Czarna seria resortu
Treść
Sąd Apelacyjny w Warszawie przypieczętował kolejną wygraną dyrektora Podkarpackiego Szpitala Psychiatrycznego w Żurawicy Janusza Kołakowskiego z Ministerstwem Zdrowia. Chcąc nie chcąc, resort będzie musiał wypłacić szpitalowi ponad 300 tys. zł z odsetkami za leczenie nieubezpieczonych pacjentów. To już kolejna przegrana batalia ministerstwa kierowanego przez Ewę Kopacz ze szpitalem w Żurawicy.
Szpital w Żurawicy wyegzekwował od Ministerstwa Zdrowia 307 tys. zł za 10 miesięcy 2007 r. plus odsetki. Wcześniej placówka wywalczyła ponad 100 tys. zł za trzeci kwartał 2006 r., a przed miesiącem dyrektor Kołakowski wygrał z rzeszowskim oddziałem NFZ ponad 150 tys. zł za 5 miesięcy przełomu 2007 i 2008 roku. Łącznie za nieubezpieczonych pacjentów Ministerstwo Zdrowia i NFZ zostały zmuszone wypłacić szpitalowi w Żurawicy 557 tys. zł plus odsetki. Spór dotyczył pieniędzy, które należały się lecznicy w związku z ustawą o podwyżkach wynagrodzeń w ochronie zdrowia, przyjętą przez parlament w 2006 roku. Chodziło o leczenie pacjentów nieubezpieczonych, za których szpital nie otrzymywał pieniędzy. To sprawiało, że z każdym dniem placówka, która rocznie leczy ponad cztery tysiące nowych pacjentów z zakresu psychiatrii i uzależnień od alkoholu i zatrudnia 250 pracowników, coraz bardziej popadała w spiralę zadłużenia. Dlatego dyrektor placówki, nie chcąc dopuścić do pogrążenia szpitala w długach i postawić dalszej jego działalności pod znakiem zapytania, postanowił sam działać. - Problem z wypłatą należnych nam pieniędzy wynikł z różnicy między stawkami za pacjenta nieubezpieczonego i ubezpieczonego. Za pacjenta nieubezpieczonego stawka w tamtym okresie wynosiła 100 zł i była o 30 zł niższa niż za pacjenta ubezpieczonego. Zatem wyegzekwowane od ministerstwa pieniądze to różnica w stawkach za leczenie tych pacjentów - wyjaśnia Janusz Kołakowski. O zajęcie stanowiska w sprawie poprosiliśmy resort zdrowia, ale jak powiedział nam jego rzecznik prasowy Piotr Olechno, Ministerstwo Zdrowia nie komentuje wyroków sądu. Z kolei dyrektor Kołakowski dziwi się nonszalancji ministerstwa, które idzie do sądu, zamiast przyznać się do błędu. - To dziwne, że resort zdrowia z uporem maniaka wszczyna kolejne procesy, które po kolei przegrywa. Zamiast pokrywać wysokie koszty sądowych batalii, które tylko w moim przypadku wyniosły ok. 30 tys. zł, lepiej byłoby przeznaczyć te wcale niemałe pieniądze na bardziej pożyteczny cel - uważa dyrektor Kołakowski. Z resortem wygrał również Psychiatryczny Zespół Opieki Zdrowotnej w Jarosławiu. I to 145 tys. zł z odsetkami, przy czym koszty apelacji, które pokrył resort zdrowia, w tym wypadku wyniosły ok. 15 tys. złotych.
Dyrektorzy wielu placówek medycznych, choć borykają się z problemami finansowymi, ledwo wiążąc koniec z końcem, mimo to nie decydują się na pozwanie Ministerstwa Zdrowia czy NFZ. Zdaniem dyrektora Kołakowskiego, popełniają błąd. - Dziwi fakt, że duże szpitale wahają się, zamiast walczyć o swoje słuszne racje i o pieniądze, które się należą i pomogą wielu placówkom przynajmniej zbliżyć się do stanu normalnego funkcjonowania. Uważam, że wszelkimi sposobami w ramach obowiązującego prawa szpitale powinny dopominać się o swoje - tłumaczy Kołakowski. W jego ocenie, wina za całe zamieszanie leży po stronie resortu zdrowia, ale także po stronie parlamentu RP. - Często niedopracowane ustawy trafiają do Sejmu, który przyjmuje buble prawne, a potem mamy do czynienia z takimi sytuacjami. W tym wypadku Ministerstwo Zdrowia miało obowiązek przewidzieć, że w Polsce są kategorie ludzi: ubezpieczonych i nieubezpieczonych. Za jednych i za drugich trzeba zapłacić, skoro chorują i wymagają leczenia - komentuje dyrektor szpitala w Żurawicy. Jego wygrane pokazują, że Ministerstwo Zdrowia to nie święta krowa i nie zawsze ma rację. Janusz Kołakowski przygotowuje już kolejny pozew przeciwko temu resortowi. Pieniądze, jakie ma zamiar odzyskać, zostaną przeznaczone na podwyżki dla pracowników, bo tegoroczny kontrakt z NFZ na to nie pozwala.
Teraz w podobny sposób o należne pieniądze za leczenie nieubezpieczonych będą się mogły starać inne placówki.
Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik 2010-04-06
Autor: jc