Czas Kościoła
Treść
Samarytanka, kobieta, członek pogardzanego przez Żydów narodu, a do tego z taką moralną przeszłością! To spotkanie mówi nam coś bardzo ważnego. Na początku kobieta nie pojmuje słów nieznajomego. Rozumie doskonale swoje miejsce w hierarchii społecznej. Zna też ciężar pełnych wiader i ilość kroków, jakie trzeba pokonać, aby dotrzeć z domu do studni. To jest źródłem pierwszych skojarzeń: - Jeśli rzeczywiście jest tak, jak mówisz, spraw, aby było mi nieco lżej, ujmij ciężaru, zaradź pragnieniu... Jeszcze jej serce jest zamknięte. Moment zwrotny przychodzi już za chwilę: to wejście w jej prywatność, bardzo niezwykłą i zarazem bardzo krytycznie przyjmowaną zarówno przez rodaków, jak i Żydów. - Miałaś pięciu mężów, a ten, z którym teraz jesteś, nie jest twoim mężem... Czy było jej z tym dobrze w życiu? Chyba nie. Nagle poruszony ból duszy sprawia, że chwyta się słów nieznajomego jak ostatniej deski ratunku! Dokonuje się coś niespodziewanego: reinterpretacja przeszłości, porażek, pogardy i odrzucenia przez ten pryzmat, który rzuca na wszystko nowe światło! Przyjmuje to, co mówi Chrystus. Jej świadectwo ma tak wielką moc, że sprawia, iż zaczynają wierzyć w Jezusa mieszkańcy miasteczka, przyjmują Go do siebie. Łamią odwieczne, okrutne prawo... Część druga czytanego dziś tekstu Ewangelii Janowej to rozmowa z uczniami. Wbrew pozorom i zasadniczej różnicy, jaka dzieli ich z poprzednią sytuacją i całym jej złożonym kontekstem kulturowym, problem jest ten sam: niemożność przełamania schematów. Dla nich wszystko było proste: Żydzi są dziedzicami obietnicy, Samarytanie ludem godnym pogardy; to w Jerozolimie jest świątynia, która jest centrum kultu; Mesjasz przyjdzie do nich - i tylko do nich! Koniec. Kropka! Jezus zaczyna mówić coś zupełnie innego: zbawienie to dar dla wszystkich; prawdziwy kult to nie tylko zewnętrzne praktyki - to wewnętrzne spotkanie "w Duchu i prawdzie", osobisty kontakt z Bogiem wypełniony łaską. Ciekawe, że uczniowie zrozumieli to wszystko później, choć przecież w zupełnie innych okolicznościach: gdy prawda krzyża weszła w ich prywatność; gdy zaczęli reinterpretować swoje życie - z jego dotychczasowymi schematami i uprzedzeniami, nadziejami i porażkami - przez pryzmat tego, co się stało w Poranek Wielkanocny... Ma to fundamentalne znaczenie także dla każdego z nas: - Dopóki nie pozwolisz na to, aby Chrystus wszedł w twoją prywatność, dotknął twoich najskrytszych tajemnic, zranień, kompleksów, niepokojów, dopóki będziesz strzegł ich jak źrenicy oka, nie dopuszczając do siebie Chrystusa, wybierając schematy i grę pozorów, On cię nie uleczy. Przyzwyczajenie, rutyna zabijają ducha. Niszczą wewnętrzną kreatywność, "zamulają" duszę - a woda cuchnąca mułem nie zaspokoi pragnienia. Dlatego tak opornie idzie nasze budowanie królestwa Bożego, którego przecież przyzywamy każdego dnia, odmawiając "Ojcze nasz". Bo za bardzo chcemy sami tego dokonać. I stąd błądzenie po pustyni, żądanie znaków, obrażanie się na Pana Boga. A trzeba tak niewiele, a przede wszystkim odrobiny odwagi, aby odnaleźć Źródło. Ono jest tuż-tuż... Marcin Jasiński "Nasz Dziennik" 2008-02-23
Autor: wa