Czego dziś zażąda Platforma?
Treść
Najpóźniej w poniedziałek poznamy nazwiska nowych ministrów. Tego dnia w Pałacu Prezydenckim ma zostać zaprzysiężony rząd Kazimierza Marcinkiewicza. Wszystko wskazuje jednak na to, że nie będzie w nim polityków Platformy Obywatelskiej. A to oznacza, że rząd będzie autorski. Czy nowy gabinet zdąży w ciągu dwóch tygodni uzyskać w Sejmie wotum zaufania? Jeśli nie, czekają nas przyspieszone wybory parlamentarne. Liderzy Prawa i Sprawiedliwości wciąż deklarują, że są gotowi na powrót polityków Platformy Obywatelskiej do stołu negocjacyjnego. Ci jednak czynią jak na razie wszystko, by do niego nie usiąść, i żądają tego, czego PiS zaoferować nie może.
- To już staje się nudne, bo te deklaracje nie przekładają się na żadne konkretne decyzje, a koalicję PiS tworzy przecież z Lepperem i Giertychem - mówił rano w Sejmie przewodniczący klubu parlamentarnego PO Donald Tusk. Powtórzył, że nie widzi takiej rzeczy, która mogłaby odwrócić losy tej koalicji. Definitywnym końcem myślenia o niej miał być brak poparcia dla Stefana Niesiołowskiego, kandydata PO na wicemarszałka Senatu. Senatorowie (PiS ma tutaj bezwzględną większość) mieli wybierać skład prezydium wczoraj o 11.00. Ogłaszano jednak kolejne przerwy. Około południa było już pewne, że PiS chce przegłosować kandydatury prof. Ryszarda Legutki i Krzysztofa Putry (obaj z klubu PiS) oraz niezrzeszonego Macieja Płażyńskiego. Zgłoszenie do tego gremium założyciela Platformy dolało tylko oliwy do ognia. Około 13.00 pojawił się pomysł zmiany regulaminu Senatu i powołania czterech wicemarszałków. Ostatnią propozycją "kuluarową" było przegłosowanie trzech zgłoszonych kandydatur i odłożenie decyzji co do czwartego wicemarszałka do przyszłego piątku. Ostatecznie niespodzianki nie było i późnym wieczorem Senat przyjął poprawkę do swojego regulaminu, zwiększając liczbę członków prezydium Izby. Za poprawką głosowało 64 senatorów - z PiS i nowo utworzonego Porozumienia Ludowo-Narodowego (jego szefem został prof. Ryszard Bender). Senat wybrał trzech wicemarszałków: Ryszarda Legutkę (PiS), Krzysztofa Putrę (PiS) oraz Macieja Płażyńskiego (niezrzeszony). Stefan Niesiołowski (PO) nie otrzymał wymaganej liczby 49 głosów. Poparło go 43 senatorów.
Tak naprawdę plany dotyczące powołania koalicji zniweczył, wbrew temu, o czym mówią liderzy PO, Jan Rokita ze swoim zespołem negocjacyjnym w składzie Grzegorz Schetyna, Hanna Gronkiewicz-Waltz i Bronisław Komorowski. I Schetyna, i Komorowski na każdym spotkaniu opowiadali się przeciw wchodzeniu do rządu Marcinkiewicza. Oni byli też byli głównymi konstruktorami listy 21 postulatów, które po wyborach prezydenckich przedstawił Rokita. Politycy PiS nie mają wątpliwości - to było de facto powiedzenie "nie" przyszłej koalicji. Czego zażądała Platforma? Miała jej przypaść większość ministerstw (w tym MSZ połączone z Komitetem Integracji Europejskiej, a nauka z oświatą) i teka szefa MSWiA dla wicepremiera Rokity z kompetencjami często zbliżonymi do szefa rządu. Platforma miałaby też mieć marszałka Sejmu, a PiS miało obiecać, że nigdy nie przegłosuje PO w parlamencie. To ostatnie oznaczałoby zobowiązanie PiS do poparcia każdej propozycji PO w Sejmie.
W kwestii struktury rządu Platforma zażądała od PiS rozdziału funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości, likwidacji Prokuratury Krajowej i przeniesienia pionu śledczego Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego do Centralnego Biura Śledczego (a więc pod kuratelę Rokity). W kwestiach gospodarczych miał to być podatek liniowy "3 x 16" z likwidacją ulg, ale podwyższeniem kwoty wolnej od podatku na podatnika i dzieci. Miał być drastycznie ograniczany deficyt budżetowy, wydatki budżetu w 2006 r. miały sięgnąć maksymalnie 211 mld zł, PO chce pozostawienia najwyżej 20 firm w rękach Skarbu Państwa.
Jeśli koalicja, to tylko z PO
Wczoraj po południu Kazimierz Marcinkiewicz zapowiedział, że podejmie jeszcze jedną próbę mającą zachęcić PO do powrotu do negocjacji. Dziś ma przedstawić Platformie kolejną ofertę programową "zmodyfikowaną o postulaty, jakie pojawiły się w trakcie pracy zespołów negocjacyjnych". Wygląda jednak na to, że PO nie zamierza się odnosić do tej propozycji (wiadomo, że nie pokrywa się z przedstawionymi przez PO postulatami) ani PiS nie oczekuje specjalnie na odpowiedź.
- W sprawie budowy rządu i koalicji tylko czyny się liczą - tak Rokita skomentował dzisiejsze zamiary Marcinkiewicza. I to nawet mimo słów Marka Zubera (ekonomista, który pracował w gronie ekspertów PiS), że program, który dziś zostanie przedstawiony, jest bliższy Platformie.
PiS nie liczy na pozytywną odpowiedź PO i już od wczoraj ma ustalone wszystkie personalia w rządzie mniejszościowym. Liderzy partii podkreślają, że jeśli nie będzie rządowej koalicji z PO, to nie będzie też żadnej innej. Andrzej Lepper zaproponował wczoraj co prawda pomoc w tworzeniu rządu z PiS i wzięcie odpowiedzialności m.in. za resort rolnictwa, ale taki układ, jak się dowiedzieliśmy, w ogóle nie wchodzi w grę.
- To jest wmawiana nam koalicja, ale jeśli jakakolwiek będzie, to tylko z PO - podkreśla Marcinkiewicz.
Innego zdania jest Bronisław Komorowski z PO.
- W tej chwili istnieje koalicja ludowo-narodowa i żeby doszło do jakiegokolwiek porozumienia z PO, musiałaby zostać jakoś zerwana - twierdzi.
Tego jednak nikt w PiS nie zamierza robić, bo i LPR, i Samoobrona, a także PSL - jak mówią ich liderzy - "ciepło myślą" o ewentualnej współpracy w realizacji nieliberalnego programu.
Mikołaj Wójcik
"Nasz Dziennik" 2005-10-28
Autor: ab