Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Czego boi się Aleksander Kwaśniewski?

Treść

Wczoraj prezydent nie zaskoczył nikogo - postąpił tak, jak zapowiedział w poniedziałek wieczorem. Specjalnie przygotowane dla niego miejsce przed komisją śledczą ds. PKN Orlen pozostało puste, a posłowie ograniczyli się do oceny postępowania Aleksandra Kwaśniewskiego. Wciąż nie wiadomo, czego tak naprawdę przestraszył się prezydent. Wszystkie wyjaśnienia, jakie przedstawił w poniedziałek, i te, które podawali wczoraj jego współpracownicy, brzmią niewiarygodnie. Sensacją dnia natomiast, zamiast przesłuchania prezydenta, stało się zgłoszenie do Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie ukrywającego się od dawna współwłaściciela spółki BGM Arkadiusza Grochulskiego, podejrzanego o kierowanie mafią paliwową w Polsce. To potwierdzenie słów jednego z posłów, że Pałac Prezydencki boi się tego, iż pęka nić strachu wobec tego ośrodka władzy.
- Nie widzę osoby wezwanej przed komisją - stwierdził kilka minut po godz. 9.00 przewodniczący komisji śledczej ds. PKN Orlen Józef Gruszka (PSL), po czym odczytał pismo szefowej Kancelarii Prezydenta Jolanty Szymanek-Deresz, w którym powtórzyła ona większość słów wygłoszonych przez prezydenta w poniedziałek. - Ja czegoś tu nie rozumiem, prezydent został wezwany przed komisję w charakterze świadka, a ten list nie jest usprawiedliwieniem jego nieobecności, bo takowe powinien sformułować albo sam świadek, albo jego pełnomocnik - tłumaczył Gruszka.
- Prezydent deklarował, że stanie przed komisją śledczą, podzieli się swoją wiedzą, ale nie jako świadek, bo zdaniem konstytucjonalistów Konstytucja RP nie pozwala na to, by prezydent stawał przed organem sejmowym - wyjaśniała kilka godzin później Szymanek-Deresz.
Jesteśmy w posiadaniu kopii wezwania, jakie 27 stycznia br. otrzymał Aleksander Kwaśniewski. Wyraźnie jest tam napisane, że komisja uchwałą z 26 października 2004 r. postanowiła wezwać prezydenta w trybie art. 11 ustawy o sejmowej komisji śledczej "w celu przesłuchania". Na tej samej podstawie prawnej wzywani są przed komisję inni świadkowie. - Nie znam żadnej innej procedury, o czym więc mówi pani minister? - pytał Gruszka.

Nikt nie naciskał
Dyskusja między posłami w komisji skupiła się wczoraj na powodach, jakie podawał prezydent w swoim oświadczeniu wygłoszonym na poniedziałkowej konferencji prasowej. Przypomnijmy, co się wśród nich znalazło:
- "jeden z członków komisji namawiał świadka, aby dostarczył haki i kwity na prezydenta i nie wahał się czynić to w tak świętym miejscu jak Jasna Góra" - ten fragment wystąpienia Kwaśniewskiego dotyczy Romana Giertycha i Jana Kulczyka, jest badany przez częstochowską prokuraturę i to poseł LPR ma w tym śledztwie status pokrzywdzonego (pomówionego);
- "część komisji uczestniczyła, a często inicjowała intrygi polityczne i kampanie medialne, które miały zdyskredytować mnie, moją rodzinę, a przede wszystkim urząd prezydenta" - to, co Aleksander Kwaśniewski uważa za "intrygi" i "kampanie", ma miejsce od dawna, jeśli przyjąć, że chodzi mu o dociekanie roli fundacji jego żony w aferze PKN Orlen;
- "upowszechnione zostały raporty dwóch członków komisji zawierające niczym nieuzasadnione, ciężkie zarzuty pod moim adresem" - Giertych swój raport opublikował jeszcze w ubiegłym roku, Zbigniew Wassermann (PiS) kilkanaście dni temu, a mimo to wciąż prezydent był gotów stanąć przed komisją;
- "niektórzy członkowie komisji publicznie wysunęli groźbę impeachmentu" - pierwsze takie zapowiedzi pojawiły się w grudniu;
- "czymś dla mnie obrzydliwym są doniesienia gazet, które mówią, że poseł Giertych obiecał Dochnalowi, że jeśli ten będzie korzystnie, dobrze zeznawał, to komisja przekaże korzystną dla niego opinię do prokuratury, prosząc o złagodzenie sankcji" - nad tym ostatnim argumentem, podtrzymanym zresztą wczoraj przez posła Andrzeja Celińskiego (SdPl), dyskutowało kilku posłów. Najlepiej jest jednak posłużyć się stenogramem sobotniego, niejawnego posiedzenia komisji śledczej. Giertych mówi tam w pewnym momencie: "Chciałem pouczyć świadka o treści art. 60 ust. 3 kodeksu karnego (...) dlatego że w moim przekonaniu stosuje się go również w przypadku złożenia zeznań przed sejmową komisją śledczą". I dalej: "My (...) nie zajmujemy się jako główną osobą Panem, dlatego że mamy inny zakres działań i inny zakres interesującego nas przedmiotu sprawy. Stąd (...) interesuje nas uzyskanie informacji, które mogą pomóc nam przygotować stosowny raport bądź wnioski do Trybunału Stanu". Potem Giertych jeszcze tłumaczył, że komisja nie może sformułować zarzutu wobec Dochnala, bo jej "jedynym uprawnieniem prawno-karnym w sensie stawiania jakichś zarzutów jest wniosek do TS". Nigdzie ani śladu wpływania na świadka, by składał określone zeznania, nigdzie też nie ma mowy o rzekomym nakłanianiu lobbysty, by obciążył prezydenta.

Fizjonomia "mokrej roboty"
Dlaczego więc tak naprawdę prezydent w ostatniej chwili zrezygnował ze spotkania z komisją śledczą? Posłowie mają mnóstwo hipotez. Roman Giertych utrzymuje, że prezydent musiał dowiedzieć się o tym, że po południu został odtajniony ostatni ze stenogramów podsłuchów rozmów M. Dochnala z jego asystentem Krzysztofem P. Czego się z niego można dowiedzieć? Z tego, co udało nam się ustalić, właśnie tam pada określenie "mokra robota" w kontekście osób z kręgu znajomych prezydenta. To właśnie na wiadomości z tego stenogramu powoływał się więc poseł Antoni Macierewicz, pytając w sobotę Dochnala o to sformułowanie.
"Były osoby spoza grona rady fundacji, które prezentowały się jako pośrednicy w handlu nieruchomościami, przedstawiali jakieś propozycje zakupu działek pod ową klinikę, mieli pomysły na temat wykonawstwa, a również firm architektonicznych" - odpowiadał Dochnal. Zeznał również, że Jolanta Kwaśniewska dwukrotnie starała się ich wyłączyć ze spotkań, a "oni nadal się pojawiali".
"Z pewnym zażenowaniem usłyszałem, że to są znajomi pana prezydenta" - mówił dalej Dochnal. Nie pamiętał nazwisk, ale deklarował, że mógłby je sobie przypomnieć, gdyby otrzymał dostęp do swoich notatek z tamtego okresu. Zeznał, że skojarzenie z "mokrą robotą" miało być odniesieniem do "fizjonomii" tych osób. Nie chodzi więc, jak początkowo sądzili dziennikarze, o osoby będące mordercami ("mokra robota" to gangsterskie określenie zabójstwa). Kogo miał na myśli lobbysta? Choć to nazwisko nie pada w kontekście afery PKN Orlen, prawdopodobnie jednym z nich jest Marek Zabrzeski. To chyba najbliższa państwu Kwaśniewskim osoba. - Zarządza agencją nieruchomości Royal Wilanów Kwaśniewskiej, ma pełnomocnictwa do wspólnego konta prezydenckiej pary - mówi nasz informator. Co ciekawe, właśnie Zabrzeski prowadzi rozległe interesy dotyczące drogich działek (m.in. sprzedawał obcemu inwestorowi działkę, na której znajduje się dziś kompleks handlowo-usługowy Wola Park z hipermarketem Auchan). Czy to właśnie pytań o niego wystraszył się prezydent?

Pęka nić strachu
Poseł Wassermann zwrócił uwagę na jeszcze inne powody. Sensacją dnia okazało się wczoraj nie przesłuchanie prezydenta, a zgłoszenie się do krakowskiej prokuratury apelacyjnej ukrywającego się od dawna Arkadiusza Grochulskiego, współzałożyciela (m.in. z Janem Bobrkiem) firmy BGM oraz spółki Trans Sad (to ta spółka finansowała fundację "Porozumienie bez barier", a Jolanta Kwaśniewska gościła na uroczystych obchodach 10-lecia firmy). Zdaniem posłów, jego zeznania mogą jeszcze mocniej wstrząsnąć podstawami "prezydenckiego dworu". Parlamentarzyści podkreślają, że to dowód na złamanie dotychczasowego milczenia wielu kluczowych osób działających na rynku paliwowym. "Pęka nić strachu" - mówią.
Mikołaj Wójcik

"Nasz Dziennik" 2005-03-09

Autor: ab