Czas pełen symboli
Treść
Z ks. Pawłem Siedlanowskim rozmawia Małgorzata Pabis
Niemal nieodłączną częścią polskiej Wigilii już od kilkunastu lat jest świeca Caritas. Co ona symbolizuje?
- Wieczerza wigilijna to czas i przestrzeń wypełniona symbolami. Świeca Caritas, która towarzyszy nam już od wielu lat, jest symbolem jedności, naszej troski o tych, których nawet nie znamy, a którym przychodzimy z pomocą.
Jest takie wyrażenie "ognisko domowe". Wzięło się ono stąd, że kiedyś rodzina gromadziła się przy ogniu, który łączył, jednoczył, dawał radość. I myślę, że ta świeca do tej tradycji nawiązuje.
Poza tym symbolizuje ona przede wszystkim Chrystusa, który mówił: "Ja jestem światłością świata". Jezus jednak chce, żeby zaistniała tutaj relacja zwrotna, to my - wpatrzeni w światło Jezusa - mamy stawać się "światłem świata i solą ziemi".
Wspomniał Ksiądz, że Wigilia jest pełna symboliki. Bez jakich symboli trudno byłoby wyobrazić sobie wigilijny wieczór?
- Oczywiście bez opłatka, bez tego szczególnego chleba, przy którego łamaniu wybaczamy sobie wszelkie krzywdy i składamy życzenia. To znak naszej otwartości na drugiego człowieka. Warto podkreślić, że nawet ludzie niewierzący przyjmują ten znak i dzielą się nim.
A wolne miejsce przy stole - czasem wydaje się, że to tylko kwestia "pustej" tradycji. A przecież święta to czas, kiedy w sposób szczególny powinniśmy pomyśleć o samotnych, często będących tak blisko...
- To bardzo ważny znak. Spotykałem ludzi, którzy z ulicy zapraszali na swoją ucztę wigilijną ludzi bezdomnych, biednych. Opowiadali, że najpierw na twarzach malowała się konsternacja, a z czasem okazywało się, że to była najpiękniejsza Wigilia w ich życiu.
Oczywiście, wielu z nas stawia to puste nakrycie, ale tylko symbolicznie, bez nadziei, że ktoś niespodziewany przy nim usiądzie. Ale często właśnie to miejsce wiąże się z tym, że kogoś straciliśmy, ktoś umarł, odszedł. Kiedy widzimy to wolne miejsce i kiedy o nim myślimy, łatwiej nam przeżyć ten czas. Jednocześnie to puste miejsce uczy nas otwartości na drugiego człowieka, który czasem przychodzi nieoczekiwanie i potrzebuje naszej uwagi.
Całkiem niedawno w prasie pojawił się zarzut, jakoby Kościół nic nie robił w kwestii ubóstwa... Czy jest to stwierdzenie uprawnione?
- Ci, którzy stawiają takie zarzuty Kościołowi, mają przede wszystkim problem ze zdefiniowaniem, czym jest Kościół. To my jesteśmy Kościołem, każdy z nas.
I myślę, że te zarzuty są po prostu nieprawdziwe. Bo Kościół prowadzi wiele, wiele akcji charytatywnych, które nie są nagłaśniane w taki sposób, jak np. Wielka Orkiestra. W wyniku tych inicjatyw tysiące rodzin otrzymuje pomoc. Jednakże nie jest to medialne, więc o tym się nie mówi.
To oczywiście bardzo ważne, aby każdy z nas - tworzących Kościół - miał oczy otwarte i zawsze, gdy jest taka potrzeba, udzielał pomocy. Jednocześnie - chcę to podkreślić - to państwo zobowiązane jest do pomocy ludziom, do zapewniania im godnego życia. I w sytuacji, gdy ono sobie nie radzi, szuka się winnego i zrzuca odpowiedzialność na Kościół. Żądania, by Kościół zajął się pomocą, są wzięte z księżyca. Choć Kościół, widząc potrzebę, zawsze przychodzi z pomocą, to jednak jego podstawowym zadaniem jest troska o zbawienie człowieka.
Ostatnio coraz częściej mówi się, że Polacy nie chcą już tradycyjnie spędzać świąt Bożego Narodzenia...
- Z mojego doświadczenia wynika, że ludzie, którzy nie przyjmują Bożego Narodzenia, nie widzą potrzeby świętowania, stanowią margines. Zdecydowana większość Polaków chce w święta Bożego Narodzenia być z rodziną, gromadzić się przy stole, dzielić się opłatkiem, śpiewać kolędy. Każdy z nas potrzebuje tej jedności, dlatego tak ciepło myślimy o świętach Bożego Narodzenia. W tym czasie myśli Polaków biegną w jednym kierunku i spotykają się na Pasterce.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik 2010-12-23
Autor: jc