Cyprien Katsaris, pianista
Treść
- Piszą o Panu "silny indywidualista o skrzących palcach". Zgadza się Pan z takim określeniem?
- Tak o mnie napisał w książce "Wielcy pianiści - od Mozarta do współczesności" Harold Schonberg, największy krytyk muzyczny "New York Timesa". Nie mogę powiedzieć, czy jest to prawda. Krytycy mają swobodę wypowiedzi, mogą pisać, co chcą. Natomiast my, artyści, możemy grać repertuar według własnego uznania.
- Ale czy definicja Schonberga podoba się Panu?
- Trudno powiedzieć. Ja po prostu jestem, jaki jestem.
- Jaki zatem jest Cyprien Katsaris, zdobywca prestiżowych nagród, występujący w najsłynniejszych salach koncertowych z najlepszymi zespołami, juror licznych konkursów, założyciel wytwórni płytowej Piano 21?
- Straszny. Zwłaszcza przebywając z pięknymi kobietami zmieniam się w monstrum.
- A jako muzyk?
- Czasem jestem aniołem, a czasem demonem.
- Kiedy przyjmuje Pan postać anioła, a kiedy demona?
- Wszystko zależy od muzyki, która odzwierciedla przecież życie. Dla Pitagorasa muzyka była wszystkim: astronomią, matematyką, nauką, filozofią. Dlatego piękny dźwięk, piękne brzmienie, to jeszcze nie jest muzyka. Beethoven w swojej Appassionacie napisał nuty, które mają odwzorowywać bunt, rewoltę, przewrót. Dźwięk, jakim wykonamy tę sonatę nie może być piękny, tylko gwałtowny i mocny. Prezentując utwory trzeba umieć muzyką odzwierciedlać wszystkie stany ducha, od smutku i przygnębienia aż po pogodę ducha. A takich stanów emocjonalnych jest wiele.
- Ile według Pana?
- Na samym dole jest smutek, potem strach, gniew, zmęczenie, znużenie i znudzenie. Wyżej znajduje się satysfakcja, potem radość, ponad nią entuzjazm i na samej górze pogoda ducha.
- W jakim wcieleniu najchętniej Pan przebywa? W anielskim czy demonicznym?
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, gdyż są to tylko dwie skrajne emocjonalności. A muzyka jest uniwersalna i pianista także musi być uniwersalny. Jako muzyk mam jednak do odegrania specjalną rolę w społeczeństwie.
- Jaką?
- We współczesnym świecie, pełnym szaleństwa i przestępczości, sztuka jest bardzo ważna, stanowi pewnego rodzaju antidotum codzienności. Jako społeczeństwo osiągnęliśmy bardzo wysoki poziom technologiczny, ale duchowo nie zrobiliśmy żadnego postępu. Jeżeli chodzi o relacje międzyludzkie problemy są te same.
- Jaka powinna być w takim świecie muzyka?
- Powinna uwalniać od zmartwień współczesnego świata. Według filozofa amerykańskiego Rona Hubbarda sztuka jest jakością porozumiewania się. Przekaz w sztuce jest dużo istotniejszy niż technika. Dlatego rolą muzyka jest podczas koncertu wykonanie "zastrzyku duchowego", który pozwoli odbiorcom na zapomnienie o codzienności. Jeżeli pod koniec koncertu pojawia się uczucie, że zarówno wykonawca, jak i publiczność zbudowali się duchowo, to znaczy, iż rola muzyki została spełniona.
- Mścisław Rostropowicz powiedział, że muzyka jest informacją. Zgadza się Pan z tym twierdzeniem?
- Jak najbardziej. Znam poglądy tego fantastycznego wiolonczelisty. Graliśmy razem kilka lat temu w Waszyngtonie, mieszkamy w Paryżu niedaleko siebie...
- ...zatem jakie informacje i jakie antidotum przywozi Pan polskiej publiczności?
- Poprzez muzykę pragnę przekazać miłość, pokój i braterstwo. Lord Byron napisał: "przyjaźń to miłość bez skrzydeł". I właśnie taką miłość przywożę Polakom.
- W Krakowie przebywał Pan ostatnio 12 lat temu na zaproszenie Capelli Cracoviensis. Ale w Polsce bywa Pan znacznie częściej.
- Ze względu na Chopina kraj ten jest bardzo ważny dla każdego pianisty. W zeszłym roku, w listopadzie grałem w Warszawie na festiwalu pani Elżbiety Pendereckiej, a potem w Bydgoszczy i Gdańsku. Dwa lata temu byłem na festiwalu niedaleko Gdańska, gdzie wystąpiłem bez honorarium w koncercie, z którego dochód był przeznaczony na stypendia dla młodych polskich muzyków. Uważam, że trzeba wspierać Polskę, bo to duży kraj, wiele znaczący w Europie. A ja wierzę w zjednoczoną Europę. Sam pochodzę z Cypru, którego stolica jest podzielona. Jeżeli wspólna Europa, nawet ta niedoskonała, ze swoimi licznymi problemami zapobiegnie zagrożeniu pojawienia się wojny, to jest to wielki sukces.
- W Krakowie zagra Pan dwa razy. Dzisiaj o godz. 19.30 w sali Filharmonii Krakowskiej wraz z Capellą Cracoviensis pod batutą Stanisława Gałońskiego zaprezentuje Pan dwa koncerty fortepianowe: Bacha i Haydna. Dlaczego taki wybór?
- Zaproponowałem ten repertuar Capelli Cracoviensis, bo znam doskonałą jakość tego zespołu i wiedziałem, że w tym repertuarze zabrzmi fantastycznie. Koncert Bacha nie jest długi, ale za każdym razem, gdy go wykonuję, mam wrażenie, że poprzez muzykę przemawia do mnie Bach filozof. Ten kompozytor jest dla mnie Sokratesem muzyki. Koncert Haydna natomiast jest bardzo żywy, lśniący, błyskotliwy i bardzo natchniony. Jego trzecia część została oparta na muzyce węgierskiej.
- Jutro zagra Pan recital na rzecz budowy sali koncertowej Capelli Cracoviensis. Koncert rozpocznie się o godz. 19 w Synagodze Tempel. Repertuar tego recitalu pozostaje jednak zagadką, gdyż do tej pory nie zdradził Pan jego programu.
- I nadal nie mogę nic wyjawić, jedynie obiecuję, że nikt nie będzie się nudził. Pojawią się dzieła bardzo znane, jak i kompozycje zapomniane i na nowo odkryte. Będzie to podróż muzyczna w czasie i przestrzeni, na którą wszystkich miłośników muzyki gorąco zapraszam.
Rozmawiała: AGNIESZKA MALATYŃSKA-STANKIEWICZ
"Dziennik Polski" 2007-03-19
Autor: wa