Czas zatrzymał się w miejscu
Treść
Pochmurny sobotni poranek. Przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim  Przedmieściu warszawiacy zapalają pierwsze znicze, przynoszą kwiaty,  pojedyncze żółte tulipany i piękne wiązanki wprost z kwiaciarni. Na  wieść o smoleńskiej katastrofie przychodzi coraz więcej osób.  Wszechobecny smutek, żal, jakaś niezwykła wzniosła powaga. Atmosfera  podobna do tej, jakiej byliśmy świadkami pięć lat temu, gdy odchodził  Jan Paweł II. W takich momentach czujemy wobec siebie jakąś  niewypowiedzianą jedność ducha, solidarność, większą dbałość i troskę o  wspólne dobro - o Polskę. Budzi się patriotyzm, albo wydobywa się na  światło dzienne, bo w takiej chwili nie chcemy tłumić go wewnątrz.  Chcemy dać świadectwo, nie chcemy milczeć.
Spod ogrodzenia  Pałacu Prezydenckiego dochodzą słowa pieśni "Boże coś Polskę", za chwilę  grupka osób zaczyna intonować Koronkę do Miłosierdzia Bożego: "Dla Jego  bolesnej męki, miej Miłosierdzie dla nas...". Do modlitwy włączają się  kolejne osoby, jest ich coraz więcej. Śpiew staje się coraz bardziej  donośny. Przed godz. 15.00 już z trudem udaje się przebić przez rzesze  warszawiaków, by zapalić znicz. Starszej pani udało się przecisnąć,  pochyla się nad zniczem, który chce ustawić pośród innych. Nie pozwala  sobie pomóc. Ociera łzy. - Czy zechce się pani podzielić swoimi  przeżyciami? - pytam. Spogląda z wyrozumiałością, pozwalając już łzom  płynąć swobodnie po policzkach: - Nie, nie teraz, nie dziś, to wielka  tragedia. 
Przy zapalonych zniczach w modlitewnym skupieniu stoi  trzech młodych mężczyzn. To studenci prawa na Uniwersytecie Warszawskim.  - Przyszliśmy tu dziś już drugi raz. Chcemy zapalić znicze, pomodlić  się, przede wszystkim chcemy złożyć hołd najwyższemu przedstawicielowi  państwa, jakim był prezydent prof. Lech Kaczyński. - Gdy pierwszy raz  usłyszałem od kolegi o tym wydarzeniu, myślałem, że to makabryczny żart.  Nie dowierzałem. Pewnie jak wszyscy wyczekiwałem przy radiu na kolejne  wiadomości. Obawiam się teraz dla Polski nagłych zmian w polityce  zagranicznej. Wiadomo, że prezydent miał swoją wizję prowadzenia  polityki zagranicznej. Marszałek Bronisław Komorowski, który obejmie  funkcję prezydenta, ma inną wizję tej polityki. - Głosowaliśmy na pana  Kaczyńskiego - mówi z dumą jeden ze studentów, Michał.
Do rozmowy  przyłącza się Przemek, student filozofii, szczerze poruszony tragedią.  Przyszedł ze swoim kolegą. - My też przybyliśmy złożyć hołd panu  prezydentowi, wszystkim rodzinom, które przeżywają tragedie nie do  opisania - mówi z nieskrywanym bólem. - Największą tragedią jest to, że  zginęła większość dowódców polskiej armii. Jesteśmy teraz naprawdę w  złej sytuacji. Wydaje mi się, że w niedalekiej przyszłości możemy  spodziewać się kłótni o stołki. Choć już wiem, że zginął pan prezydent i  jego małżonka, jeszcze to do mnie nie dociera. W ogóle nie wiem, kto  dopuścił do tego, by tak ważne osobistości leciały jednym samolotem -  oburza się. - Brat mojego pradziadka zginął w Katyniu. Do końca nie  wiadomo, w jakich okolicznościach - dodaje zamyślony. - Włączyłem  telewizję, gdy usłyszałem o tragedii, nie dowierzałem, czy to prawda.  Gdy usłyszałem, że kilka osób przeżyło, miałem nadzieję, że prezydent  również. Ale niestety... Prezydent to tak jak dalsza, choć nieznana  rodzina. Jestem prawicowcem. Uważam, że polityka pana Kaczyńskiego była  prowadzona w porządku. Czasem lepiej, czasem gorzej. Teraz nie widzę  dobrego kandydata na to stanowisko - mówi. 
Zaczyna padać deszcz.  Widać, że nie przeszkadza zgromadzonym, niektórzy otwierają parasole,  ale deszcz nie odciąga nawet tych, którzy przyszli z małymi dziećmi,  jeszcze w wózkach. 
Naprzeciwko pałacu przy latarni, trochę dalej od  skupiska ludzi, stoi ojciec z dwoma chłopcami. Jeden z nich - młodszy,  przytula się mocno do taty. - Znasz historię Katynia? - zapytałam.  Maluch zaprzecza. - Nie zna, jest jeszcze za mały, ale na pewno pozna -  zapewnia ojciec. - Dziś Katyń stał się dla nas podwójnie nieszczęśliwy -  dodaje. 
Wśród tłumu warszawiaków, którzy przyszli całymi rodzinami,  ze znajomymi, grupami przyjaciół, przebija się młoda kobieta, rozmawia  przez telefon. Widząc, że szukam chętnych do wypowiedzi, sama śmiało  podchodzi. - Właśnie rozmawiałam z przyjaciółką z Anglii. Tam też  dotarło nasze świadectwo wiary. Modlitwy i hymny sprzed pałacu obiegają  świat. Pytają, czy to był wypadek, czy będziemy się dopominali o prawdę,  czy śledztwo będzie prowadzone przez niezależnych biegłych z NATO -  wypowiada z żalem prawie jednym tchem. Podobne pytania daje się słyszeć  wśród rozmawiających przed Pałacem Prezydenckim. 
- To wielka  tragedia dla Narodu Polskiego - wyznaje pani Alina Zielińska. - Zginął  kwiat opozycji, który mógł powstrzymać nieodpowiedzialne działania  rządu, które - jak twierdzą media - popiera rzekomo większość ludzi, i  zupełnie nie rozumiem, dlaczego popiera. Sądzę, że ta tragedia da  obecnemu rządowi trochę do myślenia, przeanalizuje on swoje działania.  Może to płonna nadzieja, ale może zacznie rządzić, a nie tylko się  uśmiechać i lekceważyć społeczeństwo. Jak widać, przyszło tak wiele  osób, by w jakiś sposób uczcić prezydenta Kaczyńskiego, tę tragedię,  zmarłych, a mówi się, że prezydent nie miał poparcia - zastanawia się  moja rozmówczyni. 
Wśród zebranych tworzą się grupki żywo dyskutujące  o tragicznym wydarzeniu na smoleńskim lotnisku. - Z ludźmi prawicy  wiązałam nadzieje na jakiekolwiek pozytywne zmiany w Polsce. Ci ludzie  nie myśleli tylko o prywacie, ale o Narodzie - mówi Barbara  Augustynowicz z Rembertowa rozmawiająca z młodą kobietą i mężczyzną. -  Zależało im na tradycji, na prawdzie. Bronili dobrego imienia Polski na  arenie międzynarodowej, bronili polskiego interesu. Zginęli  najwartościowsi ludzie, z którymi człowiek wiązał nadzieję na lepszą  przyszłość. Mam wielki żal, co dalej będzie? Na razie w polityce  dominuje polityka chłopaków w krótkich spodenkach. Mam wielki żal do  premiera, że oddzielnie oddawał hołd na grobach polskich oficerów.  Uważam, że powinien stać po prawicy polskiego prezydenta, a nie  oddzielnie, bierze w ten sposób w pewnym sensie odpowiedzialność za tę  tragedię - dodaje poruszona. 
Wśród tłumu przechodniów spotykam także  przyjaciółkę. - Dla mnie to już inna rzeczywistość - wyznaje. - Czuję,  jakby ktoś obudził mnie ze snu. To już na serio jest egzamin z "czas  ucieka, wieczność czeka" - podkreśla. - Bardzo mi żal pana Kurtyki, jego  rodziny. Świetny, prawdziwy mężczyzna, który nie bał się prawdy -  dodaje po chwili. 
Refleksja, że kwiat naszej elity politycznej  zginął za tę prawdę, że ci ludzie zapłacili najwyższą cenę za jej  świadczenie, nasuwa się sama. Znając okoliczności i czas, w jakim  zginęli, możemy sądzić, że zapłatą za prawdę będzie dla nich Boże  Miłosierdzie. 
Małgorzata Jędrzejczyk
Nasz Dziennik 12 kwietnia  2010
Autor: jc