Czas nagli
Treść
Dziś radni lubelskiego sejmiku wojewódzkiego zdecydują o ewentualnym powołaniu komisji do spraw oszacowania szkód wojennych Lubelszczyny. W wyniku działań niemieckiej armii region doznał ogromnych strat zarówno w ludziach, jak i w potencjale gospodarczym. Choć oszacowanie ich mogłoby stanowić jeden z koronnych argumentów przeciwko niemieckim roszczeniom wobec Polski, wszystko wskazuje na to, że nieprędko doczekamy się takiego bilansu. Monity w tej sprawie nie spotkały się ze zrozumieniem ze strony marszałka Henryka Makarewicza, członka PSL, skonfliktowanego ze swoją wojewódzką organizacją partyjną, sprawującego funkcję jedynie dzięki poparciu postkomunistów.
Doświadczenia wojenne województwa lubelskiego sytuują ten region wśród najbardziej pokrzywdzonych przez Niemców w okresie II wojny światowej. Tu, na Majdanku, okupant zlokalizował drugi po Oświęcimiu pod względem wielkości obóz koncentracyjny, tu działały obozy zagłady w Bełżcu i Sobiborze. Szczególnie duże straty materialne wiążą się z pacyfikacją Zomojszczyzny: wypędzenie 110 tys. osób z ponad 300 wsi, odebranie rodzicom 30 tys. dzieci, z których zamordowano 10 tys., zasiedlenie polskich wsi ludnością niemiecką, a następnie zniszczenie ogromnych połaci województwa w wyniku operacji przeciwko powstaniu na Zamojszczyźnie. Tego ogromu strat strona niemiecka nigdy nie zrekompensowała. A dochodzi do tego wielka liczba jednostkowych akcji pacyfikacyjnych - jak choćby w Borowie, gdzie Niemcy zamordowali ok. 1,3 tys. osób - podczas których całkowicie spalili szereg wsi. Zostały zniszczone także miasta na skutek bombardowań w czasie kampanii wrześniowej.
Od kilku miesięcy prof. Ryszard Bender, historyk KUL, radny z ramienia LPR Sejmiku Województwa Lubelskiego, domaga się od zarządu województwa podjęcia kroków w celu oszacowania wojennych strat Lubelszczyzny. Od listopada ubiegłego roku regularnie co miesiąc na każdej sesji sejmiku prof. Bender zgłaszał wniosek do marszałka województwa o zobowiązanie zarządu do zlecenia właściwym organom oszacowania strat poniesionych przez Lubelszczyznę w czasach okupacji Polski przez narodowo-socjalistyczne Niemcy.
- Wchodzimy do Unii Europejskiej i należy się liczyć z eskalacją niemieckich roszczeń odszkodowawczych
- przekonuje profesor. - Dlatego powinniśmy uzbroić się w argumenty do odparcia tych ataków. Właśnie oszacowanie strat tak doświadczonej przez Niemców Lubelszczyzny powinno być jednym z takich koronnych argumentów - podkreśla.
Niestety, monity prof. Bendera nie spotkały się ze zrozumieniem ze strony marszałka Henryka Makarewicza, członka PSL, skonfliktowanego ze swoją wojewódzką organizacją partyjną, sprawującego funkcję marszałka jedynie dzięki poparciu SLD.
"W odpowiedzi na Pańskie pytanie stwierdzam, że Zarząd Województwa nie rozważał możliwości powołania komisji, bądź też innego gremium, które miałoby na celu wycenę szkód, jakie okupacja niemiecka wyrządziła na terenie województwa lubelskiego" - stwierdził marszałek w piśmie z grudnia ub.r.
W dalszej części pisma Makarewicz bez ogródek odmawia zajęcia się tą sprawą. "Wydaje się, że nie ma potrzeby powoływania nowych instytucji, które miałyby zajmować się kwestiami poruszonymi przez Pana Radnego" - pisze marszałek i wyjaśnia, że "znane przykłady istniejących w różnych krajach Europy instytucji, które zajmują się podobnymi zagadnieniami, opierają się na pracy stowarzyszeń i fundacji osób lub potomków osób poszkodowanych".
Profesor Ryszard Bender jest oburzony taką postawą marszałka.
- Kiedyś zapytałem Makarewicza, czy tak postępuje Polak. To przecież skandal, żeby marszałek biorący tak duże uposażenie wymigiwał się od pracy i odpowiedzialności, przerzucając je na potomków ofiar Niemców - stwierdza prof. Bender. - To jest nie tylko przejaw totalnej ignorancji i braku dobrej woli, ale również wzorcowy przykład znanej z PRL-u "spychologii" - dodaje profesor.
Ostatnio z inicjatywą podjęcia uchwały w sprawie powołania "komisji doraźnej" sejmiku wojewódzkiego do spraw oszacowania strat wojennych Lubelszczyzny wystąpił przewodniczący sejmiku Konrad Rękas, wyrzucony przed rokiem z Samoobrony za wejście w koalicję z SLD. W myśl projektu Rękasa, komisja byłaby zobowiązana do przedkładania sejmikowi kwartalnych sprawozdań z zaawansowania i przebiegu prac związanych z wyceną strat.
Profesor Bender i nad tym projektem załamuje ręce.
- Nie miałbym za złe Rękasowi, że przywłaszczył sobie moją inicjatywę, gdyby rzeczywiście proponowana przez niego komisja mogła oszacować te straty - uważa. - Ale faktycznie jest to sprytny sposób na rozmydlenie i pozbycie się problemu. Rękas i Makarewicz stanowią zgrany duet działający na zasadzie "ręka rękę myje" - dodaje profesor. Jego zdaniem, przekazanie sprawy bilansu strat do tak pomyślanej komisji doraźnej, pracującej w cyklu kwartalnym bez kompetencji i środków dostępnych zarządowi województwa, to klasyczny sposób odesłania sprawy ad Kalendas Graecas, czyli na czas nieokreślony.
- To działanie pozorne w myśl znanej zasady, że jeśli chce się pozbyć jakiegoś problemu, to się go odsyła do możliwie najliczniejszej komisji - uważa Bender. - A tymczasem czas nagli, gdyż pozwy z roszczeniami Niemcy mają przygotowane od dawna - podsumowuje.
Adam Kruczek, Lublin
Nasz Dziennik 8-03-2004
Autor: DW