Czego nie usłyszymy w debacie publicznej
Treść
"Dlatego to nie poddajemy się zwątpieniu, chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień. Niewielkie bowiem utrapienia nasze obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku dla nas, którzy się wpatrujemy nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne". (2 Kor 4, 16-18)
Chaos dotyczący zapłodnienia pozaustrojowego, demografii, sytuacji rodziny objął media, polityków i opinię społeczną. Można odnieść wrażenie, że ile głów, tyle poglądów. Dla niektórych polityków z PiS, np. Joanny Kluzik-Rostkowskiej, projekt posła Gowina nosi znamiona zbyt radykalnego. Ona sama uważa, że trzeba być "nowoczesnym" w sprawie in vitro, a nie jak niektórzy członkowie jej partii, (związkowcy i rolnicy) "tradycyjnym". Jak widać, powstaje nowa definicja tradycji. Wszyscy, którzy nie akceptują in vitro, to jakieś relikty przeszłości, dziwni ludzie nierozumiejący nowoczesności.
Ten sam projekt Jarosława Gowina głośno krytykują, urządzając pikiety, feministki. Zarzucają, że projekt jest nie do przyjęcia, bo naraża kobiety na powtórne stymulacje hormonalne, jako że nie przewiduje zamrażania zarodków ludzkich.
Jednak projekt ten jest nie do przyjęcia nie ze względu na zbytni radykalizm polegający na ograniczeniu wiekowym pań i zakazie zamrażania zarodków, ale ze względu na przedmiot, którego dotyczy. W ten sposób, co jest oczywiste, myśli wiele kobiet, niekoniecznie deklarujących się jako prawicowe czy lewicowe, ale po prostu prawych. Nie trzeba być wielkim uczonym czy myślicielem, aby umieć nazwać rzeczy po imieniu, rozróżnić prawdę od kłamstwa, dobro od zła. Powoływanie człowieka do życia poza organizmem matki jest niedopuszczalne, tak samo jak eksperymentowanie na nim i handlowanie jego ciałem. Jest wielką niesprawiedliwością, że dorosły człowiek może robić z niedojrzałym, co chce, dla własnych potrzeb.
Problem tkwi nie w tym, dla kogo in vitro i ile zarodków się zamrozi, ale jak pomóc niepłodnym parom doczekać się upragnionego potomstwa. W dalszym ciągu brak jest w debacie publicznej odwołania do wiedzy na temat przyczyn niepłodności, profilaktyki w tym zakresie i sposobów leczenia, które mają przecież dobre wyniki. Jest za to dużo emocji, przekazu, że to właśnie in vitro stanowi panaceum na bezdzietność. Skoro tak bardzo zależy rządzącym na uszczęśliwieniu niepłodnych par, dlaczego na prawo i lewo nie powtarzają o sposobach leczenia niepłodności, a tylko huczą o przemyśle in vitro? Odpowiedź jest prosta: trzeba by stanąć oko w oko z wieloma problemami, których lepiej nie dostrzegać, gdyż są bardzo niepopularne i mogą ująć poparcia w wyborach parlamentarnych. A tego politycy boją się jak ognia, o wiele bardziej niż skutków zapaści demograficznej czy kryzysu ekonomicznego. Hasło "rodzina" dobrze wygląda na plakacie propagandowym, ale jakie konkretne rozwiązania są przeprowadzane, aby rodzina mogła bezpiecznie rozwijać się i przyjmować dzieci? Niewiele. A praktycznie żadne. Sprawy nie rozwiążą puste deklaracje tylko czyny.
Hanna Wujkowska
"Nasz Dziennik" 2009-02-02
Autor: wa