarzane, jakkolwiek jest to oczywiste przestępstwo zagrożone karą pozbawienia wolności do 5 lat. Wojewódzki konserwator zabytków uzasadnia swoją zgodę na niszczenie gotyckich murów potrzebą... przeprowadzenia badań archeologicznych, co jest jasnym dla każdego, absurdalnym pretekstem, gdyż w takim razie należałoby rozebrać cały Wawel, aby archeolodzy mogli swobodnie sprawdzić, co się pod nim kryje.
Mamy więc do czynienia z niespotykanym gdzie indziej z uwagi na skalę rażącym niedopełnieniem lub świadomym zaniedbaniem obowiązków służbowych przez całą gamę urzędników państwowych i samorządowych, czego ostatecznym efektem może być coraz bardziej realna kompletna degradacja bezcennego gdańskiego zespołu staromiejskiego. Rozpaczliwe apele adresowane do najwyższych władz państwowych pozostają bez odpowiedzi. Najwybitniejszy w świecie znawca starogdańskiej architektury - prof. Andrzej Januszajtis, jest zaszokowany i mówi, że wprost w głowie się nie mieści, iż kilkadziesiąt lat po wojnie w Gdańsku niszczy się świadomie autentyczne zabytki, i to na taką skalę.
Najwyższy już czas, aby sprawą energicznie zainteresowały się władze państwowe, łącznie z ministrem kultury i dziedzictwa narodowego, prokuratorem generalnym i Najwyższą Izbą Kontroli, co nie tylko powinno położyć kres ewidentnemu barbarzyństwu, ale i wreszcie rozbić szkodliwy dla miasta i Polski nieformalny układ rządzący Gdańskiem. Inaczej wobec groźby niepowetowanych strat dla polskiej i światowej kultury zostanie już tylko nagłośnienie tego skandalu w świecie i odwołanie się do międzynarodowych instytucji, co raczej nie przyniesie nam chwały i ostatecznie skompromituje obecny rząd.
Waldemar Rekść
Autor jest członkiem zarządu gdańskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zabytkami.
"Nasz Dziennik" 2008-09-06
Autor: wa